Dorwać Tuska. Plan Kaczyńskiego nie wypalił, bo był od początku kłamliwy, jak postaci prezesa i jego ancymonków

– Nie pisałam raportu w sprawie Amber Gold ku zadowoleniu kogokolwiek. Nie pracuję pod opinię publiczną. Jestem prawnikiem i cenię sobie swoje nazwisko – powiedziała w Radiu ZET Małgorzata Wassermann. Sam raport ma być “porażający”, ale poznamy go po wyborach.

Wassermann zapowiada raport, jakby mówiła o dobrym kryminale.

– Jak się go przeczyta, to proszę mi uwierzyć, on jest porażający bez naciągania czegokolwiek – twierdzi.

Ponadto dodaje, że nie jest on polityczny

– Jeśli oczekiwania opinii publicznej były takie, że Donald Tusk wyjdzie w kajdankach, to przykro mi. Ja nie pracuję na opinię publiczną. Jestem prawnikiem i cenię sobie swoje nazwisko – powiedziała.

Co udało się ustalić?

Jeśli ktoś wierzy Wassermann, musi zadać sobie pytanie, dlaczego ten „porażający” dokument nie ujrzy światła dziennego teraz? W końcu zapewne mógłby pozytywnie wpłynąć na pozycję PiS w wyścigu do Sejmu. W kwestii samego Donalda Tuska ponoć można mu zarzucić – ponownie cytując panią polityk z PiS – że “nie zapewnił koordynacji prac organów administracji rządowej”.

– To, że był parasol ochronny nad Marcinem P., to ja nie mam żadnych wątpliwości. Proszę pamiętać o tym, że ja jestem prawnikiem. I tak żeśmy pracowali, komisja miała bardzo wielu doskonałych prawników jako doradców. Pracowaliśmy na tym materiale, jaki żeśmy pozyskali. Takie wnioski są, jakie zostały ustalone. Nie były i nie będą naciągane żadne inne. Mogę powiedzieć w ten sposób: nie mam wątpliwości żadnych, że Marcin P. był słupem, nie mam wątpliwości żadnych, że był nad nim parasol ochronny – dodała.

Pytana, czy udało się ustalić, kto stał za P., odparła w dość wymijający sposób.

– Proszę nie zapominać o jednej rzeczy: komisja śledcza rozlicza urzędników państwowych za wykonywanie swojej działalności. Przecież ja nie posiadam uprawnień operacyjno-śledczych, abym mogła przeprowadzać takie analizy, które mogłyby to pogłębić. Od tego są służby specjalne i prokuratura. Zapewniam panią, że pracują bardzo intensywnie. I przypominam, że dodatkowych 15 osób stoi pod zarzutami. Za chwilę będziemy mieć kolejną osobę. Natomiast z tą osobą kolejną, na którą czekamy na zarzuty, jest problem taki, że posiada immunitet i skutecznie do tej pory z tego immunitetu korzystała – odpowiadała Wassermann w Radiu ZET.

Pojawił się też wątek syna Donalda Tuska.

– Proszę pamiętać o tym, że w przypadku Michała Tuska dla mnie to nie jest problem związany z tym, czy on przekazał jeden czy drugi mail. Ja mam na ten temat swoją opinię, bardzo precyzyjnie i szczegółowo opisaną w raporcie. Problem polega na tym, że Michał Tusk z tego materiału, który żeśmy pozyskali, zarówno jeśli chodzi o dokumentacje, jak i zeznania świadków, on po prostu służył do tego, że powszechnie Marcin P. i jego otoczenie chwaliło się Michałem Tuskiem w stosunku do swoich kontrahentów. No i jak widać działało – mówiła Wassermann.

Raport a gra polityczna?

Bez poznania szczegółów raportu ciężko stwierdzić, czy Wassermann na rację. Jeśli dokument faktycznie byłyby tak porażającym dziełem, PiS z pewnością opublikowałby go już teraz.

Prawdopodobnie więc komisja nie wykryła niczego nowego ponad to, co już wiemy. Pomogła tylko wypromować się kolejnym politykom PiS.

Pogram Koalicji Obywatelskiej – tutaj >>>

PO zamierza zawiadomić prokuraturę w sprawie nieprawidłowości w Polskiej Fundacji Narodowej. – „Wydawanie publicznych pieniędzy znajomym wiceprezesa, znajomym ludzi, którzy są politycznie powołani do zarządu tej fundacji jest karygodne, haniebne, niezgodne z prawem i poczuciem elementarnej przyzwoitości. To jest kolejny przykład na wyrzucanie publicznych pieniędzy dla znajomych, dla znajomych znajomych, dla rodzin i znajomych rodzin” – powiedział przewodniczący PO Grzegorz Schetyna.

Przypomnijmy, że Onet napisał, że PFN zapłaciła w ciągu kilkunastu miesięcy ponad 5,5 mln dol. — czyli ponad 20 mln zł — amerykańskiej firmie PR-owskiej za wypromowanie naszego kraju w USA. Na tej umowie najbardziej miała skorzystać rodzina związanego z PiS-em polonijnego historyka Marka Chodakiewicza, który w Polsce zasłynął atakiem na homoseksualistów.

Schetyna mówił, że sytuacja w PFN to przykład patologii PiS. – „Patologii tego układu władzy, który z publicznych pieniędzy, z naszych pieniędzy finansuje kariery i biznesy swoich znajomych Polska Fundacja Narodowa to pieniądze nas wszystkich, to są pieniądze spółek Skarbu Państwa, które są w ten skandaliczny sposób wydawane przez ostatnie miesiące” – stwierdził.

Zapowiedział także, że politycy Platformy zwrócą się w sprawie PFN także do wicepremiera Piotra Glińskiego z pytaniem, „jaki był jego nadzór nad Fundacją”. – „Jaką miał wiedzę odnośnie wydatkowania tych pieniędzy i co zrobił, żeby nie dochodziło do tak haniebnych procederów, o których dzisiaj czytamy i które bulwersują nas wszystkich” – podkreślił Schetyna. Kuriozalna reakcja Glińskiego na tę sprawę – w „Totalny odlot wicepremiera? Onet ma interes w tym, aby „podważać sensowność działań polskiego państwa”.

– „Nie zostawimy tego, w czasie kampanii wyborczej, a także po wyborach ta sprawa musi zostać wyjaśniona, a ci, którzy odpowiadają za ten haniebny proceder, muszą po prostu nie tylko politycznie, ale też prawnie odpowiedzieć” – zaznaczył Schetyna.

Janina Goss – jedna z najbliższych Jarosławowi Kaczyńskiemu osób – wciąż zasiada w dwóch radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa, mimo że zabrania tego prawo. Nie wolno zasiadać w więcej niż jednej radzie nadzorczej państwowej spółki, więc powinna była którejś z posad się zrzec, o czym pisaliśmy w artykule „Przyjaciółka prezesa PiS „zbiednieje” – nie zarobi 200 tys. zł rocznie, a „tylko”… połowę”.

– „W PiS obowiązuje zasada, że kto z „panią Janeczką” wojuje, ten od prezesa ginie” – tak obrazowo opisuje Goss gazeta.pl. Zaprzyjaźniona jest z domem Kaczyńskich od lat. To właśnie ona pożyczyła prezesowi 200 tys. zł na opiekę nad Jadwigą Kaczyńską.

Po wyborach 2015 r. Goss zatrudniono w radach nadzorczych państwowych spółek: Banku Ochrony Środowiska i Polskiej Grupy Energetycznej. W 2018 r. w PGE zarobiła 79 268 zł, a w BOŚ-u 113 000 zł.

Do 16 września tego roku łączenie tych posad było możliwe, ale po tej dacie już nie. Dziennikarz gazeta.pl zapytał więc obie firmy, czy Janina Goss wciąż zasiada w ich radach. Z odpowiedzi zarówno BOŚ Banku, jak i PGE wynika, że zachowała obie posady. Jak pisze gazeta.pl, jest to złamanie art. 19c o zasadach zarządzania mieniem państwowym.

Departament Nadzoru Właścicielskiego Kancelarii Premiera nie odpowiedział na pytania dziennikarza gazeta.pl, co zamierza w tej sprawie zrobić.

Przyszła szefowa Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen spotkała się w Strasburgu z delegacją PO–PSL. Podczas rozmówił pojawił się m.in. temat praworządności.

O szczegółach spotkania z von der Leyen poinformowali na wspólnej konferencji prasowej europosłowie Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej i Krzysztof Hetman (PSL).

Halicki tłumaczył, że rozmowy dotyczyły priorytetów nowej Komisji, ale również tego, co polska delegacja uznaje za istotne.

– Oprócz budżetu, spraw, które związane są z organizacją pracy, podkreśliła (von der Leyen – red.) bardzo wyraźnie, że punkt, o który upominaliśmy się bardzo mocno jako polska delegacja, czyli walka z rakiem, będzie dopisany do tych zadań szczegółowych – powiedział.

Europoseł PO stwierdził, że o szczegółach spotkania z von der Leyen nie będzie informował, bo miało ono charakter zamknięty. – Ważne, że jest deklaracja częstych spotkań. Czujemy się wyróżnieni – powiedział.

Zapytany przez jednego z dziennikarzy, czy podczas rozmów z przyszłą szefową KE pojawił się temat praworządności, Halicki odpowiedział, że tak.

– Nikt nie bagatelizuje tych kwestii, wręcz odwrotnie. Jeżeli ktoś liczy na to, że sprawy praworządności będą odsunięte na bok, to przeliczy się po prostu – przekonywał polityk Platformy.

Ustępowanie agresywnemu, roszczeniowemu prostakowi zawsze i bez wyjątku, tak w życiu, jak i w polityce, kończy się dokładnie tak, jak ustępowanie szantażyście czy terroryście – niczego nie zyskujesz.

To niezwykle na swój sposób pouczająca sytuacja, zobaczyć na własne oczy do czego prowadzi niereagowanie w porę na chamstwo, przestępstwo, prostactwo i wulgarność. Zawsze uważałam za niezbyt trafne porzekadło „mądry głupszemu ustępuje”. Już jako nastolatka czułam, że coś z nim jest nie tak i pytałam siebie, czy ustępowanie głupszemu w prawdziwym życiu nie skończy się tym, że głupota rozrośnie się do niebotycznych, trudnych do opanowania rozmiarów.

I jako dorosła kobieta, dziennikarka mogę niestety potwierdzić, że i owszem, właśnie tak: ustępowanie agresywnemu, roszczeniowemu prostakowi kończy się dokładnie tak, jak ustępowanie szantażyście czy terroryście – niczego nie zyskujesz. Żądania stają się coraz większe, sytuacja eskaluje do niebotycznych rozmiarów i w końcu, żeby ją rozładować, a także przywrócić ład i porządek, musisz zrobić coś niebywale spektakularnego, czasem brutalnego, ponieważ konflikt urósł tak bardzo, że nie da się już go zażegnać małymi gestami.

Zawsze w takich sytuacjach, kiedy i tak na wszystko jest już za późno, człowiek duma, że istniało o niebo prostsze rozwiązanie: odpowiadać przestępcy i prostakowi krótko, konkretnie i stanowczo na małe zaczepki na samym początku, żeby wybić mu z głowy myśl, że będzie mógł sobie pozwalać na coraz więcej i zdusić jego zapędy w zalążku.

Nie wiem, skąd wzięło się nasze polskie „nie przesadzajmy, zobaczymy”, którego skutki obserwujemy teraz, mając problem z PiS. Skąd te wszystkie „złamali Konstytucję?… ale tylko raz… nie straszcie PiSem”, „Zatrzymują ludzi na legalnych demonstracjach? No tak, ale nie pałują”, „Jest cenzura, dziennikarze wylatują z pracy?…. no, ale przecież nie ma czołgów na ulicach”, „Zamiast historii, dzieci uczą się propagandy?…. oj tam, nauczy się go prawdziwej historii w domu”, „Biją Żydów? Co tam Żydzi, pewnie im się należało”.

Prof. Andrzej Leder, autor słynnej „Prześnionej rewolucji”, miałby pewno więcej do powiedzenia o genezie polskiego strachu – strachu przed nazywaniem rzeczy po imieniu, przed stanowczym reagowaniem, kiedy problem jest mały, zamiast zamykać oczy i pozwolić mu urosnąć do niebotycznych rozmiarów. Tego samego strachu, którego, wbrew opinii wielu, Kaczyński wcale nie stworzył – on go zwyczajnie bezbłędnie wyczuł i wykorzystał, za pomocą sprawdzonych kremlowskich metod (o czym świetnie pisze Anna Mierzyńska) do własnych celów: zdobycia władzy, którą kocha ponad wszystko. W tym strachu leży cała moc Kaczyńskiego i w niczym innym. W naszym przekonaniu o własnej niemożności i lęku przed postawieniem się.

Kiedy zorganizowałam protest dziennikarzy przed Sejmem, na który zresztą nie stawiło się zbyt wielu kolegów po fachu, jedna z obecnych na proteście dziennikarek francuskiej tv nie mogła się nadziwić: jak wy, dziennikarze możecie to wszystko, to bezprawie i chamstwo polityków, tak potulnie znosić? – pytała. Jak możecie być tak bierni, kiedy pomiatają wami, ograniczają wasze prawa, utrudniają wam pracę, poniżają was i oczerniają, dlaczego nie sprzeciwicie się temu stanowczo?

Ja tu jestem, odpowiedziałam jej, i jest tu wielu moich kolegów i koleżanek, a co mogę ci powiedzieć o reszcie? Ot, taka Polska kultura, sposób załatwiania spraw: nie wychylaj się, to nic ci nie zrobią, pokorne cielę dwie matki ssie.

W naturze pokorne cielę zdycha z głodu, bo nigdy nie dopycha się do wymiona, lub – w najlepszej wersji – kończy jako najmniejsze i najsłabsze ze stada, zajmujące najniższe miejsce w hierarchii, pomiatane i potrącane przez inne zwierzęta. Podobny los niestety jest także zarezerwowany dla ludzi, którzy tak właśnie się zachowują.

4 myśli na temat “Dorwać Tuska. Plan Kaczyńskiego nie wypalił, bo był od początku kłamliwy, jak postaci prezesa i jego ancymonków”

  1. Reblogged this on Xerofas i skomentował(a):
    Bardzo mi się podoba pomysł Wojciecha Maziarskiego, żeby najpierw uregulować zawód polityka. Wielu pisowców nie dostałoby patentu, aby być politykami, na pewno nie mógłby być mamrot Marek Kuchciński, który wyrażać się nie potrafi, nawet „dzień dobry” czyta z kartki. Kiedyś tacy sami byli komuchy.

Dodaj komentarz