Zamordyzm Kaczyńskiego możemy oddalić tylko my

„Chodzi o to, żeby chwycić kraj za mordę. To jest plan, który przedstawia PiS”

Do takiego komentarza Romana Giertycha skłonił m.in. jeden z punktów programu PiS. Jeśli partia Kaczyńskiego wygra wybory, zamierza złożyć w Sejmie „wniosek o zmianę treści art. 105 ust. 2-3 a także ust. 5 Konstytucji RP w ten sposób, iż poseł lub senator będzie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, a także zatrzymany lub aresztowany, decyzją podjętą na wniosek Prokuratora Generalnego, skierowany do Sądu Najwyższego”.

Zdaniem Giertycha, chodzi tu o „zastraszanie”. – „Jasnym jest, że jeżeli parlamentarzysta będzie wiedział, że od decyzji politycznej zależy jego wolność, to zawsze będzie się wycofywał, będzie się bał. Taka jest cecha immunitetu, że ma zagwarantować pewną niezależność i brak strachu po stronie parlamentarzystów” – stwierdził w TVN24.

Zwrócił uwagę na zapis, że wniosek od Prokuratora Generalnego miałby trafiać do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, która utworzona została na mocy pisowskiej ustawy. – „Jeżeli mamy do czynienia z ludźmi tak powiązanymi politycznie, którzy najczęściej są nieudacznikami zawodowymi i dostali się na te stanowiska tylko dlatego, że zapisali się politycznie do określonej grupy, to orzeczenia można przewidzieć. Chodzi o to, żeby chwycić kraj za mordę. To jest plan, który przedstawia PiS – powiedział Giertych.

Odniósł się także bliskich związków Kościoła z partią obecnie rządzącą. – „Ja odmawiam prawa Jarosławowi Kaczyńskiemu do tego, żeby zwracał się do kogokolwiek w imieniu katolików. Jestem katolikiem, zawsze będę i nie uważam, żeby mnie w najmniejszym stopniu reprezentował Jarosław Kaczyński” – podkreślił Giertych.

„Dalszy mariaż Kościoła katolickiego w Polsce z władzą doprowadzi do tego, że większość społeczeństwa, która nie głosuje na PiS będzie odrzucona od tego Kościoła. Jeżeli katolik chce, żeby został w Polsce zniszczony Kościół katolicki, to niech głosuje na PiS” – uważa Roman Giertych. W podobnym tonie wypowiadał się niedawno jego ojciec Maciej Giertych – „Głosowanie na PiS to pewna droga do zniszczenia Kościoła Polskiego i pewna droga do nieszczęść dla Polski”.

Pogram Koalicji Obywatelskiej czytaj tutaj >>>

Groźna ideologia” zagrażająca Polsce była motywem przewodnim podczas przemówienia Jarosława Kaczyńskiego we Wrocławiu. Według prezesa owa ideologia czai się na obywateli dosłownie z każdej strony, a najbardziej narażona na niebezpieczeństwo jest polska rodzina.

Nie możemy pozwolić, by ta specyficznego rodzaju ideologia opanowała Polskę, chociaż próbuje. Musimy obronić polską rodzinę przed biedą, niedostatkiem, ale także przed tą groźną ideologiczną ofensywą, którą podejmują także nasi polityczni przeciwnicy” – tłumaczył z mównicy szef Prawa i Sprawiedliwości.

Zaapelował również do swoich partyjnych kolegów, aby do samych wyborów nie ustawali w ciężkiej pracy, pokazywali Polakom owoce „dobrej zmiany” i przestrzegali rodaków przed kwestionowaniem rodziny.

Ta rodzina w ramach pewnej akcji socjotechnicznej jest kwestionowana. Nie pozwolimy na to, by nas oszukiwano, oszukiwano naród polski” – grzmiał we Wrocławiu Kaczyński i zapewniał, że wszystkim zdezorientowanym Polakom „trzeba pokazać, że Prawo i Sprawiedliwość oraz Zjednoczona Prawica nie zagrażają polskiej wolności i demokracji, ale dają też szansę, której dotąd nie wykorzystano!”

Program PiS tutaj czytaj >>>

Ostatnio pojawił się nowy, tajemniczy i przerażający – a więc bardzo pożyteczny wróg: Niszczyciel Polskich Rodzin

Na spotkaniu polskich władz z młodymi działaczami PiS Jarosław Kaczyński mobilizował swoich małoletnich bojowników zapewniając, że już niedługo będzie u nas tak bogato jak na Zachodzie. Będzie nawet lepiej, bo Polska stanie się „wyspą wolności, a w krajach zachodnich różnie z tym bywa”. Wprawdzie Prezes nie podzielił się ze słuchaczami swoją definicją wolności i nikt o nią nie zapytał, można jednak przypuszczać, że jest ona zbliżona do formuły używanej przez władze PRL w latach młodości Kaczyńskiego. Potwierdzenie tej tezy znalazłem w pracy doktorskiej Kaczyńskiego, gdzie autor odwołuje się niemal bezkrytycznie do wypowiedzi Gomułki, Bieruta, Cyrankiewicza, Kliszki i innych ideologów PRL oraz cytuje referaty na zjazdy i plena PZPR, a w bibliografii powołuje się nawet na twórczość Jerzego Urbana.

Wiele wskazuje, że wojujący antykomunista Kaczyński tak naprawdę wspomina komunę ze skrywaną nostalgią i z nieskrywanym rozrzewnieniem. Właśnie ogłosił, że na Zachodzie nie ma mowy o demokracji, w odróżnieniu od Polski, demokratycznej dziś w każdym calu. Tam lud pracujący miast i wsi jęczy wyzyskiwany przez rządzących, a u nas, w Rzeczpospolitej Kaczyńskiej, naród swobodnie wybiera swoich przedstawicieli, którzy dniem i nocą troszczą się, by kraj rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Tylko patrzeć jak prezes – pomny wielowiekowych tradycji udziału Polaków w wojnach za wolność waszą i naszą – wezwie rodaków do walki o wyzwolenie gnębionych narodów zachodniej Europy. Może nawet reaktywuje Związek Bojowników o Wolność i Demokrację? Tak czy owak, znając jego dobre serce, można się spodziewać jakiejś akcji wspierającej społeczeństwa krajów Unii. Są to bowiem społeczeństwa nie tylko pozbawione wolności, ale w dodatku tak zindoktrynowane, że nawet nie wiedzą, że tej wolności nie mają.  Trzeba w tej sprawie coś zrobić i prezes na pewno coś zrobi, bo nie może być gorszy od Jerzego Urbana, który w stanie wojennym, w odpowiedzi na amerykańską akcję wsparcia Polaków i rozsypującej się polskiej gospodarki, wysłał do Nowego Jorku partię śpiworów dla tamtejszych bezdomnych.

Przed wyborami Kaczyński wyznaczył Polakom dwa cele: dobrobyt i wolność. I od razu wyjaśnił, że o dobrobyt nie muszą się martwić, a najlepiej, żeby się Polacy gospodarką nie interesowali, bo dopóki PiS rządzi, to w razie czego zawsze wydrukuje tyle banknotów, ile będzie trzeba. Inaczej jest z polską wolnością. O wolność zawsze się walczyło, więc i teraz wypada. Tyle że do walki niezbędny jest wróg. A najlepiej wrogowie. Im więcej, tym lepiej, bo cenniejsze jest wtedy zwycięstwo – zwycięstwo partii Kaczyńskiego, rzecz jasna.  A jeśli wrogów wolności nie ma, to trzeba ich wyznaczyć. Nie jest to zadanie trudne, bo wrogiem może być każdy, kto inaczej niż PiS definiuje wolność. Jednak najpierw naród musi się dowiedzieć, że prawdziwa wolność, to nie jakieś tam „róbta co chceta”, to nie wyuzdane formy demonstrowania swoich poglądów czy opinii, to nie możliwość posiadania własnych odmiennych preferencji, ani prawo do wypisywania w gazetach tego, co byle pismakowi do głowy wpadnie i co nakażą obcy właściciele koncernów medialnych. A już na pewno nie jest wolnością wszechobecna nienawistna krytyka rządu i rządzenia, ani permanentne szkalowanie władzy demokratycznie wybranej, uprawnionej do arbitralnego definiowania dobra i czyniącej to dobro z woli ludu i dla ludu.

Wróg nie musi mieć twarzy. Nawet lepiej, jeśli jej nie ma, bo nieznane zło straszy skuteczniej niż zło znajome i oswojone. Mało użytecznym wrogiem jest dzisiaj Tusk, Schetyna, czy inny Brejza, bo prawdziwych haków na nich nie ma, a wszystko, co można było o nich zełgać, już poszło w lud i nie przyniosło spodziewanych efektów. Wspaniałym wrogiem okazał się natomiast enigmatyczny Lewak, którym zostać może każdy, kto ośmiela się myśleć i mówić inaczej niż funkcjonariusze dobrej zmiany w TVP. Niezły jest również Ideolog Gender, który co prawda istnieć nie może, bo gender to zwyczajna gałąź nauki, ale nazwa brzmi groźnie i dzięki zmasowanym wysiłkom wspaniale się kojarzy ze zboczeniami i pedofilią.  A ostatnio pojawił się nowy, tajemniczy i przerażający – a więc bardzo pożyteczny wróg: Niszczyciel Polskich Rodzin. Nikt nie wie, kim jest, ale już sieje w narodzie pożyteczną grozę.

Kaczyński głosi, że wymyślona przez niego Wolność jest zagrożona i sama się nie obroni, zatem niezbędna jest mobilizacja wszystkich zdrowych sił narodu. Potrzebni są przede wszystkim nowi oficerowie, bo ci poprzedni jakoś się do Kaczyńskiego nie garną, albo okazują się przyzwoici, a takich nam przecież nie trzeba. Rewolucja wymaga ofiar i te ofiary trzeba znaleźć.  Najlepiej szperać wśród niedocenianych, nieudaczników i w środowiskach emocjonalnie wzmożonych. Wybrani, docenieni i obdarowani stanowiskiem będą wdzięczni i lojalni. I będą się bić do upadłego za swoich protektorów, bo wiedzą, że w razie klęski pogrążą się wraz z nimi.  W walce o wolność przydatni są również prości żołnierze. Najlepiej tacy, którym nie trzeba tłumaczyć, co się w kraju wyprawia, bo i tak nie zrozumieją, a jak przypadkiem zrozumieją, to nie zapamiętają – ale za to, gdy wskaże im się wroga i zapewni bezkarność, będą go straszyć, grozić, hejtować, a jak trzeba, to i po mordzie dadzą. PiS wie, że „o tych trzeba dbać, których wróg ma się bać”. Za pośrednictwem ekipy Ziobry troszczy się więc o zadymiarzy, kibolów, faszyzujących narodowców i rozmaitych nawiedzonych, którzy na przepisy prawa się nie obejrzą, a zrobią, co trzeba, i nie będą mieli żalu, gdy w razie wpadki nikt się do nich nie będzie chciał przyznać.

Nieocenionym sojusznikiem Kaczyńskiego w walce o jego wymarzoną Wolność jest część hierarchicznego Kościoła. Mam na myśli tych dostojników, którzy nie wiedzą czym się z reguły kończy symbioza ołtarza z tronem. Myślę o tych, którym nie chce się sprawdzić, dlaczego w tak wielu krajach, tak nagle odeszło od wiary aż tylu wiernych – również tam, gdzie nie zanotowano wielkich afer pedofilskich. Sojusznikami prezesa są hierarchowie, którym brakuje wyobraźni, by przewidzieć reakcję wiernych w chwili, gdy PiS poniesie nieuchronną klęskę, gdy objawi się pełny obraz bezprawia tej partii, gdy funkcjonariusze Kościoła również staną wobec pytań o współudział w czynieniu zła. A ludzie bez wątpienia będą ich pytać o powody braku reakcji na zło, na kłamstwo, podłość i ludzką krzywdę. Dziś jeszcze, wspólnie z funkcjonariuszami władzy, przyklaskują oświadczeniu Kaczyńskiego, że poza Kościołem jest tylko nihilizm, i godzą się na jego koncepcję wykluczającą niewierzących. Wspierają kolegę arcybiskupa straszącego tęczową dżumą. Akceptują brednie o gejach, którzy „mają dzieci dla zabawy”. Nie reagują na bezrozumne nauki serwowane na religii, m.in. pierwszoklasistom II LO w Krośnie, że „LGBT to ruch opłacany przez sekty”, że „osobom transpłciowym należy się pomoc psychiatryczna”, że Robert Biedroń „nie jest gejem, tylko udaje, żeby zdobyć głosy” oraz że zwolennicy gender „nie wahają się przeprowadzać eksperymentów na dzieciach”.

Powszechne oburzenie wzbudził happening Dariusza Mateckiego, zatrudnionego w Ministerstwie Sprawiedliwości kandydata PiS na posła, który w obronie katolickich rodzin wezwał do zdezynfekowania placu, gdzie zbierali się uczestnicy parady równości w Szczecinie. Okazało się, że pomysł „oczyszczenia z zanieczyszczeń i szkodników” pochodzi od tamtejszego księdza Tomasza Kancelarczyka, który przecież nie wychyliłby się z taką podłością, gdyby nie równie niegodziwa wypowiedź abp Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”. Arcybiskup natomiast nie palnąłby zapewne podobnej nikczemności, gdyby nie usłyszał opinii swojego wielkiego donatora i wspólnika w dziele rechrystianizacji Jarosława Kaczyńskiego, który wyznacza dziś kolejnych śmiertelnych wrogów – swoich, swojej partii, Polski i Kościoła przy okazji.

Pomysł wskazania ludzi spod tęczowego sztandaru jako odpowiedzialnych za wszelkie zło tego świata nie jest nowy, oskarżenia takie padały w sąsiednim zachodnim kraju już prawie 90 lat temu, a ich skutek był koszmarny. Tym razem jednak mam wrażenie, że natchnienie przyszło ze wschodu, z putinowskiej Rosji, gdzie ostrzegają turystów, by nie nosili się zbyt kolorowo, a już broń Boże, żeby mężczyźni nie smarowali publicznie ust ochronną pomadką wazelinową, bo to skutkuje poważnym uszkodzeniem ciała. Skrajnie homofobiczna Rosja wydaje się bliska sercu Kaczyńskiego, nie tylko dlatego, że domagając się dawno zapłaconych reparacji od Niemiec nie zażądał od Putina odszkodowania za dziesięciolecia realnej okupacji, za masowe mordy i rabunek polskiego mienia. Również dlatego, że zdaje się garściami czerpać z doświadczeń tamtejszej demokracji, odwzorowując szczegóły ich zamordystycznej definicji wolności.

Metropolita rosyjskiego Tweru Sawwa postanowił niedawno ustrzec swoich wiernych przed zgubnymi skutkami cudzołóstwa i alkoholizmu i w tym celu wzniósł się nad swoje miasto samolotem, by skropić mieszkańców 70 litrami wody święconej. Skuteczność takiej formy umacniania „rządu dusz” jest równie wątpliwa, jak efektywność starań Jarosława Kaczyńskiego o wrobienie Polaków w wyniszczającą batalię o Wolność w wersji kalekiej i absurdalnej. Różnica jest taka, że polska koncepcja obrony społeczeństwa przed szkodliwymi miazmatami i grzesznymi nawykami wyróżnia się bardziej dojrzałym cynizmem i znacznie bezczelniejszą arogancją.

4 myśli na temat “Zamordyzm Kaczyńskiego możemy oddalić tylko my”

  1. Reblogged this on Xerofas i skomentował(a):
    Kaczyńskiego czeka sąd historii, a będzie on pod zarzutem zaprzaniec, musimy tego miejscowego Janukowycza wykopać od władzy. A potem go posadzić. Za zło, które wykreował, zapłacą nawet następne pokolenia. Zło zawsze jest banalne i tworzone przez ludzi małych, przeciętnych, lichych intelektualnie, właśnie takich, jak Kaczyński.

Dodaj komentarz