Powinna powstać komisja śledcza. Rozumiem, że PO jest zajęta innymi rzeczami, ale wniosek o KS ds afery Banasia powinien już się pisać.
Państwowa Komisja Wyborcza przeanalizowała jeden z sześciu – bliźniaczo do siebie podobnych – protestów wyborczych PiS i uznała, że nie zasługuje na uwzględnienie. – Wnosimy o pozostawienie go bez dalszego biegu – wystąpiła do Sądu Najwyższego.
Protesty wyborcze komitetu PiS ujawniło Oko.press. Serwis wydobył skargi z Sądu Najwyższego. W sześciu podobnych pismach komitet PiS kwestionuje wyniki wyborów do Senatu w sześciu okręgach wyborczych. We wszystkich wygrali kandydaci opozycji lub niezależni. Przewaga nad kandydatami PiS wyniosła od 320 głosów do 3 tys.
Rządząca partia liczy, że uwzględnienie protestów pozwoli jej na odbicie izby wyższej, w której większość będzie mieć opozycja i senatorowie niezależni.
„Wyniki wyborów niemal po połowie dzielą Senat pomiędzy partię sprawującą władzę a opozycję. W tym stanie rzeczy w interesie społecznym jest podjęcie dodatkowych działań weryfikujących” – napisał w uzasadnieniu protestów pełnomocnik komitetu PiS Krzysztof Sobolewski.
PiS myli artykuł kodeksu
„Zgłaszam protest wyborczy przeciwko ważności wyborów do Senatu RP” – czytamy w każdym z dokumentów. Sobolewski podnosi w nich identyczny zarzut naruszenia art. 227 Kodeksu wyborczego. Określa on sposób głosowania i warunki uznania głosu za ważny. Reguluje m.in. w którym miejscu należy postawić znak „X”.
Problem w tym, że przepis nie dotyczy wyboru senatorów, ale posłów, co jako pierwsza zauważyła Wirtualna Polska. Sposób głosowania w wyborach do Senatu określa zupełnie inny przepis. – Do Sądu Najwyższego wpłynęło już sprostowanie podstawy prawnej, która znalazła się w protestach komitetu PiS – poinformował w czwartek sędzia Michał Laskowski, rzecznik SN.
Według prawników protesty wyborcze PiS są obciążone inną wadą. „Powinny zostać pozostawione bez biegu jako niespełniające wymogów formalnych” – uważa prof. Uniwersytetu Łódzkiego Anna Rakowska-Trela, która zajmuje się prawem wyborczym. Swoją analizę na temat dwóch pierwszych protestów PiS zamieściła w serwisie „Konstytucyjny”.
PiS: zarzuty są zasadne
By protest mógł zostać rozpoznany, muszą w nim zostać postawione konkretne zarzuty naruszenia przepisów kodeksu wyborczego albo popełnienia przestępstwa przeciw wyborom określonego w Kodeksie karnym. Tymczasem protesty PiS oparte są na ogólnikach i przypuszczeniach.
„Naruszenie polegało nam niewłaściwym zakwalifikowaniu jako nieważnych głosów, które powinny zostać uznane za ważne” – to zarzut postawiony przez Sobolewskiego. Pełnomocnik PiS uzasadnia go różnicą głosów pomiędzy kandydatami (przypomnijmy: od 320 do 3 tys.) zestawioną z liczbą głosów nieważnych (od 1,4 do 6,2 tys. w zależności od okręgu). „Ustalenie, że część głosów zostało nieprawidłowo uznane za nieważne, gdy w rzeczywistości powinny one zostać uznane za głosy poparcia dla kandydata PiS decyduje o tym, że to on uzyskał najwięcej głosów” – czytamy w pismach PiS.
Jakie partia ma dowody na to, że głosy nieprawidłowo uznano za nieważne? Żadnych, bo w protestach ich nie przedstawia. Wskazuje jedynie, że np. w okręgu koszalińskim liczba głosów nieważnych z powodu postawienia więcej niż jednego znaku „x” przekraczała różnicę głosów między zwycięzcą a przegranym. „Potencjalnie powyższa przyczyna jest najczęstszym i najprostszym sposobem ewentualnych naruszeń w kwalifikowaniu głosów” – napisał Sobolewski.
Na naruszenie przepisów – wg PiS – ma wskazywać również wzrost liczby głosów nieważnych odnotowany w dwóch okręgach w porównaniu z wyborami w 2015 r. „Jest to zjawisko przeciwne do ogólnej tendencji mniejszej ilości głosów nieważnych” – napisał Sobolewski. Na naruszenie kodeksu ma jeszcze wskazywać niewielka różnica głosów pomiędzy kandydatami w okręgu koszalińskim – 320 głosów. Bo „jest na tyle znikoma, że może uchodzić za pewien margines błędu w klasyfikowaniu głosów, błędów pisarskich w protokołach czy omyłek rachunkowych”.
„Wnoszę o ustalenie, że zarzuty są zasadne a naruszenia miały wpływ na ważność wyborów – napisał Sobolewski, prosząc o oględziny kart do głosowania na rozprawie, porównanie ich z protokołami oraz ponowne przeliczenie głosów. – Należy z całą pewnością wykluczyć możliwość wpłynięcia błędów proceduralnych na ich wynik”.
PKW: podnoszone zarzuty są niezasadne
„Sam fakt, że w oprotestowanych okręgach różnica głosów pomiędzy kandydatami była niewielka, a liczba głosów nieważnych znaczna nie stanowi nawet cienia podstawy do przypuszczenia, że doszło do naruszenia prawa – uważa Rakowska-Trela. – Sam fakt, iż skarżącemu nie podoba się wynik wyborczy, przy braku dowodu na zasadność naruszenia konkretnego przepisu kodeksu wyborczego, czy w ogóle przy braku wykazania konkretnych naruszeń, nie może stanowić podstaw do ponownego liczenia głosów”.
Prawniczka podkreśla, że SN nie jest „super-komisją wyborczą”, która ma ponownie liczyć głosy, gdy wynik jest niesatysfakcjonujący, a różnice niewielkie: „Sąd Najwyższy bada konkretne zarzuty, konkretne naruszenia, poparte konkretnymi dowodami. A w omawianych sprawach takich konkretów brak. Tym samym protesty, oparte na takich jedynie podstawach, powinny zostać pozostawione bez dalszego biegu”.
Do podobnego wniosku doszła Państwowa Komisja Wyborcza, która opiniuje protesty wyborcze dla Sądu Najwyższego. W czwartek oceniła jeden z bliźniaczo podobnych do siebie protestów PiS.
– Wnosimy o pozostawienie go bez dalszego biegu. Uznajemy podnoszone zarzuty za nieznajdujące podstaw do tego, aby należało wybory w okręgu powtórzyć – mówił w Sejmie sędzia Wiesław Kozielewicz, szef PKW. – Okoliczności wskazane w proteście nie uprawniają do podjęcia decyzji o powtórzenia wyborów – dodał.
Protesty wyborcze, które zgłosiła partia rządząca, nie mają merytorycznego uzasadnienia. PiS złożył je tam, gdzie liczy na łut szczęścia. Albo tam, gdzie chce zmanipulować wyniki na swoją korzyść.
Protesty dotyczą tych okręgów, w których kandydatom tej partii do Senatu zabrakło do wygranej niewiele, a głosów nieważnych padło na tyle dużo, że ich ponowne przeanalizowanie może coś zmienić. W jednym z tych okręgów o zwycięstwie kandydata opozycji zadecydowało 320 głosów.
Protest wyborczy powinien wyraźnie wskazywać, do jakich naruszeń mogło dojść i jakie dowody mogą służyć na poparcie tych podejrzeń. Do treści złożonych przez PiS protestów dotarła redakcja OKO.press. Nie ma w nich mowy o dowodach. Zamiast tego pojawiają się hipotetyczne rozważania na temat tego, co mogłoby się zmienić, gdyby okazało się, że nieprawidłowości doszło.
Sam fakt, że w danym okręgu oddano wiele głosów nieważnych, nie jest wystarczającym powodem do ich powtórnego przeliczenia ani do powtórki głosowania. Ale nawet gdyby PiS protestował wszędzie tam, gdzie odsetki głosów nieważnych są wyjątkowo wysokie, to w pierwszej kolejności złożyłby pewnie protest w Nowym Sączu – tam było ich ponad 10 proc. Ale akurat w Nowym Sączu kandydat PiS wygrał z dużą przewagą.
Relatywnie dużo nieważnych głosów oddano też w Stargardzie i Zabrzu (po niespełna 4 proc.). Tam jednak PiS także nie protestuje.
Tegoroczne wybory odznaczały się wyjątkowo niskim odsetkiem głosów nieważnych. W wyborach do Senatu uznano za nieważne tylko 2,55 proc. Cztery lata temu było ich 3,88 proc.
Merytoryczne podstawy mają mniej liczne protesty, które składa opozycja. Jej zdaniem PiS zgłosił po ustawowym terminie kandydata w miejsce zmarłego tuż przed wyborami Kornela Morawieckiego. W innym okręgu jednego z kandydatów oznaczono logotypem innego komitetu wyborczego niż ten, z którego startował, co mogło wprowadzić wyborców w błąd.
Na co liczy PiS? W scenariuszu optymistycznym – na to, że podczas liczenia doszło do błędów, a na ich odkryciu stracić może jedynie opozycja. W scenariuszu pesymistycznym – na to, że podczas ponownego liczenia uda się zmanipulować wyniki. Protesty wyborcze rozpatrzy izba Sądu Najwyższego powołana na skutek „reformy” przeforsowanej przez partię rządzącą i prezydenta. Liczenie może się odbywać albo w tej izbie, albo w sądach niższego szczebla.
Przede wszystkim jednak, jeśli PiS nie uzasadnia swoich podejrzeń co do rzetelności wyborów i liczenia głosów, to protesty tej partii nie powinny zostać uwzględnione.
Komitet Wyborczy PiS w sześciu niemal jednobrzmiących protestach złożonych w Sądzie Najwyższym nie podał dowodów na nieprawidłowości, które podważałyby wynik wyborów do Senatu. Przeprowadza za to hipotetyczne rozważania, co by było, gdyby takie błędy były. OKO.press publikuje wszystkie sześć protestów PiS. Zobaczcie je sami
OKO.press uzyskało w Sądzie Najwyższym kopie wszystkich sześciu protestów wyborczych PiS. Dostaliśmy je legalnie, zwracając się do SN o ich udostępnienie. Zresztą w tak ważnej dla obywateli sprawie nie powinno być żadnych tajemnic.
We wszystkich sześciu protestach powtarza się sformułowanie, że
„ustalenie, iż ok. 10 proc. głosów zostało nieprawidłowo uznanych za nieważne, zaś w rzeczywistości powinny być one uznane jako głosy poparcia dla kandydata Komitetu Wyborczego PiS, decyduje o tym, że najwięcej głosów uzyskał kandydat PiS”.
To stwierdzenie robi wrażenie, jakby były jakie powody do takiego „ustalenia”, ale nie zostały one nigdzie podane. Uzasadnienie jest de facto rozumowaniem hipotetycznym, że gdyby tak było, to PiS by wybory w danym okręgu wygrał. Trudno się spodziewać, by nawet najbardziej przychylny PiS sąd mógł uznać takie „uzasadnienie” za wystarczające.
Wnioski zawierają czasem dodatkowy argument, że „różnica w ilości głosów w całym okręgu jest na tyle znikoma, iż może uchodzić za pewien margines błędu” co jest niezbyt poprawnym po polsku wyrażeniem ogólnej hipotezy, bez żadnych dowodów. Podobnie jak spekulacje o
„postawieniu znaku x obok nazwiska dwóch lub więcej liczby kandydatów (..) Wiadomym jest, że potencjalnie, powyższa przyczyna nieważności głosu jest najczęstszym i najprostszym sposobem ewentualnych naruszeń w kwalifikowaniu głosów jako ważnych lub nieważnych”.
Informacja o tym, że PiS podważa wybory do Senatu w sześciu okręgach, zelektryzowała całą Polskę. Bo opozycja minimalnie wygrała te wybory i ma teraz w Senacie większość. PiS nie chce się z tym pogodzić, więc protesty wyborcze komitetu wyborczego tej partii odebrano jako próbę zmiany wyniku wyborów. Pisaliśmy o tym w OKO.press tutaj.
Opublikowane przez nas skargi w sześciu okręgach (patrz niżej) dowodzą, że intencja PiS, by odwrócić los Senatu, przeważa nad racjonalną argumentacją. I nie spełniają one wymogów art. 241 § 3 Kodeksu wyborczego, który stwierdza, że
„wnoszący protest powinien sformułować w nim zarzuty oraz przedstawić lub wskazać dowody, na których opiera swoje zarzuty”.
Wybory do Senatu zakwestionowane zapisem o wyborach do Sejmu
Protesty musiałby być przygotowywane na kolanie, bo wszystkie podnoszą jako główny zarzut „naruszenia przepisu art. 227 Kodeksu [Wyborczego] polegające na niewłaściwym zakwalifikowaniu głosów nieważnych, podczas gdy głosy te powinny zostać uznane za ważne”.
Rzecz w tym, że jak zauważył portal wp, art. 227 Kodeksu odnosi się do z rozdziału 5 „Sposób głosowania i warunku uznania głosu” odnosi się do wyborów do Sejmu.
Portal stwierdza, że „co najmniej dwa protesty zawierają ten błąd”, widocznie wp miała dostęp do dwóch dokumentów. Jak widać w dokumentach załączonych niżej, błąd powtarza się we wszystkich sześciu skargach.
R. V. Sposób głosowania i warunki ważności głosu
Art. 227
§ 1. Wyborca głosuje tylko na jedną listę kandydatów, stawiając na karcie do głosowania znak „x” w kratce z lewej strony obok nazwiska jednego z kandydatów z tej listy przez co wskazuje jego pierwszeństwo do uzyskania mandatu.
§ 2. Za nieważny uznaje się głos, jeżeli na karcie do głosowania postawiono znak „×” w kratce z lewej strony obok nazwisk dwóch lub większej liczby kandydatów z różnych list kandydatów albo nie postawiono tego znaku w kratce z lewej strony obok nazwiska żadnego kandydata z którejkolwiek z list, z zastrzeżeniem § 4.
§ 3. Za nieważny uznaje się głos, jeżeli na karcie do głosowania znak „×” postawiono w kratce z lewej strony wyłącznie obok nazwiska kandydata umieszczonego na liście kandydatów, której rejestracja została unieważniona.
§ 4. Jeżeli na karcie do głosowania znak „×” postawiono w kratce z lewej strony wyłącznie obok nazwiska kandydata z jednej tylko listy kandydatów, a nazwisko tego kandydata zostało z tej listy skreślone, to głos taki uznaje się za ważny i oddany na tę listę.
§ 5. Jeżeli na karcie do głosowania znak „×” postawiono w kratce z lewej strony obok nazwisk dwóch lub większej liczby kandydatów z tej samej listy kandydatów, to głos taki uważa się za głos ważnie oddany na wskazaną listę kandydatów z przyznaniem pierwszeństwa do uzyskania mandatu kandydatowi na posła, którego nazwisko na tej liście umieszczone jest w pierwszej kolejności.
[/tab]
PiS protestuje tam, gdzie przegrał nieznaczną ilością głosów
Wszystkie protesty wyborcze PiS zawierają taką samą treść i argumentację, opierającą się na tym, że komisje wyborcze mogły źle zakwalifikować nieważne głosy. A gdyby przypadły one kandydatom PiS – Komitet Wyborczy chce, by SN zaliczył na ich korzyść po 10 proc. unieważnionych głosów. Wtedy to partia Kaczyńskiego wygrałaby w sześciu okręgach, a to dałoby PiS większość w Senacie.
Można odnieść wrażenie, że był gotowy wzór protestu wyborczego. Bo kolejne protesty różnią się tylko numerem okręgu wyborczego, którego dotyczą, nazwiskami kandydatów w tych okręgach i liczbą oddanych na nich głosów.
Możesz zresztą sam/sama zobaczyć wszystkie sześć dokumentów. PiS skarży wyniki wyborów do Senatu w następujących okręgach:
1. Okręg numer 100. Obejmuje Koszalin i okolice. Wygrał tu kandydat Stanisław Gawłowski. Startował jako niezależny i uzyskał 44 956 głosów. Przegrał z nim kandydat PiS Krzysztof Nieckarz, który dostał 44 636 głosów. Nieważnych głosów oddano tu 3344 (2,44 proc. wszystkich głosów).
Zobacz protest dotyczący okręgu 100
2. Okręg 75. Obejmuje m.in. Tychy i Mysłowice. Wygrała tu Gabriela Morawska – Stanecka z SLD, dostała 64 172 głosów. Przegrał z nią Czesław Ryszka z PiS, który dostał 61 823 głosów. Liczba głosów nieważnych – 3749.
Zobacz protest dotyczący okręgu 75
3. Okręg 12. Obejmuje Grudziądz i okolice. Wygrał tu Ryszard Bober z PSL z wynikiem 52 619 głosów. Przegrał z nim Andrzej Mioduszewski z PiS z wynikiem 50 168 głosów. Nieważnych głosów oddano tu 2844.
Zobacz protest dotyczący okręgu 12
4. Okręg 92. Obejmuje m.in. Gniezno, Wrześnię i okolice. Wygrał tu Paweł Arntd z Koalicji Obywatelskiej – 76 897 głosów. Przegrał Robert Gaweł z PiS z wynikiem 75 413 głosów. Nieważnych głosów było 3064.
Zobacz protest dotyczący okręgu 92
5. Okręg 95. Obejmuje powiaty krotoszyński, kępiński, ostrzeszowski, ostrowski. Wygrała tu Ewa Matecka z Koalicji Obywatelskiej z wynikiem 80 084 głosów. Przegrał z nią Łukasz Mikołajczyk z PiS z wynikiem 77 780 głosów. Nieważnych głosów oddano tu 6221.
Zobacz protest dotyczący okręgu 95
6. Okręg 96. Obejmuje Kalisz i okolice. Mandat dostał tu Janusz Pęcherz z Koalicji Obywatelskiej, który dostał 72 579 głosów. Przegrał z nim Andrzej Wojtyła z PiS z wynikiem 70 993 głosów. Nieważnych głosów było tu 5444.
Zobacz protest dotyczący okręgu 96
KW PiS chce ponownego liczenia głosów. W Sądzie Najwyższym
Wychodząc z wyżej opisanej spekulacji o możliwych błędach w liczeniu głosów, Komitet Wyborczy PiS chce, by sędziowie z Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, w ramach rozpoznawania protestów, dokonali na rozprawie oględzin kart do głosowania oraz porównali te karty z protokołami z komisji wyborczych. Komitet chce również ponownego przeliczenie głosów, też na rozprawie.
Przedstawiciele PiS domagają się, by „na rozprawie mogli się wypowiedzieć w szczególności co do kart do głosowania, które zostały zakwalifikowane jako nieważne”.
Poprzez takie czynności dowodowe Komitet Wyborczy PiS chce najwyraźniej sprawdzić, czy komisje wyborcze dobrze zakwalifikowały głosy nieważne, a nawet sugeruje, że było inaczej. Ale – powtórzmy to – żadnych dowodów nie przedstawia. Protesty zawierają jedynie przypuszczenia czy podejrzenia. PiS sugeruje, że mogły zdarzyć się omyłki pisarskie w protokołach lub błędy rachunkowe.
Podkreśla też, że mandaty w Senacie są podzielone po połowie na opozycję i PiS. Więc w „słusznym interesie społecznym” jest podjęcie dodatkowych działań weryfikujących poprawność wyników głosowania . Bo różnica w liczbie zdobytych głosów pomiędzy wygranymi kandydatami z opozycji, a przegranymi z PiS, nie była duża.
Co do dwóch okręgów pada dodatkowo argument, że w poprzednich wyborach w 2015 r. liczba oddanych tam nieważnych głosów była mniejsza niż obecnie.
Jakby to dowodziło, że cztery lata później były nieprawidłowości w komisjach.
Co zrobi nowa Izba powołana przez PiS
Kodeks wyborczy jasno mówi, że to wnoszący protest wyborczy ma udowodnić, jak doszło do naruszeń i wykazać, że miały one wpływ na wynik wyborów. Komitet Wyborczy PiS przerzuca jednak ciężar udowodnienia naruszeń na Sąd Najwyższy, chcąc wykorzystać procedurę skargi do ponownego liczenia głosów.
Protesty PiS zbadają trzyosobowe składy z Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Mogą dopuścić ponowne przeliczenie głosów jeśli uznają to za zasadne. Ponowne liczenie jest rzadkością w procesach o ważność wyborów.
Izba ta może też pozostawić protesty PiS bez rozpoznania, jako nie spełniające warunków określonych w artykule 241 Kodeksu Wyborczego. Przepis ten mówi, że protest wyborczy ma zawierać zarzuty i dowody na ich poparcie.
Badanie protestów przez skład trzyosobowy kończy się wydaniem opinii, która potem trafia do całego składu tej Izby. Bo to cały skład – 20 sędziów – decyduje o ważności wyborów i o tym, czy w danym okręgu SN podważa wynik wyborów, czy też nie.
Pisaliśmy w OKO.press o tym kto zasiada w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, którą powołał PiS. Izba ta wydawał już wyroki nie pomyśli obecnej władzy:
Powołany przez Zbigniewa Ziobrę rzecznik dyscyplinarny nie ustaje w ściganiu poznańskiej sędzi Moniki Frąckowiak. Postawił jej kolejne zarzuty, nie prosząc nawet o wyjaśnienia.
Monika Frąckowiak to poznańska sędzia, która orzeka w sądzie rejonowym Nowego Miasta i Wildy. Należy do stowarzyszenia sędziów Iustitia. Jest znana, bo angażowała się w protesty przeciwko zmianom wprowadzonym w wymiarze sprawiedliwości przez PiS. Na demonstracjach mówiła, że „Trybunał Konstytucyjny jest farsą”, a minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro powołuje na prezesów sądów „osoby o dość wątpliwej reputacji”.
Ludzie Zbigniewa Ziobry polują na sędzię
Na celownik wzięli ją rzecznicy dyscyplinarni powołani przez ministra Ziobrę. Do sądów dyscyplinarnych skierowali już dwa wnioski o ukaranie poznańskiej sędzi. Teraz dokładają trzeci.
Chodzi o opóźnienia w pisaniu uzasadnień wyroków. Zgodnie z prawem sędziowie mają na to dwa tygodnie. Na ich prośbę prezes sądu może przedłużyć ten termin, ale sędziowie i tak się spóźniają. Twierdzą, że dostają do prowadzenia zbyt dużo spraw.
Rzecznicy dyscyplinarni wzięli pod lupę wszystkie sprawy prowadzone w ostatnich czterech latach przez sędzię Monikę Frąckowiak. Opóźnień dopatrzyli się najpierw w ponad 170 sprawach. Teraz dokładają do tego kolejnych 37 opóźnień z ostatnich miesięcy. – Nie biorą pod uwagę, że w tym czasie prowadziłam 500-600 spraw – mówi nam sędzia Monika Frąckowiak.
Sędzia ścigana, bo krytykuje działania władzy
Frąckowiak nie kwestionuje, że spóźniała się z pisaniem uzasadnień wyroków. Wskazuje, że to nie tylko jej problem. – Nie chcę, by odebrano to jak donoszenie na kolegów, ale problem jest powszechny. W moim wydziale tylko przewodniczący pisze wszystkie uzasadnienia w terminie, ale on ma cztery razy mniej spraw niż ja – zauważa Frąckowiak.
Dlaczego zatem tylko ją wzięli na celownik rzecznicy dyscyplinarni? Frąckowiak nie ma wątpliwości, że powodem są krytyczne wypowiedzi o działaniach obecnej władzy.
Przemysław Radzik, rzecznik dyscyplinarny powołany przez ministra Ziobrę, o zarzutach dla sędzi Frąckowiak poinformował w internetowym komunikacie. „Opisane w przedstawionych zarzutach przewinienia służbowe obwinionej spowodowały ewidentny uszczerbek dla szeroko rozumianego dobra wymiaru sprawiedliwości, godząc w jego powagę, a ponadto narażając strony na negatywne skutki związane z koniecznością oczekiwania na ostateczne zakończenie postępowania” – napisał.
Frąckowiak zauważa jednak, że w sprawach, w których uzasadnienie napisała po terminie, żadna ze stron się na to nie skarżyła. Rzecznik dyscyplinarny z własnej inicjatywy zaczął przeglądać sprawy prowadzone przez sędzię Frąckowiak.
Rzecznicy dyscyplinarni idą na skróty
Poznańska sędzia mówi nam, że o nowych zarzutach dyscyplinarnych też dowiedziała się z internetu. – Nie dostałam żadnego pisma w tej sprawie – mówi. I zarzuca rzecznikom, że znów poszli na skróty. Zgodnie z prawem powinni byli przeprowadzić najpierw postępowanie wyjaśniające. Sędzia, którego to dotyczy, ma prawo złożyć wyjaśnienia, wnosić o przesłuchanie świadków.
– Zostałam tego prawa pozbawiona. Rzecznicy dyscyplinarni popełniają ewidentne błędy proceduralne – mówi sędzia Frąckowiak.
Z powodu takich błędów sąd dyscyplinarny w Lublinie nie rozpoczął procesu sędzi Frąckowiak za opóźnienia w uzasadnieniach ponad 170 spraw. Postanowił za to zwrócić akta rzecznikowi dyscyplinarnemu, by uzupełnił postępowanie. Rzecznik to zaskarżył. Sprawa czeka na rozpatrzenie w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
PiS wie, że jeśli zachowa Senat, wprowadzi dyktaturę, a jeśli nie, to może być początek jego końca.
Na początek powiedzmy sobie jasno – Kodeks wyborczy określa prosto i bez cienia wątpliwości, w jakich przypadkach można składać protesty wyborcze. A można to robić zgodnie z prawem tylko wtedy, gdy składający wniosek o ponowne przeliczenie głosów potrafi udowodnić, że doszło do przestępstwa, które wpłynęło na ważność wyborów, ich wynik lub/i przebieg głosowania. Przestępstwa zaś uprawniające do złożenia protestu wyborczego precyzyjnie opisuje rozdz. XXXI Kodeksu karnego (do którego w tej sprawie odsyła Kodeks wyborczy) w rozdziale zatytułowanym „Przestępstwa przeciwko wyborom”.
Wśród prawnych przesłanek pozwalających na uznanie protestu wyborczego nie ma ani jednego powodu wymienianego publicznie przez znanych polityków PiS. Nie można więc przeliczać głosów „z ciekawości”, z powodu „dużej nieważnej liczby głosów oddanych w danym okręgu” albo dlatego, że „może po ponownym przeliczeniu odzyskamy większość w Senacie”. Każdy z powodów jest bezprawny i wniosek na nim oparty powinien zostać przez sąd oddalony.
Inną kwestią jest problem podnoszony przez stowarzyszenie Obserwatorium Wyborcze, które wydało oświadczenie wyjaśniające, jak łatwo jest zmanipulować w Polsce ponowne liczenie głosów i dlaczego stosowanie tej procedury w obecnym kształcie i okolicznościach zagraża demokracji. Cytuję fragment: – „Od 14 października br. karty do głosowania przechowywane są bez żadnego szczególnego nadzoru: ani obserwatorzy społeczni, ani poszczególne komitety wyborcze nie mają możliwości skontrolowania, gdzie i w jaki sposób są one przechowywane lub przewożone, kto ma do nich dostęp, czy nie dochodzi do ich podmiany lub do manipulowania nimi”.
Dalej Obserwatorium Wyborcze zauważa: – „Karty do głosowania przechowywane są w paczkach zapieczętowanych pieczęciami obwodowych komisji wyborczych, ale to nie daje gwarancji bezpieczeństwa: nierzadko możliwe jest otwarcie i ponownie zamknięcie paczki tak, by nie było tego widać. Ponadto od 14 października pieczęcie obwodowych komisji wyborczych są przechowywane przez urzędników wyborczych, bez żadnej szczególnej kontroli. Nie można więc wykluczyć, że oryginalne pieczęcie zostaną użyte do ponownego zamknięcia i opieczętowania paczek z kartami, po manipulacji ich zawartością”. Całe oświadczenie dostępne jest tu: https://ow.org.pl/2019/10/22/latwo-jest-zmanipulowac-ponowne-liczenie-glosow/
Działania PiS w tej sprawie, już w tej chwili na granicy prawa, pokazują determinację tej partii, aby „odbić” Senat i brak szacunku dla wyborców i ich werdyktu. Powód jest oczywisty – z punktu widzenia PiS stawka jest ogromna.
Większość opozycyjna w Senacie umożliwi przeniesienie blokowanej przez PiS w Sejmie debaty poselskiej do Senatu, a więc odzyskanie głosu w debacie przez polityków, a za ich pośrednictwem także wyborców opozycji. Marszałek Senatu, trzecia osoba w państwie, może wygłaszać do narodu telewizyjne orędzia i w znacznym stopniu kształtować świadomość społeczną, może także jeździć za granicę i rozmawiać o polskich sprawach, a nawet podejmować pewne decyzje wpływające na politykę zagraniczną. Senat ma wpływ na obsadę kierowniczych funkcji w wielu ważnych państwowych instytucjach, które PiS uznał już za własne, prywatne i zdobyte, jak NIK, IPN, KRS, KRRiTV, NIK, RPP, Rzecznik Praw Dziecka, Rzecznik Praw Obywatelskich, UKE, Urząd Ochrony Danych Osobowych.
Determinacja, na granicy bezprawia, z jaką PiS próbuje przejąć Senat, pokazuje, jak ważna jest ta instytucja dla utrzymania polskiej demokracji. PiS wie, co oznacza Senat w rękach opozycji i próbuje zmienić wyniki wyborów, zanim ta świadomość dotrze także do opinii publicznej. A oznacza bardzo wiele: jeśli PiS zachowa Senat, wprowadzi dyktaturę, jeśli nie, to może być początek końca tej partii.