Pod osłoną zarazy Jarosław Kaczyński dokonuje zamachu stanu. Jego interesuje tylko władza dla władzy, zamordyzm. Jego marionetki, jak Duda i Morawiecki, korzystają z tego, nie posiadając żadnego zaplecza ideowego, charakterologicznego.
Mamy więc do czynienia z pisowską matrioszką: zaraza w zarazie.
Zaraza pisowska przed nastaniem zarazy virusa corona spustoszyła polską demokrację i zdegradowała nasz kraj. Niby przerabialiśmy to już w historii pod koniec XVIII wieku i przed 1939 rokiem, a potem z trudem się odbudowaliśmy – ale teraz dopadła nas zaraza pisowska.
Spustoszona została kasa państwa na wyborcze przekupstwa, więc nie dziwmy się, że nie zostanie ogłoszony stan wyjątkowy (klęski żywiołowej), bo władza musiałaby realnie pomagać przedsiębiorcom i pracobiorcom.
Plan ratunkowy rządu PiS to plan kreacyjny, wyssany z brudnych palców Kaczyńskiego i Morawieckiego.
Co po zarazach? Oto jest pytanie. Jeżeli koronawirus potrwa dłużej, partia Kaczyńskiego zostanie przegoniona.
I nie dokonają tego elity, ale ciemny lud, który nie będzie miał co wrzucić do gara, pójdzie z kosami, sztachetami, łomami na Nowogrodzką, pod siedziby PiS w każdym mieście.
Tym razem żaden Kuroń nie rzuci hasła „zamiast palić komitety, zakładajcie własne”. Sytuacja jest zupełnie inna: historycznie, ideologicznie, a nawet estetycznie.
Opozycja też zbyt anemicznie przedstawia swoje projekty, które są konkretne, ale nie przebijają się do społeczeństwa.
W piątek do Sejmu trafił projekt Koalicji Obywatelskiej, zakładający pomoc przedsiębiorcom m.in odszkodowaniami za straty jakie ponieśli w związku z epidemią. Wśród głównych założeń projektu jest także finansowe wsparcie pracowników szpitali, jak dodatek w wysokości 50 proc. wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. Testy na SARS-CoV-2 dla personelu medycznego mają być obowiązkowe.
Pieniądze, jakie deklaruje rząd Morawieckiego, to księgowe oszustwo. Wystarczyłoby 70 miliardów realnych pieniędzy, a można by utrzymać miejsca pracy i uratować gospodarkę. O rządowej „tarczy antykryzysowej” mówi posłanka PO Izabela Leszczyna.
Jakub Szymczak, OKO.press: Jak się Pani podoba forma, która przybrały ustawy, nazywane przez PiS „tarczą antykryzysową”?
Izabela Leszczyna: Czytając je miałam wrażenie, że napisał je Jarosław Kaczyński, czyli człowiek, który niewiele wie o realnym świecie. A już na pewno nie wie nic o gospodarce, o przedsiębiorstwach, o funkcjonowaniu firm. To brzmi, jakby prezes powiedział: macie zrobić wrażenie, że robimy bardzo dużo, że dbamy o ludzi, ale macie napisać to tak, żeby prawie nikomu nie dać żadnych pieniędzy, bo ich nie mamy, a musimy mieć na 13 emeryturę i inne moje obietnice.
Zachowanie Jarosława Kaczyńskiego w dniach epidemii każe sformułować dość oczywiste pytanie. Czy prezes PiS jest politycznym psychopatą (gdyż jego zachowania, w tym kliniczny wręcz brak empatii wobec rządzonych przez niego obywateli, przekroczyły już granicę „politycznego pragmatyzmu” czy nawet cynizmu)? – pisze Cezary Michalski. Było takich w historii niemało, począwszy od czasów rzymskich, aż po wiek XX. Wielu z nich – właśnie dzięki psychozie, którą ich zwolennicy mylili z charyzmą – było bardzo skutecznych. Zarażali nią swoich wyznawców, budowali bańki, w których pogrążały się całe narody.
Kryzys wywołany epidemią koronawirusa będzie inny niż dotychczasowe. Wiele wskazuje na to, że będzie głębszy niż którykolwiek z kryzysów, które pamiętamy. Być może trwałe zmieni nasze nawyki i przyzwyczajenia, być może po epidemii odnajdziemy się w innym gospodarczo porządku. Ważne jest, aby zauważyć, że tym razem reagujemy inaczej, niż podczas kryzysu 2008 roku. Po tamtym kryzysie pozostało nam poczucie niesprawiedliwości i zawodności funkcjonowania państwowej pomocy – zbyt wielu biednych dramatycznie zubożało, zbyt wielu bogatych się wzbogaciło.
Dzisiaj wszystkie rządy jednym głosem zdają się mówić, że najważniejsza jest obrona pracowników niezależnie od formy zatrudnienia. Specyfika tego kryzysu w naturalny sposób kieruje strumienie pomocy rządowej do pracowników zatrudnionych w usługach – czyli tam, gdzie umowy o pracę mają najmniej stały charakter.
System działa nieźle, ale ma luki, które mogą grozić ekspansją choroby, a dla niektórych koniec odosobnienia to nie koniec problemów. „Jestem w pierwszym trymestrze ciąży, powinnam pójść na wizytę kontrolną do ginekologa, ale lekarz nie chce mnie przyjąć na wizytę kontrolną, bo niedawno zakończyłam kwarantannę” – mówi OKO.press Joanna.
W zasadzie sytuacja już jest jasna: pod osłoną koronawirusa Jarosław Kaczyński – podobnie jak jego węgierski bratanek – przeprowadza w Polsce zamach stanu.
Jeszcze kilka dni temu większość komentatorów – w tym także ja – prognozowała, że 10 maja wyborów prezydenckich nie będzie, ponieważ w warunkach epidemii nie da się ich zorganizować. Okazuje się, że nie doceniliśmy determinacji prezesa, który ostatecznie przestał się przejmować zachowaniem pozorów. Już nawet nie udaje, że dotrzymuje choćby minimalnych standardów demokracji i praworządności.
Można wymienić dziesiątki powodów, dla których korespondencyjne głosowanie w maju nie będzie mogło zostać uznane za rzeczywisty i demokratyczny akt wyborczy: kodeks wyborczy został zmieniony wbrew prawu, głosowanie zorganizowano w warunkach faktycznego stanu nadzwyczajnego, w czasie którego kandydaci opozycyjni nie mogli prowadzić kampanii, epidemia i narodowa kwarantanna sprawiają, że demokratyczny nadzór nad procesem oddawania i liczenia głosów jest niemożliwy, frekwencja będzie znikoma, bo znaczna część obywateli albo nie będzie mogła, albo nie będzie chciała uczestniczyć w tej pocztowej parodii wyborów… I tak dalej. Długo można by jeszcze wymieniać.