Putin odejdzie, przyjdą podobni

Rosja zaatakowała Ukrainę. Docierają kolejne dramatyczne informacje o ofiarach wojny. Tymczasem lider PO i szef Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk przekazuje, że rozmawiał z merem Kijowa Witalijem Kliczko. “Poważny, bez śladu paniki, z niepokojącymi informacjami o rosnącej liczbie ofiar, idącej już w setki” – napisał na Twitterze Tusk.

Już w środę, odbierając doktorat honoris causa, noblistka Olga Tokarczuk mówiła wprost:

Więcej o napaści Rosji na Ukrainę >>>

 

Idzie recesja jak w latach 30.

Wraz z pandemią koronawirusa idzie głęboki kryzys, recesja, jakiej na świecie nie było od lat 30. ubiegłego stulecia.

Już dzisiaj wszystko podrożało, a to znaczy, że mamy recesję. Jakiej wielkości?

Ośrodki analityczne przewidują dla Polski bezrobocie sięgające 20 proc. Recesję największą od 30 lat, czyli od transformacji, gdy porzucaliśmy PRL.

Uwzględnijmy, iż u władzy mamy partię charakterologicznie podobną do PZPR, więc recesja będzie równie głęboka, a bezrobocie wyższe.

U władzy – nazwijmy to wprost – mamy pokraków. Pokrakę nr 1 Kaczyńskiego i jego ancymonków: Morawieckiego, Dudę, Szumowskiego.

Morawiecki prędzej czy później będzie siedział, choćby za świadome przepłacenie sprowadzonych masek z Chin. Koszt ich jest kilkunastokrotnie wyższy od tego, który byłby dokonany normalnie, bez pompy, bez „największego samolotu świata”.

I podobno – co jest jeszcze gorsze – sprowadzono sprzęt wadliwy. Chińczycy wcisnęli szmelc. Ale taki jest PiS – partia pokraków wyznającą aksjologię szmelcu. Szmalcownicy.

PiS to w istocie polskie sprzedawczyki, jak Targowica, jak sanacja sprzed 39 roku.

Będziemy mieli recesję w Polsce pierwszy raz od 30 lat? To prawie pewne, ale jak głęboką? Ekonomiści wyliczają kolejne wskaźniki, ale sytuacja jest bardzo dynamiczna. Sprawdzamy, co dziś możemy powiedzieć o bezrobociu i PKB w Polsce na koniec 2020 roku.

O recesji, który dotknie nas jak transformacja, gdy kończył się PRL >>>

„W przyjętej 17 kwietnia 2020 rezolucji PE podkreśla, że plany rządu PiS, by mimo pandemii przeprowadzić w maju wybory prezydenckie „mogą zagrozić życiu obywateli polskich i podważyć koncepcję wolnych, równych, bezpośrednich i tajnych wyborów, o których mowa w Konstytucji RP”. Saryusz-Wolski (PiS): „Zadbała o to totalna, dowodzona przez Donalda Tuska”

PE przeciw niszczeniu demokracji przez PiS >>>

Podczas wyborów korespondencyjnych dla 30 mln Polaków nie da się zagwarantować standardów demokracji – ocenił szef Europejskiej Partii Ludowej w wywiadzie dla „Spiegla”.

Wywiad z Donaldem Tuskiem >>>

Koronawirus szaleje w Europie. „Od tego, czy Europa okaże wsparcie swoim obywatelom, będzie zależała jej przyszłość” – mówi OKO.press dr Marta Olesik, współautorka listu do europejskich decydentów. List podpisali pisarze i politycy, artyści i ekonomiści, m.in. Olga Tokarczuk, Aleksander Kwaśniewski, Agnieszka Holland i ekonomiczny doradca papieża Franciszka.

Więcej o 500+ unijnym >>>

Według szacunków Polskiego Forum Osób Niepełnosprawnych sytuacja w całodobowych placówkach opiekuńczych może być gorsza niż w oficjalnych statystykach. Śmiertelność osiąga 5-10 proc. Osamotniony personel rezygnuje, z wycieńczenia.

Więcej o horrorze w placówkach opiekuńczych i tchórzu Ziobrze >>>

Albo wybory korespondencyjne, albo osobiste za dwa lata – rekomenduje minister zdrowia Łukasz Szumowski. Tylko że ani pierwsze, ani drugie nie są w tej chwili możliwe. PiS pozbawił uprawnień PKW, a prowizorka Sasina lewituje w legislacyjnej próżni. Sędzia Hermeliński: „Taka zmiana przepisów i procedur wyborczych narusza artykuł 2 Konstytucji”.

O bezprawiu wyborczym. Coś faszystowskiego >>>

O teoriach spiskowych dotyczących koronawirusa >>>

Wychodzi na to, że Duda świetnie wie, iż wybory w maju to jego jedyna szansa na reelekcję.

Koronawirus szaleje, a cóż porabia ukochany prezydent części Polaków pan Andrzej Duda? Od czasu do czasu widzę jego zatroskaną minę w telewizji, gdy z lekko pochyloną głową odmienia siebie przez wszystkie przypadki, by do Polaków dotarło, że to On się stara, On rozumie, On współczuje, On załatwia, On rozmawia, On zadba, On wprowadzi, On dziękuje. On! On! On!…

Cały felieton Tamary Olszewskiej >>>

Rządzi nami wariat z kompleksami

Mamy trzy zarazy, dwie śmiertelne. Koronawirus dla naszej egzystencji. Druga zaraza Kaczyński – groźna dla egzystencji państwa.

No i trzecia zaraza, która jest potomstwem dwóch pierwszych – indolencja władz pisowskich wobec koronawirusa.

Nie dość, że dane o zakażeniach i ofiarach są nieprawdziwe – nie tylko z powodów, że za mało jest przeprowadzanych testów, nieprzygotowania do zarazy, to przede wszystkim świadomego zaniżania danych – to taki Kaczyński ma w dupie Polaków, jemu tylko zależy na tym, aby chwycić naród za mordę, bo niedługo odejdzie i inni też mają pożegnać się z życiem.

Rządzi nami wariat z kompleksami bez większych intelektualnych możliwości, bez żadnych osiągnięć (chyba, że pośrednio obarczymy go za współwinę Lecha Kaczyńskiego, który posłał 96 ludzi na tamten świat).

Jak sobie z tym poradzimy? Czy w ogóle sobie poradzimy?

Rzeczywiście [Jarosław Gowin] mówi o tym, że jest przeciwnikiem wyborów w tej chwili. Uzasadniał to zawsze zawsze różnego rodzaju zagrożeniami medycznymi. Te wybory, o których w tej chwili mowa, czyli wybory korespondencyjne, nie stwarzają takich zagrożeń. Jaką podejmie decyzję, trudno mi w tej chwili powiedzieć, ale mam nadzieję, że to będzie decyzja racjonalna i zgodna z konstytucją, a w tej chwili jedyna decyzja racjonalna i zgodna z konstytucją to jest decyzja o przeprowadzeniu wyborów” – mówił w radiowej Jedynce prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Rozmowa z Kaczyńskim w „Sygnałach dnia” >>>

Światowa Organizacja Zdrowia prawdopodobnie już wkrótce zmieni zalecenia i zachęci do noszenia maseczek ochronnych w miejscach publicznych – donosi brytyjski dziennik „The Guardian”. Przymierzają się do tego również Brytyjczycy i Amerykanie. Do zmiany zdania miały skłonić WHO nowe dane z Hongkongu, które wkrótce zostaną opublikowane.

O modelu chińskim, który może u nas obowiązywać >>>

– Jarosław Kaczyński jest bardzo nakręcony na to, by zrobić wybory jak w Bawarii – mówi nam polityk PiS bliski kampanii. Czyli w pełni korespondencyjne. Przeciwko wyborom 10 maja jest Jarosław Gowin, który odrzucił już drugie ultimatum stawiane mu przez PiS. Nowogrodzka chce więc nakłonić posłów Gowina, by głosowali w Sejmie wbrew swojemu szefowi.

O nakręconym Kaczyńskim >>>

Organizacyjnie możliwe do przeprowadzenia, politycznie uzasadnione, ale obarczone potężnym ryzykiem prawnym i epidemiologicznym. Ponadto korespondencyjne wybory prezydenckie, które forsuje Prawo i Sprawiedliwość, może storpedować Senat. Wystarczy, że wprowadzający je projekt ustawy przetrzyma u siebie, zgodnie z uprawnieniami, przez 30 dni.

Więcej o chorej demokracji kopertowej >>>

„Zamknięcie granic państwowych uważam za największą porażkę tego marnego czasu – wróciły stare egoizmy i kategorie „swoi” i „obcy”, czyli to, co przez ostatnie lata zwalczaliśmy z nadzieją, że nigdy więcej nie będzie formatowało nam umysłów”, pisze Olga Tokarczuk. 

Cały felieton noblistki >>>

„My na pewno nie będziemy robić koalicji z PiS-em. Nigdy! Natomiast odsunąć od władzy rząd, który usiłuje po trupach przeprowadzić wybory, warto nawet z diabłem” – mówi posłanka PO Izabela Leszczyna w gorącym komentarzu po doniesieniach o możliwym rozpadzie koalicji rządowej.

Więcej o możliwym rozpadzie koalicji pisowskiej >>>

Wierzę, że nawet jeśli nie Gowin, to ktoś się w obozie władzy opamięta i zauważy, że prezes odkleił się od rzeczywistości. Wybory w środku epidemii to jest za gruba akcja, nawet jak na ten elektorat i tych polityków – mówi OKO.press Katarzyna Lubnauer. – Chyba, że Kaczyński pójdzie do końca w stronę dyktatury jak Orbán. I nadejdą żniwa Ziobry i Kamińskiego.

Więcej Katarzyny Lubnauer >>>

Przyznam, że od pewnego czasu patrzę na większość rządzącą jak na sektę religijną, która ma guru. Jak wiadomo, w sekcie wszyscy muszą się podporządkować i mamy tak w obecnej sytuacji. Sekta ma też swoich najwyższych kapłanów, ma swoją świątynię – to specjalna willa wykupiona obok tej prezesa i tam podobno są relikwie zmarłego brata, czyli sarkofag, który został podmieniony w wyniku ekshumacji. Miejmy świadomość, że znaleźliśmy się w rękach groźnej sekty, która nie myśli, jest zdana na łaskę i niełaskę swojego guru – mówi Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. – Dziś liczy się nie norma konstytucyjna, a wola rządzących. Jak będą chcieli, bo im to będzie pasować, to się zastosują, a jak nie, to nie będą. Mamy do czynienia już nie z władzą, która funkcjonuje w porządku konstytucyjnym, tylko w oparciu o swoją czystą wolę. To dyktatura – podkreśla.

Rozmowa z prof. Jerzym Stępniem >>>

W Polsce najwięcej ofiar śmiertelnych od początku epidemii i zatrważająca liczba zakażeń wśród lekarzy. W USA ekspert Donalda Trumpa dostał ochronę, bo chichotał po bzdurach opowiadanych przez prezydenta. Dyktatorzy wykorzystują epidemię, by dokręcać śrubę: Putin robi cyfrowy gułag, Duterte chce strzelać.

O przebiegu kolejnego dnia zarazy >>>

Partia pana prezesa właśnie dowiodła, że jedno potrafi na pewno. Mianowicie – walczyć o władzę do upadłego biznesu i upadłej służby zdrowia.

Nie wiem, jak Państwo, ale ja zawsze się wzruszam, kiedy kobieta płacze. A już zwłaszcza, gdy płacze z mojego powodu. A przecież łamiący się głos pani marszałek Witek, to przeze mnie.

Kiedy tak, niemal łkając, błagała marszałka Senatu, żeby pilnie procedował najważniejszą ustawę pandemii, to czyniła to przecież w trosce o mnie i o miliony rodaków. Żebyśmy mogli bezpiecznie spełnić najważniejszy obowiązek, jaki spada na nas wszystkich w czasach zarazy. Głosować!

Felieton Bożeny Chlabicz-Polak  >>>

PiS jako wstyd

Przez kilka dni zdominowała przestrzeń polityczną szefowa sztabu Dudy Jolanta Turczynowicz-Kieryłło.

Kobieta ładna, ale przysłowiowa blondynka, choć kolor włosów ma inny. Dlaczego? Nieciekawa intelektualnie, wątpię, czy dobra prawniczka i popełniająca błędy – zarówno logiczne (marny prawnik zatem) i kulturowe. Co świadczyłoby, iż nie odrobiła wykształcenia, na którym budujemy osobowość.

Dlaczego została szefową sztabu? To świadczyłoby, iż PiS nie ma żadnego zaplecza intelektualnego, nikt znaczny nie chce być na ich usługach.

Związać się z PiS to swego rodzaju wstyd. Dlatego tak marni politycy występują w tej partii i tak beznadziejni dziennikarze ich bronią.

Jeden z liderów Lotnej Brygady Opozycji Arkadiusz Szczurek udzielił wywiadu portalowi OKO.press, w którym to dokonuje rozdziału nienawiści i pogardy.

I należy się z nim zgodzić, iż do Dudy można mieć tylko pogardę, bo to mały człowiek, który nie broni Konstytucji, ale będąc na usługach Kaczyńskiego, będąc jego pachołkiem, łamie Konstytucję.

To w końcu Duda używa języka nienawiści w stosunku do sędziów, którzy stoją na straży niezależności sądów i tego standardu demokracji.

Propaganda PiS powtarza się, że udawaliśmy pucczan. To absurd, nikt nikogo nie udawał. Duda też nie udawał, że jest z Pucka, prawda? Nienawiści do pana prezydenta nie czuję. Jeżeli już, to pogardę. Mamy prawo krzyczeć i gwizdać. Jesteśmy w końcu suwerenem wyposażonym w narządy głosowe – mówi Arkadiusz Szczurek z Lotnej Brygady Opozycji.

A co krzyczycie do pana prezydenta kochanego?

„Kłamca”, „Będziesz siedział”, „Trybunał Stanu”, „Republika banasiowa”, „Przestań łgać”. Na Pomorze wzięliśmy megafon, taki zwykły za 400 zł, żeby pan prezydent lepiej słyszał. Poza tym używamy gardeł.

Jesteśmy w końcu suwerenem wyposażonym w narządy głosowe. Nasze główne słowo to „WyPAD”, transparent – „Przestańcie kraść. WyPAD 2020”.

I ile osób rusza śladami Dudy?

Uwaga, nawet ty powielasz kalki medialne. To pytanie robi wrażenie, jakbyśmy to robili systematycznie, wiele razy. PiS i media publiczne robią z nas potężną organizację. OK, niech przeceniają nasze możliwości, niech się boją, ale wy powinniście pisać prawdę, lecieć konkretami, jak to w OKO.press.

Więc poczekaj, policzę.

Do Wejherowa i Pucka pojechali Adam „Wiśnia”, Wiśniewski, Karol Grabski, Stasia Skłodkowska, Piotr „Łopata” Łopaciuk, Kasia Goldian, Julka Łowkis, i ja, nazwisko już podawałem. Czyli siedem osób.

Kto z Platformy koordynuje waszą działalność? I kto was opłaca?

(Śmieje się). Panie prokuratorze kochany! Na Pomorze zaprosili nas miejscowi. W Pucku, Wejherowie, Gdyni, Gdańsku są na Dudę strasznie wkurzeni od czasów, gdy zawetował im kaszubski. Za całokształt zresztą też.

Wywiad z Arkadiuszem Szczurkiem tutaj >>>

Prezes Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa (ENCJ) zadaje przewodniczącemu neo-KRS 9 pytań. Odpowiedzi zaważą, czy neo-KRS zostanie wyrzucona z ENCJ, w której jest zawieszona od sierpnia 2018. Prezesi trzech najważniejszych stowarzyszeń sędziowskich apelują do Przewodniczącej Komisji Europejskiej o skargę KE na polski rząd do TSUE za ustawę kagańcową.

Jak neo-KRS ośmiesza polskie sądownictwo w UE >>>

„W otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego są wycinane kolejne fragmenty najcenniejszych przyrodniczo karpackich lasów. Dzieje się tak pomimo obecności bardzo rzadkich gatunków z Czerwonej Listy” – informuje Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze. Właśnie złożyła wniosek o utworzenie rezerwatu. Olga Tokarczuk: „Zostawmy w spokoju to wyjątkowe miejsce”.

Więcej o dewastowaniu Puszczy Karpackiej >>>

Droga Pani Mecenas!

Jak niefart, to niefart. Oj, coś w tej kampanii nasz Prezydent szczęścia nie ma. Ale od czego jest wierny doradca, czyli ja, który zawsze stoi na posterunku, aby dobrą radę podrzucić.

Pozornie może się wydawać, że dla pani Mecenas kampania się skończyła, zanim się zaczęła. Dość oryginalne propozycje wprowadzenia ograniczenia wolności słowa bledną bowiem przy nowych informacjach o szczególnych Pani upodobaniach kulinarnych, które z rzadka tylko występują na naszym globie (niektóre regiony Papui), a które jeżeli przylgną do sztabu naszego Umiłowanego Kandydata mogą nie spotkać się z powszechnym aplauzem.
Dlatego wymyśliłem taką oto historyjkę,której musi się pani wiernie trzymać.

Cały list Romana Giertycha do Turczynowicz-Kieryłło tutaj >>>

Oskarżenia o malwersacje finansowe, a także zawiadomienia do prokuratury i CBA – to pokłosie konfliktu, jaki wybuchł w stowarzyszeniu współrządzonym przez Mariana Banasia. Zarzewiem sporu stały się nieruchomości warte miliony złotych. Przy okazji na światło dzienne wychodzą sięgające jeszcze lat 70. XX w. powiązania Banasia z byłym ZOMO-wcem, karateką i wieloletnim członkiem PZPR.

Wyczerpująco o Banasiu tutaj >>>

W minionych latach jeździłem tam regularnie, ale w te ferie ani grosza nie wydałem w Istebnej, której samorząd dołączył do szczucia na środowiska LGBT.

Każdy z nas może zademonstrować niezgodę na autorytaryzm i łamanie cywilizowanych standardów. Wcale nie jesteśmy słabi i mamy w rękach potężne środki nacisku. Myślicie, że oni nie czują naszego sprzeciwu i dezaprobaty? Że nasze drobne gesty są pozbawione znaczenia?

„Niektórzy nawet w pociągu nie chcą koło mnie siedzieć, bo tak nienawidzą PiS” – żalił się w wywiadzie dla Justyny Dobrosz-Oracz poseł tej partii Kazimierz Smoliński. Rozmowa ukazała się na stronie internetowej wyborcza.pl 13 lutego i chyba nie została przez opinię publiczną dostrzeżona w takim stopniu, w jakim na to zasługiwała. To jedno krótkie, lecz jakże krzepiące zdanie pokazuje, jak potężną bronią dysponujemy. Tłumaczy też, dlaczego z oficjalnej propagandy całkowicie znikły chełpliwe odwołania do „woli suwerena”.

Felieton Wojciecha Maziarskiego tutaj >>>

Sędziowie i obywatele na ratunek demokracji

Chciałoby się napisać, iż Marsz Tysiąca Tóg to sukces. Sukces w walce z bezprawiem PiS.

Ale… Kontekst jest przerażający, walczymy z własnym rządem, walczymy o standardy demokracji.

Zatem, czym jest rząd PiS? Najeźdźca, sowieci, naziści? Mając o czynienia z propagandą tej władzy, oglądając telewizję – dawniej publiczną – można mniemać, iż wrogiem są Polacy, którzy z tą władzą się nie godzą, czyli nie chcą kolaborować.

A więc TVP to zwykła gadzinówka, która szczuje. Rok temu z tej gadziej propagandy wykluł się Eligiusz Niewiadomski, który zabił prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza.

Obecnie TVP szczuje na marszałka Senatu prof. Tomasza Grodzkiego, można się zastanawiać, kiedy kolejny Eligiusz Niewiadomski jego zabije.

Co to za organizacja PiS, która rządzi, która niszczy urządzenia demokratycznego państwa – Trybunał Konstytucyjny, sądownictwo?

Wywiad z Mateuszem Morawieckim dla niemieckiego „Die Welt” kompromituje go jako człowieka i jako Polaka. napisałem Polaka, a powinienem napisać „Polaka”, bo Polak nie może niszczyć Polski, tylko wróg Polski.

Społeczeństwo obywatelskie ratuje co może z wolności obywatelskich, sędziowie walczą o standard demokratyczny, niezależność orzekania.

PiS prędzej czy później będzie zabijać, bo taka jest logika najeźdźcy, wroga, który wie, że po straceniu władzy będzie sądzony za swoje przestępstwa. A tych ma bez liku, codziennie dowiadujemy się o aferze. Polska to republika bananowa, państwo aferalne, ośmieszane przez Kaczyńskiego i jego ferajnę.

W Marszu Tysiąca Tóg, według wyliczeń stołecznego ratusza, udział wzięło nawet 30 tys. osób. W demonstracji uczestniczyli m.in. przedstawiciele środowisk sędziów z Belgii czy Niemiec. – To bezprecedensowa sytuacja. To pokazuje, jak ważne dla UE jest to, czy będziemy mieli niezawisłe sądy – mówił w TOK FM sędzia Bartłomiej Przymusiński.

Więcej >>>

„Szliśmy w togach, żeby wszyscy Polacy mogli nas zobaczyć. Zobaczyć, że nie jesteśmy jakimiś kosmitami, kastą, komuchami, zdrajcami, złodziejami. Jesteśmy Polakami, którzy mają zawód, który polega na ważnej misji” – mówił pod Sejmem do tysięcy manifestantów Krystian Markiewicz, szef stowarzyszenia sędziów Iustitia.

Więcej >>>

„Jesteśmy europejskimi sędziami. W Europie musimy ufać sobie nawzajem. Dlatego stoimy razem z polskimi sędziami” – mówili sędziowie m.in. z Francji, Irlandii, Austrii na niezwykłej konferencji prasowej. Sędzia z Turcji ostrzegał: „U nas praworządność została kompletnie zniszczona. Pewnej nocy poszedłem spać jako sędzia, obudziłem się jako terrorysta”.

Więcej o sędziach z UE uczestniczących w Marszu Tysiąca Tóg >>>

– Chcielibyśmy tylko zreformować nasz system sądownictwa. Nadrabiamy przy tym to, co gdzie indziej już się stało. U was w Niemczech około 30 procent sędziów, którzy pracowali w NRD, nie mogło po zjednoczeniu wykonywać swojej pracy, bo byli zbyt blisko totalitarnego reżimu. To było słuszne. W Polsce nic takiego nie miało miejsca. Teraz podejmujemy konieczne decyzje personalne – powiedział Morawiecki.

Na uwagę dziennikarki, że średni wiek polskich sędziów to 40 lat, co oznacza, że w czasie transformacji byli jeszcze nastolatkami, polski premier odparł, że „w latach 90. komunistyczni sędziowie wyszkolili swoich następców i ich w ten sposób ukształtowali”. – Poza tym polski system sądownictwa nie jest dość wydajny. Postępowania trwają zbyt długo. Nie dziwi, że wielu polskich obywateli domaga się poprawy – powiedział premier.

Gersdorf odpowiada premierowi. „Może jest wychowany przez komunistyczne przedszkolanki?”

Do tych słów odniosła się I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf, która w sobotę brała udział w „Marszu Tysiąca Tóg” przeciwko tzw. ustawie kagańcowej wymierzonej w sędziów. Pytana przez TVN24 o wypowiedzi premiera Morawieckiego odparła:

Ja się zastanawiam, czy on [premier] chodził do przedszkola, może też jest wychowany przez komunistyczne przedszkolanki?

Więcej o Morawieckim w „Die Welt” >>>

Kwaśniewski o tym, jak pokonać Dudę – czytaj tutaj >>>

Próby dopadnięcia Grodzkiego to już nawet nie polowanie z nagonką, ale zwykłe kłusownictwo z użyciem wnyków i broni maszynowej.

Trudno pojąć, co dzieje się w głowach polityków władzy i funkcjonariuszy organizujących polowanie na marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Co np. myśli szef Wydziału Komunikacji Społecznej CBA, który ponosi formalną odpowiedzialność za opublikowanie komunikatu, zachęcającego do składania donosów, dotyczących rzekomego „przyjęcia korzyści majątkowej przez osobę pełniącą funkcję publiczną odpowiedzialną za leczenie pacjentów na Oddziale Klinicznym Chirurgii Klatki Piersiowej PAM, Specjalistycznego Szpitala im. Prof. A. Sokołowskiego Szczecin Zdunowo”.

(…)

Na szczęście mamy za sobą doświadczenia opozycji demokratycznej z czasów PRL, które pokazują, że nie ma sytuacji beznadziejnych. Róbmy więc swoje, jak postulował Młynarski, i nie zapominajmy starannie dokumentować wszystkich przestępczych działań rządzących, by w odpowiednim momencie móc ich z tego rozliczyć.

Cały esej Maziarskiego tutaj >>>

Trump, Duda – nieodpowiedzialni politycy

Donald Trump nie radzi sobie w polityce zagranicznej. Już kilka razy zaprezentował się, jako niestabilny sojusznik (Kurdystan, Syria), a konflikt z Iranem pokazuje jak na dłoni, iż prezydent USA może wywołać konflikt światowy, wręcz gorącą wojnę.

Do tego USA tracą znaczenie na świecie, a tym samym straty odczuje cały Zachód demokratyczny. W miejsce USA wchodzą Chiny, które nawet bardziej pasują krajom muzułmańskim ze względu na podobny autorytaryzm partyjno-religijny.

Więcej >>>

W nocy z 7 na 8 stycznia czasu irackiego Irańczycy wystrzelili 15 rakiet w stronę dwóch baz, w których znajdują się żołnierze Amerykańscy. To odpowiedź na zabicie przez Amerykanów irańskiego generała Sulejmaniego. Otwarta wojna? Deeskalacja jest jeszcze możliwa. Wszystko zależy od decyzji Donalda Trumpa

Iran zapowiadał zemstę i właśnie jej dokonał. W nocy wysłał rakiety w stronę dwóch amerykańskich baz w Iraku: al-Asad i Erbil.

Wszyscy komentatorzy zgodnie zapowiadali, że odpowiedź nadejdzie. Irańczycy postanowili uderzyć już dzień po pogrzebie generała Sulejmaniego w jego rodzinnym mieście Kerman.

Dalsze losy zależą od odpowiedzi Amerykanów. Wiele wskazuje na to, że mogą się oni powstrzymać od pójścia w otwartą wojnę z Iranem.

Więcej o możliwych  zachowaniach Trumpa tutaj >>>

„Gdyby się okazało, że to początek konfliktu zbrojnego, to oczywiste jest, że przy tak serwilistycznym stosunku do Ameryki, jaki reprezentuje obecna władza, ze szczególnym uwzględnieniem postawy Andrzeja Dudy, Polska zaangażowałaby się po stronie amerykańskiej w takiej formule, w jakiej Trump by zażądał. Podejrzewam, że większość ludzi nie chciałaby tego”.

Więcej Migalskiego >>>

Dlaczego marszałek Grodzki stał się obiektem ataku? Czy to oznacza, że Senat jest PiS-owi aż tak potrzebny?
Najwyraźniej, bo Senat obecnie wyłamuje się z obrazu jednolitej władzy. Tak jak w PRL nie słyszeliśmy o sprawach, które dotyczyły ludzi władzy, nawet gdy popełniali przestępstwa, o to dbała też cenzura. Teraz podobnie, obraz władzy ma być jednolity i nieposzlakowany, a tu nagle Senat, jako element władzy, wyłamuje się z tego i przestaje być wmontowanym, kolejnym bezwolnym jej elementem. Ta jednolita władza jest charakterystyczna dla PRL, a ta władza dobrze się czuje w tym anturażu, zatem niezależny marszałek Senatu, który na dodatek przeprowadza prawdziwe, realne konsultacje w sprawie ustaw, musi budzić w PiS niepokój.

ZRESZTĄ TO, CO NIEPODPORZĄDKOWANE JEDNEMU OŚRODKOWI WŁADZY, BARDZO ICH UWIERA, ZATEM TRZEBA TO ZWALCZAĆ. MOŻE SIĘ UDA PRZESTRASZYĆ, MOŻE SKOMPROMITOWAĆ, A “CIEMNY LUD TO KUPI”.

Więcej rozmowy z prof. Stępniem >>>

Senacka komisja polityki zagranicznej i Unii Europejskiej zajęła się dziś pisowską ustawą represjonującą sędziów. Oprócz senatorów, w jej posiedzeniu uczestniczyli m.in. I Prezes SN Małgorzata Gersdorf, Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński, parlamentarzyści i przedstawiciele środowisk prawniczych. Nie pojawił się ani Zbigniew Ziobro, ani żaden przedstawiciel jego resortu.

I Prezes Sądu Najwyższego stwierdziła, że pisowska ustawa kneblująca usta sędziom jest niezgodna z prawem Unii Europejskiej. – „Sprzeczność pomiędzy prawem polskim a unijnym z dużym prawdopodobieństwem prowadzić będzie do wszczęcia przez instytucje UE procedury o stwierdzenie uchybienia zobowiązania wynikającego z traktatu, a w dłuższej perspektywie do konieczności opuszczenia UE” – powiedziała prof. Gersdorf. Zwróciła też uwagę, że tak ważne projekty ustaw procedowane są jako projekty poselskie bez szerszych konsultacji.

– „To byłby duży kłopot dla Polski, jeśli ustawa byłaby przyjęta w tym kształcie, z punktu widzenia integracji europejskiej. To może mieć wpływ na nasze funkcjonowanie w ramach europejskiej przestrzeni prawnej, gdyż podstawową zasadą tego jest zasada wzajemnego zaufania i uznawania” – powiedział Adam Bodnar. Rzecznik Praw Obywatelskich uważa, że pisowska ustawa represjonująca sędziów „poddaje też polskie sądy i polskich sędziów politycznej kontroli władzy ustawodawczej i wykonawczej, a w efekcie – drastycznie obniża poziom sądowej ochrony praw jednostek. – „Przekazuje też kolejne kompetencje w gestię prezesów sadów, zwiększając tym samym wpływ ministra sprawiedliwości na sądownictwo” – dodał Bodnar.

Według przewodniczącego komisji senatora KO Bogdana Klicha, przyjęcie pisowskiej ustawy grozi zaskarżeniem jej przez Komisję Europejską do Trybunału Sprawiedliwości UE. – „Jeżeli teraz zostałaby wprowadzona do polskiego porządku prawnego ustawa, która jest w sprzeczności z prawem europejskim, to szczelina dla polexitu jest coraz szerzej otwarta. To nie ci, którzy sprzeciwiają się ustawie, wprowadzają chaos prawny, tylko twórcy tej ustawy, nad którą się dzisiaj pochylamy, pogłębiają chaos prawny – i tak już za sprawą poprzednich ustaw w Polsce istniejący” – podkreślił senator Klich. Dodał, że pisowska nowelizacja jest krokiem do „zwiększenia osamotnienia Polski i osłabienia jej sytuacji międzynarodowej”.

Senat zajmie się przegłosowaną przez posłów PiS ustawą najprawdopodobniej między 15 a 17 stycznia.

– Jeśli chodzi o politykę ekonomiczną, sam osobiście bardzo przesunąłem się na lewo, bo przez ostatnie 30 lat w wyniku globalizacji bardzo wzrosły nierówności ekonomiczne – mówił Francis Fukuyama w rozmowie z Agnieszką Lichnerowicz.

Rozmowa z Fukuyamą tutaj >>>

Tusk obnaża złodziejstwo PiS

Sąd Najwyższy opublikował ponad 40-stronicową opinię do projektu ustawy, która ma wprowadzić zmiany w ustroju sądów powszechnych oraz SN. Pierwsza Prezes SN, prof. Małgorzata Gersdorf wyraziła w nim dezaprobatę dla proponowanych zmian. Zdaniem wnioskodawców projekt ma przeciwdziałać „anarchii” w wymiarze sprawiedliwości, jednak zdaniem SN, w dłuższej perspektywie może on prowadzić nawet do polexitu. Opinia została złożona wczoraj w kancelarii Sejmu. jej treść dziś pojawiła się dziś w serwisie internetowym SN.

SN w swojej opinii stwierdza, że „skutki, do których wywołania dąży Projektodawca, pozostają w sprzeczności z zasadą pierwszeństwa prawa Unii Europejskim nad prawem krajowym”. Poza tym, według niego, projektodawca proponowanymi przepisami chce wymusić na sędziach niestosowanie prawa Unii Europejskiej w zakresie, który wynika między innymi z listopadowego wyroku TSUE, dotyczącego organizacji pracy w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Może to, z dużym prawdopodobieństwem prowadzić do wszczęcia przez instytucje UE procedury o stwierdzenie uchybienia zobowiązaniom wynikającym z traktatów, a w dłuższej perspektywie – do konieczności opuszczenia wspólnoty państw europejskich.

Na marginesie, choć nie uważa tego za mniej istotne, SN w swojej opinii podkreśla, że projekt został zgłoszony przez grupę posłów, a nie Radę Ministrów, choć – jak wynika z doniesień medialnych – został opracowany w Ministerstwie Sprawiedliwości! Zabieg te, wielokrotnie już stosowany przez obóz rządzący, ma na celu uniemożliwienie przeprowadzenia rzetelnej dyskusji nad projektem ustawy oraz faktyczne wyeliminowanie udziału ekspertów i społeczeństwa obywatelskiego w procesie tworzenia prawa.

Zdaniem Sądu Najwyższego, proponowane zmiany świadczą o tym, że projektodawcy „nie odpowiadają poglądy reprezentantów większości środowiska sędziowskiego, a także idea samorządności sędziowskiej wykraczającej poza poszczególne sądy i dlatego jej przejawy zamierza po prostu zlikwidować”.

W jaki sposób? Wnioskodawcy z PiS dopuszczają m.in. możliwość odsunięcia sędziego od sprawowanej funkcji, jego przeniesienia czy nałożenia na niego kary finansowej. Nowelizacja ma zapobiegać także ocenianiu legalności orzekania jednych sędziów przez drugich. Jednym z przewinień ma być „działalność o charakterze politycznym”, innym – „kwestionowanie stosunku służbowego sędziego lub skuteczności jego powołania”. Takie postawienie sprawy otwiera nieograniczone pole do wywierani nacisków politycznych na „trzecią władzę”. Już teraz mamy tego liczne przykłady, a sam projekt autorstwa PiS jest odpowiedzią na działania kolejnych sędziów, którzy wykonują niedawny wyrok TSUE (jako pierwszy zastosował go sędzia Paweł Juszczyszyn z Olsztyna). Przypomnijmy: w listopadzie TSUE określił swoje zastrzeżenia do nowej Krajowej Rady Sądownictwa, pozostawiając jednak decyzji SN rozstrzygnięcie czy KRS jest niezależna od polityków.

Nic zatem dziwnego, że głos publicznie zdecydowali się zabrać także dziekani wydziałów prawa na polskich uczelniach. „Wyrażamy głębokie zaniepokojenie niekonstytucyjnymi rozwiązaniami proponowanymi w projekcie zmiany ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, ustawy o Sądzie Najwyższym oraz niektórych innych ustaw” – czytamy we wspólnym oświadczeniu, poświadczonym podpisami większości z nich.

Jakie mankamenty projektu w nim dostrzegają? Przede wszystkim dążenie do ograniczenia autonomii samorządu sędziowskiego, a także podstawowych praw i wolności sędziów jako obywateli Rzeczypospolitej Polskiej – w tym ich prawo do zrzeszania się, do prywatności, do krytyki władzy i udziału w życiu publicznym, do pozyskiwania informacji oraz wolność słowa. Projekt wprowadza także odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów za ich zgodną z obowiązującym prawem działalność orzeczniczą i umożliwia usuwanie ze służby tych z nich, którzy będą stosować bezpośrednio przepisy konstytucji lub prawa Unii Europejskiej.

Dziekani podkreślają także fakt, że projekt zmienia sposób wyboru pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, na podobieństwo budzącej poważne wątpliwości konstytucyjne procedury wyboru obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego. To wszystko, razem wzięte, może pozbawić obywateli Rzeczypospolitej ich konstytucyjnego prawa do ‚sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd’ (art. 45 ust. 1 Konstytucji RP)” – czytamy w oświadczeniu.

Jestem przekonany, że sędziowie nie okażą się pętakami

Ten projekt jest wyrazem prymitywnej instrumentalizacji prawa, której jedynym celem pozostaje całkowite przejęcie kontroli nad sądami przez polityków partii rządzącej – pisze sędzia Jakub Kościerzyński

Cały czas mam w pamięci słowa Prezesa Sądu Najwyższego, sędziego tego Sądu, Stanisława Zabłockiego, który komentując wypowiedź posła Stanisława Piotrowicza, powiedział w Senacie, że sędzia o mentalności służebnej jest karykaturą sędziego. Polscy sędziowie wielokrotnie na salach rozpraw i na ulicach pokazali, jak odważnie bronić wartości demokratycznego państwa prawa, w tym niezależności sądów i niezawisłości sędziów, bez względu na konsekwencje.

Jak pisał K.I. Gałczyński: „Gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom”. Jestem przekonany, że sędziowie nie okażą się pętakami.

W sieciach społecznościowych PiS toczy wojnę o zdobycie poparcia Polaków, a przede wszystkim wyborców PiS, dla ustawy „kagańcowej”. Główny argument: sędzia powinien sądzić tak, jak chce społeczeństwo. A czego chce społeczeństwo, wie tylko PiS

Rządząca prawica od początku grudnia podgrzewa w sieci narrację o „sędziowskiej kaście”, by zbudować społeczne poparcie dla projektu tzw. ustawy dyscyplinującej sędziów i prokuratorów. Posłużono się narzędziami znanymi z kampanii billboardowej „Sprawiedliwe sądy” z 2017 r.

Jednak celem nie jest jedynie akceptacja społeczna dla nowej ustawy. Rządzący chcą zbudować wśród swoich wyborców przekonanie, że dobry sędzia to taki sędzia, który wydaje wyroki zgodne ze społecznymi oczekiwaniami. A kto będzie mówił, jakie oczekiwania ma suweren? Rządzący oczywiście.

W 2017 r. PiS przeprowadził kampanię billboardową (sfinansowała to utrzymywana przez spółki Skarbu Państwa Polska Fundacja Narodowa), która miała przekonać Polaków, że sądami rządzi kasta sędziów, którą trzeba wymienić, by do Polski wróciła sprawiedliwość.

Start 1 grudnia

Teraz, zamiast wydawać pieniądze na billboardy, posłużono się zaprzyjaźnionymi mediami i internetem. Urabianie opinii publicznej na dużą skalę rozpoczęto 1 grudnia. Tego dnia liczba wzmianek ze słowem „kasta” zaczęła wyraźnie rosnąć, a analiza wpisów wskazuje, że nie była to po prostu reakcja na odbywające się wówczas protesty pod sądami.

Wpisy z największymi zasięgami pokazują, co było i jest celem narracji: przypomnienie po raz kolejny Polakom „powodów” zmian w wymiarze sprawiedliwości.

Według tego przekazu „kasta”, czyli sędziowie, są źli, niesprawiedliwi i dbają wyłącznie o elity, a nigdy o zwykłych ludzi. Wykorzystano do tego m.in. wyrok uniewinniający dziennikarza Piotra Najsztuba, niewydanie nakazu aresztowania Kamila Durczoka, publikowane już wcześniej informacje o majątkach sędziów, zmanipulowane i dementowane informacje o spotkaniu sędziów TK z politykami PO, aż wreszcie wyrok ws. Jana Śpiewaka.

To nie przypadek, że właśnie w tym okresie (dokładnie 6 grudnia) sędzia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego prof. Kamil Zaradkiewicz przekazał TVP Info i wpolityce.pl listę czynnych dziś sędziów, którzy orzekali w PRL.

To nie przypadek, że na facebookowych grupach wspierających ministra Zbigniewa Ziobrę od 6 grudnia zaczęła rosnąć liczba postów na temat sędziowskiej kasty.

Mamy do czynienia ze świadomym oddziaływaniem na społeczeństwo.

Przy czym wydaje się, że bulwersujący projekt tzw. ustawy kagańcowej wobec sędziów i prokuratorów, zgłoszony w Sejmie 12 grudnia przez posłów PiS, nie jest najważniejszym elementem całego „projektu”.

„Kasta” wróciła

Analiza liczby wzmianek „kasta” w sieci w ostatnim roku pokazuje, że temat miał główny szczyt popularności w sierpniu, gdy opisywana była afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości. Potem zainteresowanie opadło, by nagle 1 grudnia znowu wzrosnąć, tym razem w kontekście „złej kasty sędziowskiej”.

Od tego dnia dzienna średnia wzmianek to ok. 3 tys., gdy w okresie od połowy października do 1 grudnia wynosiła zaledwie ok. 800 wzmianek dziennie.

>>>

Banasia nie da się przykryć. Potwierdza to ostatni wywiad, który czytałem z nim kilka dni temu. Trochę to wygląda tak, że jak Jarosław Kaczyński poszedł na operację kolana, to stracił kontrolę i młode wilki wyszły i zaszalały – mówi dr Mirosław Oczkoś, ekspert od wizerunku i marketingu politycznego. – Czego byśmy nie powiedzieli o opozycji, to zachowała się rozsądnie, bo byłoby to samobójstwem. Poza tym zmieniać konstytucję, aby zdjąć kogoś z urzędu, to naprawdę są standardy azjatyckie – dodaje. Pytamy też o ustawę represyjną i wybory prezydenckie. – Widziałem cztery wystąpienia Kidawy-Błońskiej i w każdym była lepsza, zatem ktoś z nią pracuję i to widać. Są ciągle nerwy, ale dobry polityk musi umieć się uczyć i to na własnych błędach. Dodam też, że ona ma kilka sukcesów na koncie, np. była szefem wygranej kampanii Bronisława Komorowskiego. Zapominamy też, że była rzecznikiem rządu Tuska i jak była afera podsłuchowa, to ona wyszła z premierem do dziennikarzy, wszyscy inni uciekli – podkreśla nasz rozmówca

JUSTYNA KOĆ: Czy to Jan Śpiewak rozgrywa PiS w swojej sprawie, czy jednak PiS jego w walce o sądy?

MIROSŁAW OCZKOŚ: Z całym szacunkiem dla Jana Śpiewaka, ale wygląda na to, że się trochę pogubił. To też słychać, gdy rozmawia się z osobami związanymi z NGO, że ego Jana Śpiewaka znacznie dominuje.

Jest rozgrywany i to świetny przykład tego, jak można to robić. Inną kwestią jest to, że albo godzimy się na jakiś ład prawny, albo nie.

ŚPIEWAK WPISUJE SIĘ W ANARCHIZACJĘ PRAWA W POLSCE.

To zaczyna przypominać wojnę informacyjną, bo normalny Polak nie jest w stanie połapać się w tym wszystkim i ocenić, kto ma rację. Jan Śpiewak ma niezły background rodzinny, więc tym bardziej powinien rozumieć, co się dzieje. Naprawdę słabo to wygląda.

Do tej pory kwestionowane były wyroki niewygodne dla władzy. Teraz mamy wyrok niewygodny dla działacza społecznego i on także jest podważany w ten sposób.
Bo to jest właśnie anarchizacja prawa. Śpiewak nie jest anonimowym obywatelem, przypomnę tylko, że startował na prezydenta Warszawy, wcześniej informował o różnych nieprawidłowościach, a teraz

SKULIŁ OGON I POSZEDŁ DO PREZYDENTA PO PROŚBIE. WIZERUNKOWO BARDZO NIEDOBRE.

Jak ocenia pan próbę wprowadzenia ustawy “kagańcowej”, jak nazywany jest projekt nowelizacji wprowadzający karanie sędziów.
Jak najgorzej. Wydawało się, że PiS coś zrozumiał, ale być może mają “syndrom Banasia”, który ich strzelił po głowie. Ewidentnie widać, że sprawa szefa NIK-u spowodowała, że poczuli się niepewnie, a jeszcze prezes sam mówił, że domaga się dymisji Banasia i nic. Teraz pojawia się trójka młodych ludzi i to wróży bardzo źle polskiej polityce – prawdopodobnie urodzonych po lub chwilę przed 89 rokiem – którzy raczej nie mają pamięci historycznej i proponują projekt rodem z lat 50. Przypominam, że robią to jeszcze 13 grudnia, nie 14, 15 czy 12, tylko 13 grudnia, a są w polskiej historii daty symbole.

Widziałem tę konferencję i przyznam, że postawa tych młodych polityków – przepełnienie butą i arogancją – jest czymś, co poraża i przeraża. Myślę, że po 89 roku aż takiej pogardy dla przeciwników politycznych jeszcze nie było. Nie ma  żadnych świętości, żadnych autorytetów. Ci młodzi politycy z niczym się nie liczą. To powinno budzić obawy, bo kiedyś oni przejmą stery.

PROSZĘ SPOJRZEĆ NA MŁODYCH WSPÓŁPRACOWNIKÓW PANA ZIOBRY. ONI FUNKCJONUJĄ W MYŚL ZASADY, ŻE PRAWO JEST NASZE, A JAK KTOŚ MYŚLI INACZEJ, TO JEST SPECJALNĄ KASTĄ, GORSZYM SORTEM, TU MOŻNA PODSTAWIAĆ DOWOLNIE. Z DRUGIEJ STRONY MAMY PROKURATORA STANU WOJENNEGO, KTÓRY OSKARŻAŁ OPOZYCJONISTÓW, ALE JEST WYŚWIĘCANY NA SĘDZIEGO TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO.

Powoli przestają liczyć się zasady, tylko to, kto rządzi. Stajemy się powoli krajem azjatyckim. W końcu w UE też to dostrzegą i skończy się przymykanie oka na nasze zachowanie. Ktoś w końcu powie, że skoro nie chcecie respektować zasad prawa, skoro nie chcecie wspólnie dbać o klimat, to idźcie do Azji, do Łukaszenki, Putina.

To jest najgorsze, co może się stać, gdy na zachodzie przestaną o Polsce myśleć jak o kraju zachodnim. Wtedy zostaniemy wypchnięci z tego kręgu i nawet nie będziemy wiedzieli, czy to się stało z 13 na 14 czy z 15 na 16, a może dwa dni później.

Proponowane zmiany stoją w ostrym sprzeciwie do prawa unijnego, chociaż PiS przekonuje, że takie rozwiązania są np. we Francji.
Ale to już zostało wielokrotnie obalone przez ekspertów prawa, że wcale tak nie jest. Powinniśmy się cieszyć, że jeszcze w Unii ktoś chce o nas i z nami rozmawiać, tym bardziej, że za chwilę zmieni się kanclerz Niemiec. Angelę Merkel, która jest tak strasznie postponowana, zastąpi ktoś, kto na pewno nie będzie tak przychylny Polsce.

PODEJRZEWAM, ŻE PRZEZ NASTĘPNE 50 LAT NIE BĘDZIE TAKIEGO PROPOLSKIEGO KANCLERZA.

A może ten projekt nowelizacji ma przykryć sprawę Banasia? Marketingowo da się to w ten sposób obronić?
Banasia nie da się przykryć. Potwierdza to ostatni wywiad, który czytałem kilka dni temu z Marianem Banasiem, w którym on wyraźnie mówi, mówi wprost, że “możecie mi skoczyć”. Tego nie da się przykryć. Trochę to wygląda tak, że jak Jarosław Kaczyński poszedł na operację kolana, to stracił kontrolę i młode wilki wyszły i zaszalały. Ja oczywiście tego nie wiem, ale przypomina mi się sytuacja, gdy prezes był na wakacjach i wybuchła afera z lotami marszałka Kuchcińskiego. Widać było, że nie wiadomo, co zrobić. Mieliśmy wtedy tę fatalną konferencję z marszałkiem, który się pogubił. Dopiero jak wrócił prezes, to sytuację udało się naprostować. Marian Banaś mimo jasnych nacisków prezesa nie odszedł i to też jest wizerunkowy cios.

NOWELIZACJA USTAWY O SĄDACH JEST MOIM ZDANIEM OBJAWEM BEZRADNOŚCI, ŻE SĘDZIOWIE PODNOSZĄ GŁOWY I NIE CHCĄ SIĘ PODPORZĄDKOWAĆ. PYTANIE TYLKO, CZY SĘDZIOWIE TO WYTRZYMAJĄ, BO TO KAGANIEC, KTÓRY NAPRAWDĘ OGRANICZA ICH PRAWA I GROZI POWAŻNYMI REPRESJAMI.

Warto tez zwrócić uwagę na formę, czyli właśnie na postawę tych polityków – o czym już mówiliśmy – którzy niczym bezrefleksyjni komsomolcy wierzą w to, co mówią.

Jak ocenia pan narrację, że Banaś ciągle jest szefem NIK-u, bo opozycja nie chce zmienić z PiS-em konstytucji?
Czego byśmy nie powiedzieli o opozycji, to zachowała się rozsądnie, bo byłoby to samobójstwem. Poza tym zmieniać konstytucję, aby zdjąć kogoś z urzędu, to naprawdę są standardy azjatyckie. Tym bardziej, że jeszcze kilka tygodni temu prominentni działacze PiS-u dawali sobie rękę i głowę obciąć za Mariana Banasia. Można by tu przewrotnie powiedzieć, że twórcy konstytucji przynajmniej jeden urząd tak skonstruowali, że nie udało się go przejąć i pozostaje niezależny od władzy wykonawczej. To jest oczywiście śmiech przez łzy, bo wszyscy wiemy, co pan Banaś ma w plecaku, a właściwie w mieszaniu czy na koncie, ale wszystkie inne, jak KRS, TK, czy prokuraturę udało się przejąć, a NIK-u nie. Moim zdaniem ta strategia oskarżania opozycji tym razem nie zadziała, tym bardziej, że mamy za chwilę wybory prezydenckie.

Sam prezydent ma swoje problemy. Jednego dnia krzyczy o komunistycznych sędziach, a drugiego mianuje Piotrowicza na sędziego TK.
To prawda. Zwróciłbym tu uwagę jeszcze na ustawkę ze starszą panią u niej w domu, która to opowiada, jacy to straszni są sędziowie i dobrze, że w końcu coś się z nimi robi. Dla mnie to niczym Lenin w Poroninie głaszczący dzieci po główkach. Ja lubię słodycze, ale mnie zemdliło. Pytanie, co dalej, bo kampania musi się w końcu rozpocząć.

WSZYSTKO, CO BĘDZIE ZWIĄZANE PIS-EM, BĘDZIE UDERZAŁO W ANDRZEJA DUDĘ.

Jaka to będzie kampania?
Wolałbym się mylić, ale będzie bardzo brutalna. Nie wiemy, kto jeszcze wystartuje, na razie mamy 3 oficjalnych kandydatów. Małgorzatę Kidawę-Błońską, pana Hołownię i Kosiniaka-Kamysza. Zakładamy, że będzie to też pan Duda, chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby Jarosław Kaczyński wyciągnął z kapelusza panią Szydło, i rozpocznie się brutalna walka. Już widzimy jej przedbiegi, gdy nie można było uderzyć w Kidawę-Błońską, bo nie ma się do czego przyczepić, to chociaż w jej męża, że studiował w Moskwie reżyserię i scenopisarstwo. Dokładając to tego, że wiemy, kto jest prezesem telewizji kiedyś publicznej, to można sobie wyobrazić, że ta śruba zostanie dokręcona na maksa. Tym bardziej, że stawka jest bardzo wysoka. Nie patrzyłbym w tej chwili na słupki zaufania, bo to może być mylne. Przypominam sondaże dla Komorowskiego czy Jacka Kuronia, który wygrywał w sondażu zaufania, a nie wszedł do drugiej tury.

JAROSŁAW KACZYŃSKI ZDAJE SOBIE SPRAWĘ, ŻE JEŻELI ODDA PREZYDENTA, TO CAŁY UKŁAD SIĘ ROZSYPIE, ZATEM DLA NIEGO TO BĘDZIE WALKA NIEMAL O WSZYSTKO.

Jak ocenia pan Małgorzatę Kidawę-Błońską? Lepiej sobie poradzi niż Jacek Jaśkowiak?
Moim zdaniem tak. Może rok temu lepszy byłby prezydent Poznania, jednak przy całym szacunku dla pana Jaśkowiaka, którego bardzo doceniam wizerunkowo, ale też jako człowieka i polityka, to było oczywiste, że musi wygrać Kidawa-Błońska. Jaśkowiak nie jest znany nawet w PO, a co dopiero w Polsce. On nie miałby czasu.

JEŻELI MĄDRZE POPROWADZONA ZOSTANIE KAMPANIA KIDAWY-BŁOŃSKIEJ, TO MA SZANSE WYGRAĆ. JEST W POLSCE TAKA PODSKÓRNA TENDENCJA, ŻE PREZYDENT POWINIEN ŁAGODZIĆ, ŁĄCZYĆ.

Jeżeli tylko dostanie profesjonalny sztab z kimś młodym z pomysłem, to ma szanse. Analizowaliśmy wybory parlamentarne i wbrew pozorom wynika z nich, że to pani Kidawa-Błońska uratowała Platformę. Zrobiła tyle, ile mogła, i gdyby nie ona, to wynik byłby dużo gorszy. Nie wiem tylko, po co te prawybory, bo można było od razu dalej prowadzić kampanię, a teraz trochę jakby ją zatrzymano w blokach. Wizerunkowo mogę dodać, że widziałem cztery wystąpienia Kidawy-Błońskiej i w każdym była lepsza, zatem ktoś z nią pracuję i to widać. Są ciągle nerwy, ale dobry polityk musi umieć się uczyć i to na własnych błędach. Dodam też, że ona ma kilka sukcesów na koncie, np. była szefem wygranej kampanii Bronisława Komorowskiego. Zapominamy też, że była rzecznikiem rządu Tuska i jak była afera podsłuchowa, to ona wyszła z premierem, wszyscy inni uciekli. Pytanie, z czym się będzie musiała zmierzyć w kampanii, jak poprowadzi swoją kampanię Kosiniak-Kamysz, który jest ewidentnie w uderzeniu. Szymon Hołownia jest raczej kwiatkiem do kożucha.

To nie Ukraina i nie Załenski?
W Polsce musiałby wystartować Rysiek z „Klanu”, aby mieć szanse wygrać.

Solidarnie stajemy w obronie niezawisłości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Spotykamy się w środę 18 grudnia o godz. 18:00!

Partia rządząca nie zamierza stosować się do zaleceń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który wydał swój wyrok dotyczący praworządności w Polsce. Mało tego, postanowiła jeszcze bardziej zaostrzyć przepisy prawne, całkowicie likwidując niezawisłość sądów, tym samym łamiąc podstawową zasadę demokracji, czyli trójpodział władzy, by zmusić sędziów do podporządkowania się.

W tej sytuacji nie można stać bezczynnie i udawać, że nic się nie dzieje. Komitet Obrony Demokracji, na czele którego stoi nowy przewodniczący Jakub Karyś, wydał oświadczenie, w którym pisze że „Obóz rządowy wypowiada tym samym otwartą wojnę niezależnemu wymiarowi sprawiedliwości, ukierunkowując Polskę bezpośrednio na wystąpienie z Unii Europejskiej. Nie można bowiem być w tej wspólnocie i zarazem wprowadzać do systemu prawnego rozwiązań, które mają uniemożliwić stosowanie prawa europejskiego”.

Za słowami idą czyny. W środę, 18 grudnia, w miastach i miasteczkach KOD organizuje wielki, ogólnopolski protest pod hasłem „Dziś sędziowie jutro Ty”, na którym staną ramię w ramię członkowie KOD-u, Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, Stowarzyszenia Sędziów „Themis”, Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych Pro Familia, Stowarzyszenia Adwokackie „Defensor Iuris”, Stowarzyszenia Prokuratorów „Lex Super Omnia”, Inicjatywa Wolne Sądy, Obywatele RP, Akcja Demokracja, Front Europejski, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, a wraz z nimi, miejmy nadzieję, wszyscy ci Polacy, którzy rozumieją powagę sytuacji.

Na Facebooku pojawiła się mapa Polski, gdzie na bieżąco zaznacza się miasta, których mieszkańcy nie chcą stać z boku i odpowiadają na apel KOD-u. Protesty w obronie polskiego sądownictwa zapowiadają mieszkańcy m. in. Krosna, Przemyśla, Myślenic czy Nowego Targu, z Polski południowej, zwanej bastionem PiS-u.

Z każdą godziną coraz więcej czerwonych kropek na mapie, co daje nadzieję, że tym razem PiS mocno poczuje, czym jest niezadowolenie społeczne, jak wielkie jest przywiązanie Polaków do wartości demokratycznych. Wierzę, że nad Polską uniesie się tak silny głos w obronie sędziów i polskiego sądownictwa, na który ta władza nie będzie mogła pozostać głucha.

Pamiętajcie! Wszyscy spotykamy się w środę 18 grudnia o godz. 18! Do zobaczenia na proteście.

Mściwój Duda

„Nie obywatel jest dla sądu, tylko sąd dla obywateli. To wynika z Konstytucji, tylko państwo sędziowie nie chcą Konstytucji w ten sposób czytać. Nie są elitą polskiego społeczeństwa, uzurpują sobie tę nazwę. Dziwią się, że ludzie nazywają ich kastą, a jakże to nazwać inaczej?” – te słowa prezydenta zarejestrowała kamera OKO.press. Byliśmy na spotkaniu z Dudą

„Stary układ mocno się trzyma, wciąż ma władzę nad ludźmi i nie chce pozwolić zabrać sobie przywilejów. Dlatego przywrócenie w Polsce sprawiedliwych sądów jest tak trudne – mówił prezydent Andrzej Duda na spotkaniu z mieszkańcami Nowego Miasta Lubawskiego w środę 11 grudnia 2019. Aż cały się prężył i kręcił w charakterystyczny sposób głową.

Był tam z kamerą Robert Kowalski, twórca relacji filmowych OKO.press, z których powstały już trzy pełnometrażowe dokumenty.

Robert Kowalski: „Prezydent zaczął wizytę w Nowym Mieście Lubawskim od udziału w poświęceniu nowej hali fabryki »Szynaka Meble«.  Z mieszkańcami spotkał się w hali sportowej, było może 300 osób.

Duda podkreślał z dumą, że jest drugą po Piłsudskim głową państwa, która odwiedza to miasto. „Piłsudski i teraz ja”.

Przemawiał blisko pół godziny, był pełen energii, łapał kontakt z salą. Czuło się, że to kampania kandydata na prezydenta. Podkreślał, jak mu zależy na losie ludzi.

To go skłoniło, by zostać prezydentem. Żeby ludziom żyło się lepiej. Zrobi wszystko, żeby w 2020 roku była 13. emerytura. A zwykłe emerytury nie mogą rosnąć »o przysłowiowe 10 zł«, ale o minimum o 70 zł, żeby to poczuć w ręku”.

Zdziwiło mnie to, bo nie znam żadnego przysłowia o 10 zł.

Z największym zapałem mówił jednak Duda o sędziach. W konkluzji powiedział, że są dwie najważniejsze rzeczy dla ludzi i dla niego, jako prezydenta: żeby poprawić warunki bytowe ludzi i żeby sądy były sprawiedliwe. Bez tego drugiego, to pierwsze się nie uda.

Miałem wrażenie, że prezydent napuszcza ludzi na sędziów, zrzucał na nich winy za to, że ludziom  żyje się ciężko. Musiało chyba wyjść mu z badań, że to się może opłacać. Gdy obserwowałem go w Jarocinie 6 listopada 2019, koncentrował się jeszcze na 500 plus i że dzięki PiS żyje się lepiej – opowiada Kowalski.

Dostał wielkie brawa.

Duma z Dudy. Wzruszają się do łez

Kowalski: Wszyscy ludzie, z którymi rozmawiałem wyrażali dumę z Dudy. Młody rolnik mówił mi, że wzrusza się nawet do łez słuchając prezydenta. Bo jego słowa płyną z serca i wygłasza je z pasją.

A który fragment cię najbardziej wzruszył? – dopytałem.

Jak mówił, że będzie walczył ze złodziejstwem.

A co, jest złodziejstwo?

Kradną, kradli i będą kradli.

Inni ludzie mówili, że na arenie międzynarodowej prezydent Duda jest pierwszy. Że przynosi nam dumę. Wspaniale zna języki.

Parę pań i panów, w tym małżeństwo pod sześćdziesiątkę, podkreślało, że Duda dba o rodzinę. Nie używali słowa „gej” czy „LGBT”:

„Nie mam nic przeciwko tamtym, nawet mam ich wśród znajomych, ale tu trzeba pilnować tradycyjnej polskiej rodziny”.

Jeden pan powiedział, że Duda ostatecznie zdobył jego serce, jak się rzucił po upadającą hostię.

Prezydent miał czas dla każdego, kto chciał do niego podejść. Wziął na ręce dzieciaka, ale ten zaczął wrzeszczeć – opowiada Kowalski.

Prezydent zorkiestrowany z dyscyplinowaniem sądów

Duda ostro zaatakował „kastę sędziowską” już 20 listopada 2019 na spotkaniu w Brojcach w powiecie gryfickim. Niemal wykrzyczał tyradę przeciwko sędziom Sądu Najwyższego.

„Mam nadzieję, że nikt nie odważy się dalej psuć wymiaru sprawiedliwości” – oskarżał sędziów SN o powiązania z komunistycznym reżimem, korupcję i celowe wprowadzanie w błąd Trybunału Sprawiedliwości UE. „Byli panami życia i śmierci” – podnosił głos.

Ten ton Dudy wpisuje się w represyjne działania, jakie podejmuje PiS wobec sędziów zwłaszcza tych, którzy stosują się do wyroku TSUE z 19 listopada i orzeczenia Izby Pracy SN 5 grudnia 2019, jak Paweł Juszczyszyn z Olsztyna czy trójka z Katowic: Aleksander Janas, Irena Piotrowska, Grzegorz Misina. Rzecznik dyscyplinarny Ziobry z dnia na dzień zakłada im dyscyplinarki.

Nagonka prezydenta na sędziów wpisuje się też w projekt „ustawy dyscyplinującej”. Wzmacnia on pozycję prezydenta, m.in. dając mu prawo do uznania wyboru I Prezesa SN za bezprawny i stwierdzając, że akt powołania sędziego przez prezydenta jest ostateczny i „sanuje” (uzdrawia) wszystkie wcześniejsze nieprawidłowości.

Poniżej 5-minut wystąpienia Dudy na spotkaniu w Nowym Mieście Lubawskim 11 grudnia 2019 i spisane cztery fragmenty.

Duda w Nowym Mieście Lubawskim: Sędziowie nie są żadną elitą

„Przywrócenie w Polsce sprawiedliwości w znaczeniu przywrócenia w Polsce sprawiedliwych sądów, jak widzicie państwo, jest bardzo trudne. Ponieważ tam ten stary układ bardzo mocno się trzyma. I nie chce pozwolić sobie na to, aby zabrać im przywilejów i tej władzy, do której doszli nad ludźmi.

Ale muszą zrozumieć, że ich praca to także służba dla Rzeczypospolitej, a przede wszystkim dla polskich obywateli i że to jest najważniejsze i że nie obywatel jest dla sądu, tylko sąd jest dla obywateli i że sędzia służy, służy ludziom i służy Rzeczypospolitej.

Tak proszę państwa, to jasno wynika z zasad polskiej Konstytucji, tylko państwo sędziowie nie chcą tej Konstytucji w ten sposób czytać, na tym polega właśnie największy problem, że niestety sami w ten sposób zaprzeczają, że są prawdziwą elitą polskiego społeczeństwa.

Uzurpują sobie tę nazwę. Bardzo przykro mi jest to powiedzieć. Prawdziwa elita dba o interesy zwykłych ludzi, bo jest do tego zobowiązana, to właśnie dlatego może się nazywać elitą, że stanowi przykład dla innych, pozytywny, a nie negatywny.

Gdyby było inaczej, to ocena wymiaru sprawiedliwości społeczna nie byłaby taka z jaką się spotykamy, że zdecydowana większość Polaków fatalnie wyraża się o wymiarze sprawiedliwości, o tym jak on działa i o tym czy polskie sądy są sprawiedliwe.

Duda: Jak ci sędziowie mogą?!

Jak nigdy nie zrozumiem tego, jak sędziowie Sądu Najwyższego mogli orzekać w tym samym sądzie, w którym obok nich siedział sędzia, co do którego, do dzisiaj możecie państwo wysłuchać w internecie, jak dyskutuje, jak załatwić sprawę w Sądzie Najwyższym.

I taki człowiek orzeka razem z nimi i im to nie przeszkadza.

Nie wyciąga się wobec niego żadnych konsekwencji. Nawet w tym sensie koleżeńskim, a potem dziwią się, że ludzie nazywają ich kastą, a jakżeż to nazwać inaczej? Jeżeli jest taka obrona niesprawiedliwie uzyskanych przywilejów w postaci ewidentnej nietykalności i niemożności wyciągnięcia jakichkolwiek konsekwencji i prawnych i dyscyplinarnych.

Bo sami wobec siebie nie umieją żadnych konsekwencji wyciągnąć.

Duda: Z takimi sędziami nie będzie sprawiedliwości

To jest proszę państwa coś, czego jeżeli nie przerwiemy, to Polska nigdy nie będzie państwem sprawiedliwości. Nigdy. I zasada sprawiedliwości wyrażana w polskiej Konstytucji zawsze będzie zasadą pustą. Trzeba ją wreszcie wypełnić treścią, a wypełnienie jej treścią wymaga zmian.

Dopiero po tych zmianach Polska naprawdę będzie mogła stać się państwem sprawiedliwym.

Wielu ludzi na zachodzie Europy nie rozumie tego, nie są w stanie zrozumieć tych procesów, ponieważ mają inną mentalność. Dla nich sędzia to jest niewyobrażalne, żeby dopuścił się czegoś takiego, jest niewyobrażalne, żeby

w internecie można było wysłuchać nagrań z propozycjami korupcyjnymi i kiedy rączka rączkę myje, że się sędziowie dogadują między sobą, jak będą sprawy załatwiali, kolesiosko. To jest coś niewyobrażalnego.

Kiedy mówi się tym ludziom, że coś takiego w Polsce ma miejsce, oni w to nie wierzą. Mówią, że to jest niemożliwe. Tymczasem każdy może tego wysłuchać w internecie, wystarczy sobie wpisać w wyszukiwarce internetowej „korupcja w Sądzie Najwyższym”, jeżeli państwo macie wątpliwości, proszę sobie wpisać na swoich urządzeniach mobilnych, na swoich komputerach i posłucha, o czym w 2014 roku rozmawiali państwo sędziowie.

Na najwyższym możliwym poziomie władzy sędziowskiej.

Duda: Musicie nam pomóc skończyć z takimi sędziami

Ten system musi, proszę państwa, zostać zmieniony i do tego konieczne jest wsparcie ze strony państwa, zwykłych obywateli, bo jeżeli tego wsparcia nie będzie, to nadal będziemy wszyscy razem żyli w tym postkomunistycznym systemie, bo to są postkomunistyczne obyczaje, w których jest grupa nietykalnych, których nie wolno dotknąć, tak jak nietykalni byli przed 89 rokiem.

Chcieliśmy to wtedy zmienić i 30 lat cały czas trwa to samo. Czas proszę państwa na to, aby to się wreszcie skończyło.

Jestem przekonany, że większość polskiego społeczeństwa, większość ludzi w Polsce tego właśnie oczekuje.

Proszę, żebyście państwo wyraźnie o tym mówili. To jest chyba najważniejsza misja na najbliższe lata naprawy Rzeczypospolitej, obok poprawy tych zwykłych warunków bytowych ludzi. Proszę, żebyście państwo takie właśnie zmiany w Rzeczypospolitej wspierali.

Jeszcze raz państwu bardzo dziękuję, dziękuję za państwa codzienny trud pracy dla Rzeczypospolitej.

Olga Tokarczuk w piątek wróciła do Polski. Na Lotnisku Chopina w Warszawie przygotowanie dla niej specjalne powitanie: salut wodny.

Olga Tokarczuk po odebraniu Nobla i pobycie w Szwecji, wróciła do Polski. Jej powrót krótko zrelacjonowały służby prasowe Lotniska Chopina w Warszawie. Zaczęło się od zdjęcia samolotu, którym noblistka wróciła do kraju i informacji „Flight #Nobel18 has landed”.

Dopiero później pochwalono się, że powitanie było daleko odbiegające od standardowego. Otóż noblistka została powitana salutem wodnym, organizowanym na specjalne okazje. Samolot z Olgą Tokarczuk podczas lądowania przejechał pod łukiem wodnym, stworzonym przez dwa wozy.

Olga Tokarczuk jest więc już w Polsce, może noblistka znajdzie czas, by na przykład nadgonić wieści z kraju. Szczególnie może zainteresować ją np. teoria posła PiS Arkadiusza Mularczyka, który stwierdził, że przedstawiciel Akademii Szwedzkiej zmarnował szansę, by podczas wygłaszania laudacji dla niej, przeprosić Polaków za „potop szwedzki”.

Liczby nie pozostawiaj wątpliwości – od 1989 roku religijność Polaków spada na łeb na szyję. W tym samym czasie jeszcze szybciej rośnie liczba posłów, którzy po przysiędze poselskiej dodają „Tak mi dopomóż Bóg” – w 1989 początku było ich ledwie 15 proc., dziś jest to aż 79 proc., czyli prawie wszyscy. Dlaczego nasz naród, jeszcze niedawno był tak bogobojny, porzuca wiarę? Dlaczego politycy idą w przeciwnym kierunku?

Antoni Macierewicz czy Andrzej Gwiazda mogli pozostać legendą, wzorem godnym naśladowania, a stali się bylejakością, całkowitym zaprzeczeniem tych wszystkich wartości, o które kiedyś tak walczyli.

Partia rządząca przygotowała Polakom prezent z okazji 38 rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. To kolejna nowelizacja ustaw o sądach powszechnych i Sądzie Najwyższym. Jak ustawa przejdzie, a przejdzie na bank, to sędziowie będą mieli dyscyplinarki za podważenie statusu innego sędziego (tego z nominacji Ziobry oczywiście), za działania zgodne z prawem europejskim i zatwierdzonym przez TSUE, ale niepotwierdzonym przez pisowski Trybunał Konstytucyjny, za działania podważające pisowski wymiar sprawiedliwości, działania o charakterze politycznym i uchybienie godności sądu, oczywiście podług kryteriów Ziobry i PiS. Niepokornym sędziom będzie groziła kara finansowa, przeniesienie lub usunięcie z zawodu.

I tak drodzy Państwo, historia zatoczyła koło. 38 lat temu władza wprowadziła stan wojenny, by założyć kaganiec na wolność słowa, wolną myśl i marzenia o godnym życiu w wolnej Polsce. Dzisiaj władza robi to samo. Fakt, nie strzela do nas, nie wyprowadza czołgów, ale prześladuje obywateli, którzy buntują się przeciwko tej wizji Polski, jaką nam prezes ze swoimi kolesiami funduje. Próbuje zamknąć nam usta. Likwiduje ostatni bastion, stojący na straży trójpodziału władzy, czyli właśnie wymiar sprawiedliwości, dążąc do całkowitego jego podporządkowania. Kłamie i przekonuje, że to dla naszego dobra, że ona wie lepiej, co nam potrzeba i takie kolejne tam ble ble ble.

Właśnie teraz, w rocznicę tragedii 1981 roku, przyglądam się bacznie tym, którzy w tamtej Polsce byli bohaterami, a teraz… kim są? Kim jest dzisiaj Antoni Macierewicz, Andrzej Gwiazda, Mariusz Kamiński, Ryszard Terlecki, Piotr Gliński, Marek Kuchciński i wielu, wielu innych, skupionych wokół prezesa Kaczyńskiego? Za to, co zrobili przed laty, czemu poświęcili swoje życie, wielki szacunek, ale dzisiaj aż mnie mdli, gdy patrzę na ich obecne „dokonania”. Mogli pozostać legendą, wzorem godnym naśladowania, a stali się bylejakością, całkowitym zaprzeczeniem tych wszystkich wartości, o które kiedyś tak walczyli.

Tak. To oni są dzisiaj symbolem Polski, w której prawo przestało znaczyć prawo. Polski pełnej różnych fobii. Polski pomówień, kolesiostwa, agresji, chamstwa, hejtu. To oni dzisiaj chcą nas przekonać do swojej wersji historii, w której bohaterami są tylko oni i tzw. pisolubni. Historii, w której nie ma miejsca dla Wałęsy, Frasyniuka, Kuronia, Mazowieckiego i wielu wybitnych tamtego czasu. To oni mają dzisiaj patent na to, kto ma prawo żyć w naszym kraju i jak ma żyć. Dzielą nas na lepszych i gorszych Polaków, nasyłają policję na niepokornych, chcą za wszelką cenę odebrać nam tę wolność, która była dla nich tak ważna, a teraz jest tylko pustym słowem. Tak jakby nagle diabeł ogonem zamieszał i zapomnieli o wszystkim, co kiedyś było dla nich ważne.

Można powtórzyć za Sławą Przybylską „Gdzie są chłopcy z tamtych lat? Dzielne chwaty. Gdzie są chłopcy z tamtych lat? Czas zatarł ślad”, bo rzeczywiście… ich już nie ma. Pożarło ich własne ego i pragnienie władzy. Wbili się dumnie na piedestał, rzucili w objęcia manii wielkości i dzisiaj szaleją, wprowadzając nas na drogę autorytaryzmu (w najlepszym przypadku). Kiedyś, w niedalekiej przyszłości młodzi Polacy zapamiętają z lekcji historii o nich tylko to, że tak chwalebnie zaczęli, a tak żałośnie, marnie skończyli.

Przepraszam, ale ja takim „bohaterom” dziękuję. Tak jak i dziękuję tej „Solidarności” pod skrzydłami pana Piotra Dudy, która skutecznie podeptała wszystko to, co leżało u podstaw wielkiego ruchu 1980 roku. Dzisiaj oni wszyscy, ci „krętacze” historii będą się pławić w samouwielbieniu, pełni uznania dla własnych dokonań i w wierze, że tylko oni zasługują na pamięć i szacunek. Będą składać wieńce, uczestniczyć w mszach i modlić się o swoją Polskę. Swoją, ale już nie naszą. Wspólną, sprawiedliwą i praworządną.

Sędziowie już mają stan wojenny

Jest różnica pomiędzy stanem wojennym w PRL a stanem wojennym wprowadzonym wobec sędziów przez PiS. W PRL sędziowie obchodzili dekret o stanie wojennym cichcem, a dziś działają nie tylko z otwartą przyłbicą, ale też dokumentują i nagłaśniają swoje działania – także na całą Europę. I to im daje dodatkową siłę

Projekt, który posłowie PiS-u wnieśli w czwartek (12 grudnia 2019) wieczorem do Sejmu, jest ogłoszeniem stanu wojennego wobec sędziów. Wprowadza prawo stanu wojennego, które stanowi, co wolno, a czego nie wolno sędziemu orzec. I tak: ciężkim deliktem dyscyplinarnym, za które grozi wydalenie z zawodu, ma się stać stosowanie się przez sędziów do art. 379 pkt 4 kodeksu postępowania cywilnego, który nakazuje każdemu sądowi z urzędu badać prawidłowość obsadzenia sądu w sprawie, którą sądzi.

Sytuację można porównać do tej, w jakiej znaleźli się sędziowie po wprowadzeniu przez Komitet Obrony Narodowej (zwany WRONą) dekretu o stanie wojennym. Dekret zmuszał sędziów do orzekania wbrew prawu, np. do karania za działalność związkową. I odbierał prawo do odwołania od wyroku.

Sędzia Markiewicz już ma 55 zarzutów

PiS zresztą już ściga za działalność związkową: Krystian Markiewicz, szef Iustitii dostał 55 zarzutów dyscyplinarnych właśnie za działalność w imieniu Stowarzyszenia, zgodną z zarejestrowanym w sądzie statutem stowarzyszenia.

Sędziom zakazuje się, pod groźbą kary, badania, czy nominaci neo-KRS są prawidłowo powołanymi sędziami. Zakazuje się im odwoływać do wyroku TSUE i wyroku Izby Pracy Sądu Najwyższego, dotyczących legalności powołania neoKRS i Izby Dyscyplinarnej, a co za tym idzie legalności powołania wszystkich sędziów z nominacja neo-KRS.

Projekt PiS-u stanowi, że „oczywistą i rażącą obrazą przepisów prawa”, czyli ciężkim przewinieniem dyscyplinarnym, będzie odmowa stosowania przepisu ustawy, jeżeli jego niezgodności z konstytucją lub umową międzynarodową nie stwierdził Trybunał Konstytucyjny.

To by znaczyło, że sędziom odbiera się ich konstytucyjne prawo stosowania wprost konstytucji i ratyfikowanych umów międzynarodowych.

Ciężkim deliktem dyscyplinarnym mają być też „działania lub zaniechania mogące uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości”.

Prawdopodobnie chodzi o zawieszanie spraw w celu ustalenia, czy zasiadający w składzie sędzia-nominat neo-KRS jest sędzią, ale przepis jest tak gumowy, że można pod niego podciągnąć np. wzięcie zwolnienia chorobowego.

Wprost badania prawomocności powołania neo-sedziów dotyczy inny przepis: że ciężkim deliktem są „działania kwestionujące istnienie stosunku służbowego sędziego lub skuteczność jego powołania”. Czyli np. kierowanie do Sądu Najwyższego wniosku o rozstrzygnięcie zagadnienia prawnego dotyczącego legalności działania neo-KRS i jej sędziowskich nominacji.

Deliktem mają być też „działania o charakterze politycznym”. Za to wszystko grozić ma wydalenie z zawodu. Wprowadza się też nowe kary: karę pieniężną i przeniesienie na inne miejsce służbowe.

To drugie jest wprost niezgodne z art. 180 konstytucji, który gwarantuje sędziemu nieprzenaszalność (chyba, że w przypadku zmiany struktury sądownictwa). To pierwsze – to praktyka żywcem przeniesiona z PRL-u.

Zastraszyć sędziów, zablokować SN, pominąć TSUE

Po co PiS wnosi tak skandaliczny i nie mieszczący się w cywilizowanych ramach projekt? Wygląda na to, że zorientował się, że sędziowie nie przestraszyli się nasilonych po wyroku TSUE represji i chce podkręcić śrubę.

Drugim celem może być próba postawienia Sądu Najwyższego w sytuacji, gdy orzekanie o statusie neo-sędziów – np. w odpowiedzi na pytania prawne sądów – będzie według nowego prawa nielegalne.

Trzecim celem może być wyścig z TSUE. Jeśli TSUE orzeknie o Izbie Dyscyplinarnej, lub – jak apeluje o to kilkadziesiąt organizacji z całego świata – zawiesi jej działanie do czasu wydania orzeczenia, PiS powoła sobie drugą Izbę, która będzie orzekać na mocy nowego prawa.

Zanim Komisja Europejska je zaskarży a TSUE osądzi, minie wiele miesięcy. PiS już kilka razy bawił się w uchylanie przepisów, które były zaskarżone do TSUE, żeby uniemożliwić Trybunałowi ich ocenę. Nieskutecznie, ale niczego go to nie nauczyło.

Stan wojenny w Unii Europejskiej?!

Cokolwiek planuje PiS i cokolwiek zrobi – w starciu z sędziami skazany jest na porażkę. Sędziowie  mogą – tak, jak powiedział Trybunał Sprawiedliwości w wyroku z 19 listopada – pominąć przepisy krajowe i orzec w zgodzie z unijnymi, jeśli ocenią prawo krajowe jako sprzeczne z prawem UE. Represje PiS-u osiągnęły takie natężenie, że w tej chwili dawanie świadectwa niezawisłości i oparcie się presji stało się kwestią godności zawodu sędziego i osobistej godności sędziów.

Jest różnica pomiędzy stanem wojennym w PRL-u a stanem wojennym wprowadzonym wobec sędziów przez PiS. Wtedy Polska była w obozie komunistycznym, dziś jest w Unii Europejskiej.

W PRL-owskim stanie wojennym sędziowie obchodzili dekret o stanie wojennym cichcem, a dziś działają nie tylko z otwartą przyłbicą, ale też dokumentują i nagłaśniają swoje działania – także na całą Europę. I to im daje dodatkową siłę.

Artykuł prof. Ewy Łętowskiej dostępny także tutaj >>>

Autorzy projektu z pewnością wiedzą, że jest on niekonstytucyjny i niedemokratycznie obraźliwy. Ma zamknąć usta sędziom, zakazuje „krytyki władz”, jak za PRL. Demonstracyjnie idzie w odwrotnym kierunku niż wyrok TSUE i narusza traktatowe zobowiązania Polski. Dokonuje się Polexit – pisze prof. Łętowskiej o „poselskim” projekcie zmian w sądownictwie

„Spokój ma panować w Warszawie”, tak można zatytułować tekst o zmianach ustrojowych sądownictwa przedstawionych w druku nr 69 – pisze prof. Ewa Łętowska* w syntetycznym komentarzu dla OKO.press, tuż po opublikowanym formalnie poselskiego projektu na stronach Sejmu  późnym wieczorem 12 grudnia 2019. I dalej:

„Projekt przechodzi do porządku dziennego nad ideą „podziału i równoważenia” inkorporowaną w obecnym konstytucyjnym ujęciu podziału władz.

Zamykanie ust sędziom, jak w PRL

Projekt zamyka usta sędziom, wprowadzając kauczukowe zakazy „krytyki podstawowych zasad ustroju RP” i uchwał „wyrażających wrogość wobec innych władz RP i jej konstytucyjnych organów”.

Identyczne normy obowiązywały przez wiele lat w PRL. Starsze pokolenie, do którego należę, przeżywa niemiłe déjà vu.

Prezydent powołał – nie do obalenia

Projekt wprowadza nowość: nieobalalne domniemanie legalności pełnienia urzędu przez sędziego, o czym ma przesądzać powołanie przez Prezydenta.

Czego sędziom nie będzie wolno

Pojawiają się kwalifikowane – oprócz widać zbyt mało pojemnych „działań o charakterze politycznym” i „uchybień godności urzędu” – delikty dyscyplinarne (czyny niedozwolone zagrożone wysokimi grzywnami – red.) w postaci:

  • uznania za oczywistą i rażącą obrazę prawa odmowy stosowania ustawy, bez uprzedniego stwierdzenia jej niezgodności z konstytucją przez TK (rozproszonej kontroli konstytucyjności nie zabraniano sądom nawet w PRL!);
  • kwestionowania istnienia stosunku służbowego sędziego lub skuteczności jego powołania;
  • działania lub zaniechania mogącego uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości (zwraca tu uwagę elastyczność formuły wyrażającej potencjalność czynu).

(Wszystkie te zakazy miałyby uniemożliwić sędziom stosowanie się do wyroku TSUE i Sądu Najwyższego – red.).

Towarzyszy temu wzmocnienie dyskrecjonalnej władzy rzeczników dyscyplinarnych będących w decernacie (wyłącznej gestii -red.) ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.

Kontrola sukcesji I Prezes SN

Głównym celem projektu jest zapewnienie płynnej sukcesji na stanowisku I Prezesa SN, aby nie było tu niespodzianek (kadencja prof. Małgorzaty Gersdorf trwa do 30 kwietnia 2020 r. – red.).

Techniczna strona osiągnięcia tego celu przypomina swobodę wyboru koloru samochodu u Forda – istnieje pełna dowolność, pod warunkiem, aby był to kolor czarny.

Niekonstytucyjne zarządzanie strachem

Autorzy projektu z pewnością wiedzą, że projekt jest niekonstytucyjny (co nie znaczy, że zostanie za taki uznany) i niedemokratycznie obraźliwy. Czy okaże się skutecznym przykładem zarządzania strachem – czas pokaże.

Demonstracyjnie przeciw wyrokowi TSUE

W wyroku TSUE, z 19 listopada 2019 r., w sprawie trzech połączonych pytań prejudycjalnych C-585/18,C-624/18,C-625/18, w pkt 124 mowa o konieczności zagwarantowania niezależności sądów względem władzy ustawodawczej i wykonawczej; a w pkt 125, że sędziowie mają być chronieni przed ingerencją lub naciskami z zewnątrz, które mogłoby zagrozić ich niezależności.

Projekt idzie demonstracyjnie w przeciwnym kierunku, mimo wymagań art. 4 ust. 3 TUE, który stanowi, że „Państwa Członkowskie podejmują wszelkie środki ogólne lub szczególne właściwe dla zapewnienia wykonania zobowiązań wynikających z Traktatów lub aktów instytucji Unii”.

Na poziomie standardu niezawisłości sędziów i niezależności sądów Polexit właśnie się dokonuje.

*Ewa Łętowska – profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek korespondent Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011). Zasiada też w Radzie Programowej Archiwum Osiatyńskiego.

– Projekt ustawy o ustroju sądów powszechnych PiS ma dyscyplinować sędziów, którzy przekraczają swoje uprawnienia. To odpowiedź na działanie, które podejmuje część środowiska sędziowskiego, które samo nazwało się nadzwyczajną kastą – wypowiadali się w Sejmie posłowie Kanthak, Kaleta i Ozdoba.

– Złożyliśmy w Sejmie projekt ustawy, który uchroni przed próbą destabilizacji systemu prawnego realizowaną przez niektórych sędziów. Sędzia nie może oceniać czy inny sędzia jest sędzią, to materia ustrojowa, zastrzeżona dla organów konstytucyjnych; Krajowej Rady Sądownictwa, Prezydenta – dopowiada Kaleta z PiS-u.

Posłowie, którzy podpisali się pod projektem ustawy PiS-u.

– Nazwijmy rzecz po imieniu. Nie mamy do czynienia z ustawą dyscyplinującą sędziów, tylko z ustawą o prześladowaniu sędziów. PiS chciałby, aby sędziowie orzekali tak, jak nakazuje interes partii. Ale sędziowie muszą być niezawiśli. Ich ma wiązać nie partyjna smycz, ale litera prawa – komentuje posłanka Kamila Gasiuk-Pihowicz. 

Wojciech Czuchnowski (dziennikarz,”Gazeta Wyborcza”): Posłowie PiS Kanthak, Kaleta i Ozdoba złożyli właśnie projekt zamordyzacji sądów powszechnych dla niepoznaki nazywany projektem nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych. Szykuje się stan wojenny dla wolnych sędziów. Nawet data się prawie zgadza… Brońmy sądów!”.

Borys Budka (poseł): „Skandaliczny projekt ustawy kneblującej sędziów to kolejny krok w kierunku wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. To standardy państw autorytarnych, próba całkowitego podporządkowania sądów PiS”.

Waldemar Kuczyński (publicysta): Przygotowywana ustawa represyjna wobec sędziów da tylko pogłębienie chaosu i dalsze zaostrzenie konfliktu z zasadami praworządności Unii, a więc i z Komisją Europejską i TSUE„.

Komentarz Tyszkiewicza

„Kiedy wróci praworządność, a wróci, ci, którzy dzisiaj łamią prawo i nawołują do jego łamania, te młode wilczki na usługach partii chcący się za wszelką cenę przypodobać prezesowi, mam nadzieję, że staną przed niezależnym sądem i zostaną sprawiedliwie osądzeni, a kara będzie sroga. Opozycja powinna jasno się określić, że dla przestępców nie będzie litości”. 

Reakcje internautów:

Przez 4 lata PiS krzyczał o usunięciu niewygodnych sędziów typu Igor Tuleya czy Wojciech Łączewski i tego nie zrobił – Łączewski sam przeszedł na stan spoczynku -, więc teraz będzie jeszcze więcej zastraszania sędziów, bo przegrywają”.

PiS już jedzie ostro po bandzie. Wiedzą, że jest bardzo źle, już przeczuwają, że zabawa w dobrą zmianę skończy się dla nich fatalnie, dlatego też w geście rozpaczy próbują nas jeszcze złapać za „mordę”. Musimy obronić sędziów, a po wyborach podstawić taczkę krzykaczowi z miną duce”.

Sędziów na smyczy chce prowadzić PiS władza. Represje w czystej postaci. Opresyjne państwo mamy. Zamordyzm trwa. Kiedy ulica? I gdzie jest opozycja? Snuje fantasmagorie na temat kandydata na prezydenta? Grzegorzu Dyndało, obudź się!”.

Teraz Komisja Europejska ma wolną rękę do proponowana narzędzi ogłoszonych w ramach inicjatywy Nowego Zielonego Ładu. Zmarnowaliśmy szansę na zostanie bohaterem wieczoru. Pozostaliśmy w roli Czarnego Piotrusia – mówi ekspert po nocnym final szczytu UE. Polska została już sama jako eko-hamulcowy UE

Około godz. 1 w nocy 13 grudnia 2019 przywódcy 28 państw członkowskich Unii Europejskiej po trudnych negocjacjach uzgodnili nowy ambitny cel unijnej polityki klimatycznej. W roku 2050 UE ma stać się pierwszą neutralną klimatycznie gospodarką.

Polska jednak – jako jedyny z 28 krajów – odmówiła akceptacji celu i dojdzie do niego „w swoim tempie”. Na szczycie Rady Europejskiej czerwcu 2019 Polska wetowała już unijny plan redukcji emisji do zera w roku 2050 razem z Węgrami, Czechami i Estonią. Tym razem sąsiedzi podpisali się pod porozumieniem, podobnie jak uboższe od Polski Bułgaria, Rumunia, czy Chorwacja, a także Słowacja, Litwa i Łotwa. I oczywiście wszyscy starsi członkowie UE.

Ta wyjątkowa pozycja rządu Morawieckiego na grudniowym szczycie nie oznacza jednak ani większych problemów dla planów przyspieszenia w polityce klimatycznej UE, ani możliwości zachowania Polski jako węglowego rezerwatu.

Polska zwolniona? Wcale nie

Polska uzyskała zwolnienie z zasady zastosowania polityki neutralności klimatycznej. Będziemy dochodzić do niej w swoim tempie” – napisał cokolwiek nieprecyzyjnie – na Twitterze Morawiecki. Żadnego „zwolnienia” bowiem nie będzie.

W świetle najnowszej dostępnej wiedzy naukowej i w związku z potrzebą zintensyfikowania globalnych działań na rzecz klimatu Rada Europejska zatwierdza cel polegający na osiągnięciu przez UE neutralności klimatycznej do 2050 r., zgodnie z celami porozumienia paryskiego. Na tym etapie jedno państwo członkowskie nie może zobowiązać się do realizacji tego celu; Rada Europejska wróci do tej kwestii w czerwcu 2020 r.” – czytamy w konkluzjach szczytu.

Najprawdopodobniej więc Polska ostatecznie zgodzi się na rok 2050 za pół roku, być może za cenę dodatkowych ustępstw ze strony unijnej, które władza będzie mogła  sprzedać jako swój sukces.

Jednocześnie konkluzje szczytu jasno pokazują, że już teraz nasz kraj staje się częścią rewolucji w polityce środowiskowej i klimatycznej, czyli Europejskiego Zielonego Ładu. Neutralność klimatyczna – czyli obniżka i pochłanianie emisji gazów cieplarnianych tak, by końcowa emisja netto wyniosła zero – to fundament tej rewolucji.

Ile dla Polski ze 100 miliardów i z biliona euro?

Cały proces dochodzenia do neutralności politycznej będzie wspomagany przez fundusz wysokości 100 mld euro. Znaczna część tego funduszu przypadnie Polsce na sprawiedliwą transformację” – napisał w kolejnym tweecie premier.

Tzw. mechanizm sprawiedliwej transformacji ma ułatwić odejście od gospodarki opartej na spalaniu paliw kopalnych regionom takim, jak Śląsk czy wschodnia Wielkopolska (Konin).

W konkluzjach po szczycie znajdziemy też zapowiedź wsparcia przez Europejski Bank Inwestycyjne (EBI) „wartych 1 bilion euro inwestycji w zakresie działań na rzecz klimatu i zrównoważenia środowiskowego w okresie 2021–2030.”

Wszelkie odpowiednie przepisy i polityki UE muszą być spójne z realizacją celu w postaci neutralności klimatycznej i muszą się do tej realizacji przyczyniać przy poszanowaniu równych warunków konkurencji” – to kolejny punkt konkluzji szczytu. Będzie on mieć potężny wpływ na krajową legislację, bez względu na „weto” premiera.

A to, jaka część funduszu 100 miliardów przypadnie Polsce zależy nie od gromkich deklaracji lecz od konstruktywnych propozycji zmiany polityki energetycznej z prowadzonej obecnie na proekologiczną.

Weto, czyli marnowanie kapitału

Polscy analitycy i eksperci zgodnie uznają, że od nowej polityki klimatycznej nie będzie ucieczki, a „weto” Morawieckiego to bardziej pusty gest pod krajową politykę, niż realne działania. UE chce zachować pozycję lidera światowej polityki klimatycznej. Przyspieszający kryzys klimatyczny powinien – przynajmniej w teorii – tylko spowodować intensyfikację działań.

Można się też zastanawiać, kto jest większym hamulcowym unijnej polityki klimatycznej: Polska z jej retoryką z nocy 12/13 grudnia, czy Niemcy, które planują pozbawić się dziesiątków terawatogodzin zeroemisyjnej energii z elektrowni atomowych do 2022 roku?

Brak zgody Polski na cel neutralności klimatycznej do 2050 r. nie zwalnia jej z obowiązku wdrażania unijnego prawa, w którym ochrona klimatu już stoi bardzo wysoko.

To prawo już teraz przewiduje stałe zwiększanie ambicji w polityce krajowej zgodnie z zasadami Porozumienia Paryskiego, a plan Europejskiego Zielonego Ładu wyznacza nowe, o wiele wyższe tempo zazieleniania wszystkich unijnych polityk i Polska tego nie powstrzyma” – mówi Lidia Wojtal, specjalistka ds. dyplomacji klimatycznej.

Polska znów zmarnowała swój kapitał na bezsensowne weto. Weto, które niczego nie załatwia, ani niczego nie blokuje.

Teraz Komisja Europejska ma wolną rękę do proponowana narzędzi ogłoszonych w ramach inicjatywy Nowego Zielonego Ładu. Zmarnowaliśmy szansę na zostanie bohaterem wieczoru. Pozostaliśmy w roli Czarnego Piotrusia”

– mówi Krzysztof Bolesta z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych i (w latach 2012-2015) były członek gabinetu ministra środowiska w roli doradcy ds. energii i klimatu.

Oczywiście wszystkie kierunki nowej polityki klimatycznej UE zawarte w konkluzjach muszą przetłumaczone na język dyrektyw, a te – ustaw krajowych. To następne wyzwanie przed Komisją Europejską, Parlamentem Europejskim i krajami członkowskimi.

Polska i tak posłucha Ursuli von der Leyen

Nie chcę psuć zabawy… ale nie ma jeszcze legislacji, brakuje wsparcia co najmniej pięciu grup politycznych w PE i Polski. Tak, ten deal ma swoją wartość oraz tak – nie będzie łatwo wprowadzić go w życie” – napisał na Twitterze Ryan Heath z Politico, który przez lata obserwował niuanse polityki unijnej.

Realizacja Europejskiego Zielonego Ładu oznacza gorący czas w polityce europejskiej, a co za tym idzie – naszej krajowej.

Już w marcu 2020 KE zaproponuje legislację wprowadzającą cel neutralności klimatycznej w 2050 roku. Latem przyszłego roku pojawi się plan zwiększenia redukcji emisji gazów cieplarnianych w roku 2030 w stosunku do 1990 r.: z obecnych 40 proc. do 50-55 proc.

Mimo odmowy przyjęcia celu neutralności, Polska po prostu będzie musiała wziąć udział w pracach nad tymi i innymi inicjatywami według harmonogramu przedstawionego przez KE. Tym samym przyjmując cele rewolucji Ursuli von der Leyen.

Zwłaszcza, że – jak wskazują sondaże – Polacy, a szczególnie Polki w znacznej większości popierają program Zielonego Ładu dla Europy.

Jeżeli się ma takiego np. Jana Pietrzaka lub Zenka Martyniuka, to ktoś taki jak Olga Tokarczuk nie jest już żadnym cudem świata. Tak najwyraźniej rozumują rządzący lekceważąc noblistkę i jej dzieło. Głośno mówią, że nie znają twórczości pisarki…

Nie czytałem żadnej książki pani Olgi Tokarczuk. Mam w ogóle w tej chwili, nad czym bardzo ubolewam, bardzo mało czasu na czytanie” – przyznał w programie #RZECZoPOLITYCE wicepremier Jacek Sasin (PiS), minister aktywów państwowych. Zapytany czy ma zamiar przeczytać którąś z książek Tokarczuk? – Raczej chyba nie, bo to nie jest taka literatura, z tego co wiem, która mnie jakoś szczególnie pociąga – odpowiedział powiedział Sasin.

Uważa, że noblistka nie zrobiła dla dobrego imienia Polski niczego więcej niż taka np. Polska Fundacja Narodowa.

„Każdy ma tutaj swoje zasługi” – ocenił „filozoficznie” Jacek Sasin i w tym kontekście wspomniał o udziale PFN w „dużym projekcie„, produkcji filmu o rotmistrzu Pileckim.

„Tych działań jest rzeczywiście, z tego co wiem, sporo” – mówił i jakby opamiętawszy się wyksztusił: „natomiast oczywiście oddaję tutaj również to, co należne pani Oldze Tokarczuk. Gratuluję jej tej nagrody, myślę, że wszyscy się z tego cieszymy”.

Nawet groźba utraty funduszy unijnych lub wręcz wykluczenia Polski ze Wspólnoty nie będzie w stanie powstrzymać obecnie rządzących przed „reformą” sądownictwa według swojego scenariusza.

To już naprawdę przechodzi ludzkie pojęcie! Jak można tak anarchizować życie społeczne i narażać Polskę na konflikt z Brukselą, a być może nawet na wykluczenie z Unii Europejskiej? I pomyśleć, że szalejący teraz nad Wisłą chaos prawny, wyrok TSUE i zszargana opinia za granicą to dlatego, że prof. Gersdorf uparła się, żeby jeszcze nie odchodzić na emeryturę!

W ogóle cała ta sędziowska kasta jakby zmówiła się przeciwko legalnie wybranej władzy i podkopuje fundamenty praworządności, uparcie twierdząc, że wcale nie pochodzi z nadania komuny. Tymczasem, jak nie pochodzi, skoro pochodzi. Przecież sam pan prezydent tak powiedział i to niejeden raz. A kwestionować słowa pana prezydenta, to kwestionować wolę suwerena, który go na urząd wybrał. Czyli występować przeciwko wyrokom demokracji!

Podobnie, jak  twierdzić, że za komuny miało się tyle samo albo i mniej lat, co pan prezydent. Toż to zwyczajne chamstwo i bezczelność. Podobnie, jak wypominanie prezydentowi zaprzysiężenia na sędziego TK peerelowskiego prokuratora Piotrowicza, co to skazywał opozycję. Bo może i skazywał, ale się nie cieszył. Po drugie, uroczystość była skromna i bez fleszy. No, a po trzecie kto jest, a kto nie jest „komuna” decyduje teraz osobiście sam pan prezes. A  panu prezesowi się nie odmawia.

Władza wie najlepiej, jakich sędziów potrzeba „dobrej zmianie”. A potrzeba jej ludzi dalekowzrocznych, co sięgając w świetlaną przyszłość Polski Dobrobytu nie będą w stanie skupić wzroku na aferach wybuchających na wyciągnięcie ręki (na tym właśnie polega presbiopia, czyli starczowzroczność), takich jak choćby afera GetBack, w której straty dziesiątki razy przekraczają przekręty niesławnej firmy AmberGold. Sięgając, gdzie wzrok nie sięga, ci sami sędziowie nie dopatrzą się też korupcyjnych ofert składanych właścicielom prywatnych banków przez urzędników KNF-u, o SKOK-ach to już nawet nie wspominając. Nie zauważą też problemu pedofilii w Kościele katolickim.

Nie będą w stanie zauważyć faszystowskich haseł na pochodach narodowców, a też „strefy wolne od LGBT”, proklamowane w niektórych gminach, też zupełnie będą im wyglądały na wykluczenie ze względu na orientację, co nie jest niczym innym, jak współczesnym apartheidem w środku Europy. Nie bez powodu – jak widać – kolejki do okulistów liczy się już nie w tygodnie, ale miesiące, a nawet lata.

Po prostu władza pilnie potrzebuje sądów podległych tejże władzy oraz jej posłusznych. I wie, co robi. Dobrze rozumie, że dla „dobrej zmiany”, a zwłaszcza dla jej przodowników, tacy sędziowie to jedyny warunek bezkarności, jak już niewdzięczny Naród zdecyduje się zamienić zmianę „dobrą” na „jeszcze lepszą”. A kiedyś zechcą, bo – jak to nie bez racji mawiają Amerykanie – „lepsze jest wrogiem dobrego”.

Wobec powyższego oraz coraz wyraźniejszej perspektywy podzielenia się władzą lub nawet jej utraty, jedyne, co może zatrzymać wprowadzenie „jeszcze lepszych zmian”, to niewolne sądy. Bo to one decydują o wyniku wyborów. One rozstrzygają o sposobach interpretacji prawa. One też przesądzają o aresztach, wyrokach oraz apelacjach i to od nich zależy działanie (bądź niedziałanie) wymiaru sprawiedliwości. Nieusuwalność takich sędziów nawet po – odpukać – zmianie władzy, gwarantuje zaś Konstytucja.

Toteż każdy chyba rozumie, że władza wyjścia nie ma. I nawet groźba utraty funduszy unijnych lub wręcz wykluczenia Polski ze wspólnoty nie będzie jej w stanie powstrzymać przed „reformą” sądownictwa według swojego scenariusza. Stawką jest tu bowiem majątek, a w niektórych wypadkach także wolność osobista „dobrozmianowych” „gwałcicieli Konstytucji”. Tym bardziej, że gwałt jest przecież ścigany z urzędu, a minister Ziobro zadbał, by wyroki z tego paragrafu zapadały surowsze niż wcześniej.

W tej sytuacji jest też chyba oczywiste, że aktualni sędziowie, którzy nie popierają PiS-owskiej „reformy sądownictwa”, to niezależnie od wieku i przebiegu kariery – agenci Vichy, komuniści i złodzieje. A może nawet cykliści.

Ziobro nie poddaje się, zastrasza sędziów

Konrad Szymański sugerował, że ministrowie państw UE dali się przekonać polskiemu rządowi ws. praworządności. Ale OKO.press dotarło do zapisów z wtorkowego posiedzenia Rady ds. Ogólnych. Mówiono na nim o wyrokach TSUE, Izbie Dyscyplinarnej w SN i postępowaniach dyscyplinarnych wobec sędziów. Rząd utrzymywał, że dyscyplinarki są prowadzone bez jego ingerencji

Minister ds. europejskich Konrad Szymański, podsumowując dyskusję ministrów państw UE o praworządności w Polsce na Radzie ds. Ogólnych 10 grudnia 2019, podkreślał, że po prezentacji Komisji Europejskiej i polskiego rządu, delegaci nie zadali dodatkowych pytań. Niektóre media, w tym portal Niezalezna.pl, odczytały to jako dowód na rzekome znudzenie się w Brukseli sytuacją sędziów w Polsce. Nic bardziej mylnego.

Szymański powiedział po posiedzeniu Rady:

„Myślę, że Komisja Europejska podchodzi do sprawy w sposób rzeczowy i konstruktywny. Mam nadzieję, że to się utrzyma”.

Jak dokładnie miało to wyglądać wg ministra?

„Państwa członkowskie przynajmniej na tym etapie uznały, że nie ma powodów do zadawania kolejnych pytań” – powtórzył Szymański.

Optymistyczną dla polskiego rządu opowieść Szymańskiego podważa oficjalna notatka z dyskusji na Radzie ds. Ogólnych, do której dotarło OKO.press.

Sędziowie w centrum zainteresowania

Jasno wynika z niej, że sytuacja sędziów w Polsce, zwłaszcza wszczynane wobec nich postępowania dyscyplinarne, stanowiły sedno obrad.

Notatka w tłumaczeniu na polski brzmi:

„Ministrowie następnie przeszli do omówienia sytuacji w związku z procedurą z Artykułu 7(1) Traktatu o UE dotyczącą praworządności w Polsce. Komisja zreferowała, co wydarzyło się od września, podkreślając, że sytuacja ogólnie dalej się pogarsza.

[Komisja – przyp.red.] Odnotowała też, że w związku z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada,  polski Sąd Najwyższy 5 listopada orzekł, że jego Izba Dyscyplinarna nie spełnia kryteriów niezależności i niezawisłości sędziowskiej w rozumieniu prawa europejskiego, a Krajowa Rada Sądownictwa nie jest niezależna od władzy ustawodawczej i wykonawczej. Ten wyrok był publicznie krytykowany przez polskie władze. Komisja wskazała też na negatywne zjawiska dotyczące postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów oraz Trybunału Konstytucyjnego.

W odpowiedzi, polski rząd odrzucił obawy Komisji i odnotował, że od grudnia 2018 roku nie wprowadzono żadnych zmian ustawodawczych dotyczących regulacji, które są przedmiotem zainteresowania Komisji (chodzi o skargę KE na wypracowany za PiS model odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów – przyp. red.).

Polski rząd odniósł się do komentarzy zaprezentowanych przez Komisję, argumentując, że władze zajęły stanowisko potępiające sędziów, którzy krytykują status innych sędziów, ponieważ takie zachowanie podważa zaufanie do sądownictwa i stoi w sprzeczności z kodeksem etyki  sędziowskiej.

Rząd bronił również nowego systemu odpowiedzialności dyscyplinarnej dla sędziów, mówiąc, że postępowanie dyscyplinarne są prowadzone bez ingerencji ze strony rządu.

Żadna z delegacji nie zabrała głosu, a Przewodniczący przedstawił wniosek końcowy, że Rada będzie dalej śledzić rozwój sytuacji”.

Z innego dokumentu, do którego dotarło OKO.press – oficjalnych konkluzji ze spotkania Rady ds. Ogólnych – wynika zaś, że na Radzie dyskutowano też o ostatnich wyrokach Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczących praworządności w Polsce – wyroku z 5 listopada, w którym TSUE ocenił, że zaproponowany przez PiS sposób przechodzenia w stan spoczynku sędziów i prokuratorów w Polsce nie spełnia standardów unijnego prawa, a także wyroku z 19 listopada, w którym TSUE  przedstawił szczegółowe kryteria oceny Izby Dyscyplinarnej w SN.

Obraz spotkania, jaki wyłania się z tych dokumentów, przeczy wizji sugerowanej przez Ministra Szymańskiego.

Nic nie wskazuje, że ministrowie państw UE obecni na Radzie zostali przekonani do wizji przedstawionej przez polski rząd. Zostali za to szczegółowo i wyczerpująco poinformowani o rozwoju sytuacji dotyczącej praworządności w Polsce od września.

Jak zinterpretować fakt, że delegacje państw UE po prezentacji KE i polskiego rządu nie zadawały dalszych pytań? Można to rozumieć jako wyraz konsternacji po przyznaniu przez polską delegację, że rząd oficjalnie potępia niektórych sędziów i oskarża ich o podważanie zaufania do porządku prawnego.

Powód ciszy może być też jednak bardziej techniczny. Spotkanie nie miało formatu debaty, jego celem było zreferowanie wydarzeń przez obie strony, czyli Komisję i polski rząd.

Minister Szymański sugeruje, że brak pytań dowodzi przychylności argumentacji przedstawionej przez Polskę. Ale równie dobrze może być to oznaka poparcia dla argumentów KE. Symptomatyczne, że nikt też polskiego rządu głośno nie poparł.

Komisarze zaniepokojeni pogorszeniem się sytuacji w Polsce

Natomiast wystąpienia unijnych komisarzy po Radzie ds. Ogólnych, zarówno wiceszefowej Komisji Europejskiej Věry Jourovej, jak i komisarza ds. sprawiedliwości Didiera Reyndersa, potwierdzają, że Polska pozostaje w centrum ich zainteresowań – z negatywnych powodów.

„Sytuacja w Polsce mnie martwi. Ale wysłucham dziś odpowiedzi stron rządowych. Chciałabym jak najszybciej odwiedzić Polskę, żeby posłuchać, jakie są plany rządu w Warszawie. Mam nadzieję, że fakt, iż sama pochodzę z tego regionu, pomoże mi lepiej to zrozumieć” – zapowiedziała wiceprzewodnicząca KE.

„W ostatnich tygodniach i miesiącach obserwowaliśmy pogorszenie się sytuacji sądownictwa i niektórych postępowań dyscyplinarnych” – mówił odpowiedzialny za kwestie praworządności komisarz Reynders.

Sędziowie z Katowic zadali pytanie prawne do Sądu Najwyższego o legalność nowej KRS i już następnego dnia rzecznik dyscyplinarny ministra Ziobry założył im dyscyplinarki. Rzecznik chce przestraszyć sędziów, by nie wykonywali wyroku TSUE i nie podważali legalności powołanej przez PiS nowej KRS oraz Izby Dyscyplinarnej

Postępowanie dyscyplinarne wobec sędziów z Katowic wszczął w czwartek 12 grudnia 2019 zastępca rzecznika dyscyplinarnego dla sędziów Przemysław Radzik. Formalnie na razie jest to postępowanie wyjaśniające, ale wiedząc jak działa powołany przez ministra Zbigniewa Ziobrę rzecznik dyscyplinarny, można się spodziewać, że sprawa zakończy się zarzutami dyscyplinarnymi dla katowickich sędziów.

Radzik ściga sędziów za działalność orzeczniczą

Przemysław Radzik, na co dzień sędzia rejonowy i prezes sądu w Krośnie Odrzańskim z nominacji ministra Ziobry, będzie ścigać trzech doświadczonych sędziów z Sądu Apelacyjnego w Katowicach. W środę 11 grudnia skład orzekający tego sądu w składzie: Aleksander Janas, Irena Piotrowska, Grzegorz Misina wydał postanowienie o skierowaniu pytania prawnego do Sądu Najwyższego. Sędziowie rozpoznawali apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Gliwicach, który wydał sędzia nominowany przez nową, powołaną w niekonstytucyjny sposób KRS. I nabrali wątpliwości, czy sędzia ten jest właściwie powołany. Bo sędziów – członków nowej KRS wybrali posłowie PiS i Kukiz’15, głównie spośród sędziów współpracujących z resortem ministra Ziobry.

Katowiccy sędziowie zadali więc pytanie prawne do Sądu Najwyższego o status takiego sędziego, czy jest on zgodny z przepisami prawa i czy taki sędzia mógł wydawać legalne wyroki.

Pytania prawne to normalna procedura i uprawnienie każdego sędziego. Sędziowie mają prawo je zadawać i mieszczą się one w zakresie orzeczniczym. Tym bardziej, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w niedawnym wyroku wskazał, że polskie sądy mogą same badać legalność nowej KRS i Izby Dyscyplinarnej oraz dał do tego wskazówki. A potem Sąd Najwyższy wydał orzeczenie, w którym orzekł, że Izba Dyscyplinarna przy Sądzie Najwyższym nie jest sądem w rozumieniu prawa europejskiego, zaś nowa KRS nie jest niezależna od polityków.

Sędziowie z Sądu Apelacyjnego w Katowicach wykonali tylko wyrok TSUE.

Radzik zarzuca sędziom popełnienie przestępstwa

Dlaczego więc zaczął ich ścigać nominat ministra Ziobry, zastępca rzecznika dyscyplinarnego Przemysław Radzik?
Uważa on, że katowiccy sędziowie mogli popełnić przewinienie dyscyplinarne „polegające na uchybieniu godności urzędu” poprzez przekroczenie uprawnień. Bo mieli przyznać „sobie kompetencje do ustalania i oceny sposobu działania konstytucyjnych organów państwa w zakresie sposobu wyboru części członków Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposobu powołania sędziego orzekającego w I instancji, przez co podważając przepis art. 106i § 1 ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych [przepis ten mówi, że asesorów powołuje prezydent, na wniosek KRS – red.], wzięli udział w wydaniu postanowienia o przedstawieniu Sądowi Najwyższemu zagadnienia prawnego, którego treść stanowiła bezprawną ingerencję w ustawowy sposób powołania sędziów do składów orzekających”.

Zdaniem Radzika sędziowie mogli w ten sposób nawet naruszyć Konstytucję, a ich orzeczenie zakwalifikował jako przestępstwo przekroczenia uprawnień (art. 231 prf 1 kodeksu karnego), które jest na „szkodę interesu publicznego w postaci prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości”.

Taka kwalifikacja nie jest przypadkowa, bo jeśli sprawa zakończy się zarzutami dyscyplinarnymi to trafi do rozpoznania od razu do Izby Dyscyplinarnej przy Sądzie Najwyższym.

Radzik sugeruje też, że sędzia sprawozdawca sprawy rozwodowej, na kanwie której zadano pytanie prawne do SN, mógł popełnić kolejny delikt dyscyplinarny. W ocenie Radzika sędzia ten powinien się wyłączyć z orzekania, bo sam uzyskał awans do Sądu Apelacyjnego dzięki nowej KRS.

To nie koniec represji

Natychmiastowe założenie dyscyplinarki katowickim sędziom za badanie legalności nowej KRS i wykonanie wyroku TSUE wpisuje się w działalność głównego rzecznika dyscyplinarnego Piotra Schaba i jego zastępców Przemysława Radzika i Michała Lasotę. Wszyscy są z nominacji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Od roku ścigają niezależnych sędziów za obronę wolnych sądów. A do niedawana ścigają ich też za wydawane orzeczenia oraz za badanie legalności nowej KRS.

Represje się nasiliły po wydaniu wyroku TSUE, dotyczącym nowej KRS i Izby Dyscyplinarnej. Ma to zniechęcić sędziów do jego wykonania, a kolejne dyscyplinarki mają ich zastraszyć.
Dyscyplinarki za podważanie legalności nowej KRS mają:

1. Sędzia Paweł Juszczyszyn z Olsztyna, który jako pierwszy w Polsce wykonał wyrok TSUE. Zażądał od Kancelarii Sejmu list poparcia kandydatów do nowej KRS. I za to spadł na niego grad represji.

2. Sędziowie z Sądu Okręgowego w Krakowie. Rafał Lisak, Wojciech Maczuga, Kazimierz Wilczek jeszcze przed wyrokiem TSUE chcieli zbadać status asesora, których wydał wyrok w pierwszej instancji. Chcieli sprawdzić czy powołała go nowa KRS i tylko za to dostali zarzuty dyscyplinarne. Potem okazało się, że asesora powołała stara, legalna KRS.

3. Sędzia Krystian Markiewicz z Katowic, szef Iustitii. Dostał aż 55 zarzutów za list, odezwę do sędziów, w której podważał legalność nowej KRS i Izby Dyscyplinarnej.

Uderzenie w Markiewicza miało wyglądać na spektakularne, bo jest liderem Iustitii, największego stowarzyszenia sędziów w Polsce, które broni niezależności wymiaru sprawiedliwości. Sędziowie nie dali się jednak zmrozić ilością zarzutów.

4. Sędzia Anna Bator-Ciesielska z Sądu Okręgowego w Warszawie. Ona z kolei ma dyscyplinarkę za to, że nie chciała orzekać z rzecznikiem dyscyplinarnym Przemysławem Radzikiem i za to, że zakwestionowała jego status jako sędziego delegowanego. Sędzia w tej sprawie zadała pytania do TSUE. Nie chciała orzekać z Radzikiem, bo jego nazwisko pojawiło się w kontekście afery hejterskiej w ministerstwie sprawiedliwości.

Sędzia 6 grudnia dostała w związku z tą sprawą 5 zarzutów dyscyplinarnych, również za to, że miała odwagę rozmawiać z prasą.

Jacek Sasin, wicepremier i od niedawna minister aktywów państwowych tą wypowiedzią niewątpliwie wbił się na wyżyny hipokryzji. – „Wszystko wskazuje na to, że do zmiany szefa NIK potrzebna byłaby zmiana Konstytucji. Nie zgadzając się na nie, to opozycja bierze na siebie odpowiedzialność, że pan prezes Banaś w dalszym ciągu będzie pełnił tę funkcję” – powiedział Sasin w TVN24.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że to tzw. pisowski przekaz dnia. W podobnym tonie wypowiada się większość prominentnych polityków tej partii, np. szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk.

Politycy partii rządzącej mają krótką, a raczej wybiórczą pamięć. Marian Banaś został szefem NIK dzięki głosom posłów i senatorów PiS. Kiedy poseł PO Robert Kropiwnicki przed wyborem Banasia, chciał z mównicy sejmowej powiedzieć o niejasnościach w oświadczeniach majątkowych kandydata na szefa NIK, marszałek Elżbieta Witek wyłączyła mu mikrofon.

Internauci byli oburzeni wypowiedzią pisowskiego wicepremiera: – „Panie Sasin, chyba w waszym rządze pan Banaś był ministrem, to Wy go większością głosów na stołek wsadziliście, a teraz Pan zwala na opozycje? No przepraszam za pytanie.. ale czy Pan ma jaja?”; – „Bezczelny typ. Zdołał odsunąć od siebie odpowiedzialność za organizację lotu do Smoleńska i teraz próbuje powtórzyć manewr”; – „Sasin ma najbardziej brawurowy intelekt spośród pisowców. No, może jeszcze Suski może się z nim równać”.

Część internautów po prostu kpiła z Sasina: – „Za mocne. Dzwonię do Banasia”; – „Taaa, bo Kopernik była kobietą. Typowy przykład, że jak nie uda się wyciszyć afery, to kilka najbardziej znanych twarzy PiS-u krzyczy, to nie my, to Oni”; – „Musiał się Pan Sasin w coś mocno uderzyć, by pleść takie androny”; – „A tak w ogóle to wina Tuska”.

Jak można jej nie gratulować, a przeciwnie – szczycić się własnym nieuctwem i brakiem gustu, prześcigając w wyliczeniach, ilu książek noblistki się nie przeczytało…

„Słychać wycie, znakomicie!”, tak polska prawica zwykła pisać o części opinii publicznej oburzonej postępowaniem polityków PiS, łamaniem przez nich prawa, Konstytucji i dobrych obyczajów i pokazując w ten sposób niską radość, że oto udało się „dokopać” komuś, czyją niewybaczalną winą jest, że śmie wiedzieć świat inaczej, mieć inne poglądy.

Dziś owo słynne wycie słychać z prawej strony. Znam prawicę od lat, znam przecież ludzi z tego środowiska, a nie spodziewałam się, że Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk tak ich dotknie. Skoro tak się stało to znaczy, że z morale tego środowiska, z jego poczuciem własnej wartości jest już dramatycznie źle.

Sprawa Nobla dla Olgi Tokarczuk to nie jest pierwsza sprawa, która pokazuje, że realnie istnieją dwie Polski (właściwie jest ich wiele, nie tylko dwie, ale mówię o głównej osi podziału): taka, która bardzo chce się otworzyć, chce różnorodności, chce doświadczać i poznawać, szanuje i jest gotowa wysłuchać, i Polska która nienawidzi sukcesu innych, chce utalentowanych ściągać w dół, zawistna, zazdrosna i mała. I nie, nie mówię o zwykłych ludziach. Mówię o tych, którzy mają się, choćby z tytułu sprawowanych urzędów czy wykonywanych zawodów za elity i powołują się często na bliżej nieokreśloną „przedwojenną inteligencję”, która dziś na ich widok umarłaby ze śmiechu lub z zażenowania.

Wyobrażam sobie czasem, co by Tadeusz Boy – Żeleński, powiedział Glińskiemu, a Tuwim napisał o Kurskim i wiem, że nie pójdziemy jako naród i społeczeństwo do przodu, dopóki nie pozbędziemy się z polityki i dziennikarstwa ludzi, reprezentujących taką mentalność i takie cechy jak kompletna głupota, prostactwo, zawiść, zazdrość, małość, małostkowość, mściwość, ograniczone horyzonty, brak dystansu do siebie i świata, niedouczenie, brak kultury i dobrego (a często w ogóle żadnego) wychowania.

To, co wyprawiają prawicowe – bo o nich mówię – elity polityczne i dziennikarskie wokół Nobla dla Olgi Tokarczuk, pokazuje, że złość, zawiść, małość i miałkość są nie tylko ich siłą napędową, ale wręcz tlenem i krwiobiegiem – nie mogąc nikogo oczernić, umniejszyć, nie mając na kogo napluć swoimi słowami, zapewne by umarli.

Nigdy nie zrozumiem, jak można powołując się latami na patriotyzm, polegający na dumie z polskości, nie być dumnym, że Polka dostaje Nagrodę Nobla, jak można jej nie gratulować, a przeciwnie – szczycić własnym nieuctwem i brakiem gustu prześcigając w wyleczeniach, ilu książek Noblistki się nie przeczytało.

Jak można nie mieć na tyle instynktu samozachowawczego, żeby nie wiedzieć, że próba zdezawuowania osiągnięcia tej rangi, pokazuje i obnaża wyłącznie kompleksy tych, którzy to robią i ich szorujące po dnie poczucie własnej wartości.

Jak można nie inspirować się tak utalentowanymi ludźmi i nie życzyć im wszystkiego dobrego, tylko wygadywać rzeczy w stylu ministra kultury (sic!), że czułość to za mało – po doskonałym zresztą wykładzie Noblowskim Tokarczuk.

Ja wiem, że modna jest teraz wśród niektórych publicystów taka maniera, żeby każdego rozumieć, wszystko tłumaczyć i rozgrzeszać każde świństwo, podłość i małość.

Mają w nosie łamanie Konstytucji? Pewno sfrustrowani, niedouczeni, pewnie elity nie dość się postarały…łykają brewerie i złodziejstwa polityków jak pelikany – o biedni, sfrustrowani, a w ogóle to wina Balcerowicza…. Nie przeszkadza im pogrążanie i zadłużanie Polski, upadająca edukacja i służba zdrowia – pewnie jest jakieś usprawiedliwienie…

Można tak w nieskończoność, tylko to, oprócz tego, że skrajnie naiwne, nie doprowadzi do rozwoju i progresu. Bo rozwinąć się można tylko wtedy, kiedy się zrozumie, że są rzeczy na które nie ma żadnego usprawiedliwienia, na które pozwalać nie można i kropka.

W przeciwnym razie takie właśnie „elity” będą wciągać nas coraz głębiej w bagno, aż do samego dna.