Głódź, Banaś, Senat – pisowsko-katolskie przekręty

Reportaż TVN24 wystawia świadectwo nie tylko metropolicie, ale przede wszystkim Kościołowi jako instytucji, która wyniosła abp. Głódzia na szczyty.

Telewizja TVN24 poświęciła reportaż w magazynie „Czarno na białym” nieprawościom arcybiskupa gdańskiego. Dużo było o hołdowaniu przez niego materialistycznym wartościom. Przejawiają się one zarówno w wystawnym stylu życia (rezydencja, bez której obywali się wszyscy dotychczasowi biskupi gdańscy, specjalne wymagania kulinarne), jak i w pazerności na pieniądze (wymuszanie wysokich danin na proboszczach, powiązanie awansów z wysokością przekazywanych hierarsze kwot). Było też o dogadzaniu sobie, przedkładaniu własnych potrzeb i odsuwaniu na plan dalszy tych dotyczących diecezji oraz jej duchowieństwa (miał powstać dom emerytów dla księży, ale ważniejszy był arcybiskupi pałac w Gdańsku-Oruni).

Wreszcie o stosowaniu przemocy w stosunku do podwładnych, zwłaszcza młodych, z samego dołu kościelnej hierarchii. O upokarzaniu, publicznym poniżaniu, ubliżaniu podwładnym wulgarnymi słowami. O łamaniu charakterów, niszczeniu zdrowia tym mniej odpornym psychicznie. Słowem: o stosunkach folwarcznych wprowadzonych przez abp. Głódzia.

Ikona Kościoła oderwanego od współczesnego świata

Podwładni oskarżają Głódzia

Mówili o tym wszystkim duchowni, których tożsamość została przez dziennikarzy starannie ukryta (zaciemniona twarz, zniekształcony głos). Z otwartą przyłbicą wystąpił tylko jeden śmiałek – ks. prof. Adam Świeżyński, filozof pracujący na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Nie pierwszy raz zabrał głos. Kilka lat temu stanął w obronie młodego księdza skierowanego do posługi w rezydencji arcybiskupiej i tam poniżanego. Pojechał wtedy do stolicy przekazać swoje świadectwo ówczesnemu nuncjuszowi apostolskiemu. To samo mieli zrobić inni duchowni. Ale chyba zabrakło odwagi. I tak, sądząc po najnowszym reportażu, pozostało do dziś. A rezultat wizyty ks. Świeżyńskiego u nuncjusza okazał się żaden.

Prawdę mówiąc, w reportażu TVN24 nie było wiele nowego. Chyba tylko to, że duchowni przedstawili niedawno swoje zarzuty pod adresem metropolity w listach do obecnego nuncjusza watykańskiego w Polsce. Ale czy pod nazwiskiem, czy też anonimowo? Cała reszta jest znana od lat. Fragmentarycznie i całościowo złe zachowania abp. Głódzia prezentowały różne media (z „Polityką” włącznie). Może tylko w tej najnowszej odsłonie materia zła była szczególnie skoncentrowana.

Głódź ubliża, Watykan milczy

Właśnie to, że o stylu bycia, życia, zarządzania diecezją przez abp. Głódzia wiadomo nie od dziś i nie od wczoraj, można uznać za sprawę kluczową. Coś, co najbardziej porusza w całej tej historii. Wystawia świadectwo nie tylko metropolicie, ale przede wszystkim Kościołowi jako instytucji, która wyniosła go na szczyty. Nie da się powiedzieć, że nikt niczego nie wiedział, skoro abp Tadeusz Gocłowski, człowiek zupełnie innego pokroju niż Głódź, usłyszawszy, kto ma zostać jego następcą, pisał do kard. Tarcisio Bertone, ówczesnego sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej, o przemyślenie tej decyzji. Krok niesłychany, niemniej bezskuteczny. Dlaczego? Zaważyły kościelne gry kadrowe w kraju? A może znajomości, relacje, jakie abp Głódź (dusza towarzystwa wobec ludzi równych sobie albo tych, którzy od niego nie zależą) zdołał nawiązać podczas wieloletniego pobytu w Rzymie?

Późniejsze informacje o tym, co się działo i dzieje w archidiecezji gdańskiej, też pozostawały bez echa. Ot, kolejny „pancerny” bohater, tyle że nie świata polityki. Raz jeden przeprosił – za to, że film braci Sekielskich o pedofilii duchownych skomentował słowami „nie oglądam byle czego”. I tak jak pancerność nowego prezesa NIK źle świadczy o rządzących, tak pancerność abp. Głódzia stawia w złym świetle Kościół.

Metropolita Gdański znany jest jako skuteczny administrator, który potrafi zadbać nie tylko o siebie, ale także o dobra doczesne Kościoła. A to, jak widać, jest dla tej instytucji ważniejsze niż jej autorytet moralny, niż piękne słowa i gesty wykonywane przez papieża Franciszka.

Kościół nie reaguje na własne zło

Ks. prof. Świeżyński mówił o tym, że biskup to dla księży ktoś taki jak dla rodziny ojciec. Odwołując się do tego porównania, można przyjąć, że diecezja gdańska ma przemocowego ojca. Współczesne społeczeństwo, nawet to nasze, bardzo katolickie, jakoś sobie radzi z przemocą w rodzinie. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale reaguje. Gdy zwleka, zdarzają się dramaty, ze śmiercią włącznie. Kościół w Polsce (generalnie, nie licząc wyjątków) sprawia wrażenie niezdolnego do reakcji na zło w swoich szeregach. Ciekawe, ilu wiernych musi odpłynąć w siną dal, ile seminariów musi opustoszeć, żeby cokolwiek w tej materii się zmieniło.

PiS nie może się pogodzić z wynikiem wyborów i próbuje ukraść Senat.

Nie mogę wyjść z zadumy, patrząc na zadymę, którą robi PiS. Partia rządząca nie chce pogodzić się z senacką porażką. Przypomina mi to historię sprzed pięciu lat, kiedy po wyborach samorządowych PiS ustami Jarosława Kaczyńskiego zakrzyknął, że wybory zostały sfałszowane. W Radiu Maryja szef PiS powiedział: „Wybory zostały sfałszowane, a państwo, w którym fałszuje się wybory, nie jest państwem demokratycznym”. Dodał, że „widać to gołym okiem, tylko trzeba ustalić, kto to zrobił”.

Europosłowie popędzili na skargę do Brukseli, gdzie załamywali ręce nad demokracją w Polsce, wśród nich obecny minister prezydenta Andrzeja Dudy Krzysztof Szczerski i Zdzisław Krasnodębski. Z kolei nieoceniony Ryszard Czarnecki powiedział w 2014 r., że wybory w Polsce są coraz mniej transparentne i uczciwe.

Od tamtej pory minęło pięć lat, w tym cztery lata rządów PiS, w czasie których prokuratura znalazła się w ręku władzy i – jak widać – nie znaleziono złoczyńcy, który ośmielił się dać wielką wygraną PSL.

PiS tworzył nowe państwo przez cztery lata. Minister spraw wewnętrznych wybrał komisarzy wyborczych, jest nowa PKW. I co? I znowu ci sami ludzie nie wierzą w prawdziwość ogłoszonych wyników. Tym razem nie padło słowo o fałszowaniu, ale – jak mówi wicemarszałek Terlecki – „chcemy sprawdzić z ciekawości, no i warto przeliczyć te głosy”.

Zaspokajaniem ciekawości PiS ma się zająć nowo powołana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Sędziowie będą się musieli pochylić nad sześcioma wnioskami PiS i trzema PO, z tym że we wnioskach PiS nie ma żadnych konkretów. Przykładem jest sprawa Stanisława Gawłowskiego, który 320 głosami pokonał konkurenta z PiS. We wniosku czytamy: „10 proc. głosów zostało uznanych za nieważne. Zaś w rzeczywistości powinny być uznane jako głosy poparcia dla kandydata KW PiS”. Dziwi mnie skromność wnioskodawcy – dlaczego tylko 10 proc. należy się PiS? A może 80 proc. się należy?

We wniosku jest również mowa o interesie społecznym, który nakazuje przeliczenie głosów, bo przecież w interesie społecznym jest, żeby Senat dalej był maszynką do głosowania, żeby jacyś zadymiarze nie utrudniali pracy PiS, bo – jak mówi w RMF marszałek Karczewski – z izby zadumy zrobią izbę zadymy.

Jak można podważać coś, co się wydarzyło? Jak można podważać fundamenty demokracji? Doszło do tego, że zastanawiamy się, czy sędziowie nowej izby będą uczciwi.

Panowie i panie, warto się pogodzić z porażką, a nie na siłę chcieć ukraść Senat.

Niezadowolony z wyniku wyborów PiS obawia się trudności w rządzeniu i przegranej w 2023 r. Dlatego zastanawia się, co zrobić, by władzy raz wziętej nie oddać.

Walka o przyszłość Polski nie została jednak na dłużej rozstrzygnięta – stwierdza we wstępniaku „Sieci”, trybuny nowogrodzkiej, Michał Karnowski. W publicystyce obozu dobrej zmiany czuć pewne rozczarowanie, współbrzmiące z tonem wypowiedzi wodza z wieczoru wyborczego. Począwszy od zdania: „Poważna część społeczeństwa uznała, że nie należy nas popierać, mimo ewidentnych osiągnięć”, po pełne goryczy zdanie: „Otrzymaliśmy dużo, ale zasługujemy na więcej”. Te cytaty z prezesa krążą po wielu tekstach w „Sieci”  i „Do Rzeczy” podsumowujących wybory.

Ocena wyborów dokonana przez publicystów dobrej zmiany sprowadza się do tego, co możemy zobaczyć na okładce „Sieci”. Główny tytuł to „Triumf i ostrzeżenie”, a podtytuł wyjaśnia, o co chodzi: „Rekordowe poparcie dla PiS i władza na kolejne cztery lata! Ale bitwa o Polskę nie została ostatecznie rozstrzygnięta. Przed nami decydujące starcie o prezydenturę”.

Kaczyński był przekonany – jak wynika z analiz powyborczych publicystów obozu władzy – że zdobędzie co najmniej 45 proc., a tu nie dość, że to się nie udało, to i d’Hondt był w tych wyborach nieżyczliwy, i mandatów w Sejmie jest tylko 235 – a to nie daje możliwości PiS-owi wetowania decyzji ewentualnego prezydenta nie-Dudy. No i w dodatku opozycja odbiła Senat.

Te wybory miały być definitywnym dobiciem wroga i wzięciem całej puli, stąd nastrój nie jest triumfalistyczny. Wydaje się, że niedosyt w obozie zwycięzców powoduje, że po krótkim nasładzaniu się zdobytymi głosami (8 051 935) jego publicyści wypatrują nowych trudności, szukają błędów i proponują różne korekty, aby nie stracić prezydenckiego fotela. Oto przykłady.

Błędy przedwyborcze i wyborcze

„Brak było wystarczającej troski o tę otoczkę społeczną i gospodarczą, która buduje soft power każdej formacji. Już po roku widać było, że można grać na nosie na uczelniach, w szkołach, w kulturze w samorządach” (Michał Karnowski, „Sieci”).

Jedyne pozytywne przykłady budowania tej otoczki Karnowski znajduje w działaniach resortu Piotra Glińskiego i Zbigniewa Ziobry. To oznacza, że spustoszenia, czystki i marnacja publicznego grosza, która dokonywała się przez cztery lata w kulturze i sprawiedliwości, zasługuje na naśladownictwo w innych obszarach. To jest ten właściwy kierunek wskazany przez Karnowskiego. Złowrogo brzmi jego opinia: „jednego zrozumieć się nie da: finansowania z zasobów obozu władzy radykalnych, ewidentnych jego wrogów”. Czyli państwowa kasa ma być tylko dla swoich.

  • „Partia Jarosława Kaczyńskiego cierpi na problem, który narasta od lat. To zmniejszenie się medialno-polityczno-intelektualnej otuliny wokół tej partii – intelektualistów, liderów tweeterowej opinii, publicystów” (Piotr Semka, „Do Rzeczy”). Skąd się to bierze? Komentator widzi to m.in. w stosunku partii do mediów publicznych: „Sposób i obcesowość wpływania przez PiS na media publiczne zraziły do tej partii wiele autorytetów”.
  • „Nietrafionym pomysłem była zapowiedź tak znaczącego i szybkiego podniesienia płacy minimalnej – odstraszyło to od PiS szczególnie drobnych przedsiębiorców” (Paweł Lisicki, „Do Rzeczy”).
  • „To nie pierwsza kampania, w której zapowiedzi dotyczące biznesu [podwyższenia płacy minimalnej] wpędzają PiS w kłopoty” (Jacek Karnowski, „Sieci”).
  • „W miarę upływu czasu można było odnieść wrażenie, że PiS traci swoją dawną ideową wyrazistość, że niechętnie bierze udział w wojnie cywilizacyjnej” (Paweł Lisicki, „Do Rzeczy”).
  • Problemem kampanii PiS była „swego rodzaju rutyna, powtarzalność i formy, i treści przekazu w ostatnich tygodniach i dniach. (…) PiS wpadło w pułapkę kampanii dobrej, nawet bardzo dobrej, ale jednocześnie w jakiś sposób płaskiej, przewidywalnej. (…) przyniosła ona efekt w postaci znudzenia wyborców, także gorących sympatyków. Ile razy można bowiem wysłuchiwać tych samych przemówień” (Jacek Karnowski, „Sieci”).
  • „Najbardziej dotkliwe jest nadwerężenie PiS jako partii ludzi o czystych rękach” (Piotr Semka, „Do Rzeczy”). Publicysta wymienia: „zachowanie szefa KNF Marka Chrzanowskiego”, „zignorowano zarzuty o nieprawidłowościach w Polskiej Fundacji Narodowej”, „niewyjaśniona do końca sprawa używania systemu inwigilacji Pegasus” i „najgorsza dla prestiżu PiS afera szefa NIK Mariana Banasia”.

Efekty powyborcze

  • „Wybory wzmocniły, a nie osłabiły dwa sojusznicze ugrupowania Zjednoczonej Prawicy – Porozumienie Jarosława Gowina i Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry. (…) nie ułatwia to prezesowi Kaczyńskiemu zarządzania partią” (Paweł Lisicki, „Do Rzeczy”).
  • Przegrana w Senacie: „Nie wiadomo, czy opozycji uda się z niego zrobić swoją twierdzę. Gdyby się tak stało, wojna polityczna się zaostrzy. Senat nie tylko będzie maksymalnie przeciągał prace legislacyjne (…) senatorowie zastosują wszelkie możliwe triki i kruczki, byle tylko utrudnić życie rządzącym” (Paweł Lisicki, „Do Rzeczy”).
  • Trudniej w Sejmie: „Pojawiła się grupa radykalnych lewicowych posłów i posłanek (…) będą starali się wprowadzić »postępowe« rozwiązania ideologiczne i obyczajowe”. Ale też „pierwszy raz od lat PiS będzie musiało się zmierzyć z konkurencją po prawej stronie” (Paweł Lisicki, „Do Rzeczy”).

Co robić dalej?

  • „Teraz PiS musi szybko ruszyć do przodu, pokazując, że mimo utraty Senatu – również być może tymczasowej – może nie tylko skutecznie rządzić, ale również zmieniać Polskę, także tam, gdzie napotka silny opór”(Sygnalista nadaje, „Sieci”). Ale Sygnalista nie wskazuje kierunku szybkiego marszu do przodu. Chyba że jest to zwycięstwo Dudy, bo pisze: „Jeśli prezydent wygra, to opozycję czeka marny los”.
  • „Dla dalszego rozwoju sytuacji politycznej kluczowe znaczenie będzie miała kampania prezydencka” (Paweł Lisicki, „Do Rzeczy”). „Teraz walka o prezydenturę stanie się walką o śmierć i życie – opozycyjny prezydent, mając poparcie większości senackiej, byłby dla niewielkiej większości sejmowej niezwykle groźnym przeciwnikiem”.
  • „W przyszłości tę właśnie dziedzinę [biznes] należy potraktować jako szczególnie niebezpieczną, wymagającą wyjątkowej staranności i precyzji” (Jacek Karnowski, „Sieci”).
  • „Co PiS chce zrobić ze swym oddziaływaniem na wielkie miasta?” (Piotr Semka, „Do Rzeczy”).

Jak zły omen wraca do PiS pytanie, czy skupiać się na małych miastach i wsi, czy też zmierzać ku centrum z powolnym zdobywaniem dużych miast jako bonusem.

  • „Przed PiS stoją teraz do wyboru trzy drogi. Pierwsza to kontynuacja tego, co w pierwszej kadencji: głębokich, ale najczęściej punktowych reform, duża ostrożność, pozostawienie całych obszarów w stanie nienaruszonym (…). Druga droga to reformy znacznie głębsze i szersze, przeprowadzane ze świadomością, że można się wywrócić nawet przed końcem kadencji. (…) Wreszcie opcja trzecia: polityka jeszcze spokojniejsza niż dotychczas, skupiona na łagodzeniu emocji i zamazywaniu najostrzejszych podziałów, zmierzająca faktycznie do pozyskania jakiegoś istotnego koalicjanta” (Jacek Karnowski, „Sieci”). Ale Karnowski ucieka od wskazania, która droga wydaje mu się najlepsza, pisze: „Wszystko dopiero przed nami”, co należy czytać, prezes nie podjął jeszcze decyzji.
  • „Przed Zjednoczoną Prawicą stoi wybór: albo dotychczasowymi metodami zapewni sobie poparcie na poziomie 9 mln głosów, co wydaje się bardzo trudne, albo utrzymując poparcie na poziomie ok. 8 mln głosów, stworzy możliwość zawarcia jakiejś koalicji, a co za tym idzie, doprowadzi do zburzenia jednolitego opozycyjnego frontu” (Stanisław Janecki, „Sieci”). Komentator rozwija tę myśl: „Realnie istnieje jakaś możliwość współpracy z PSL oraz Konfederacją, gdyż nie ma tu wyraźnych podziałów ani w kwestiach ideowych, ani dotyczących modelu funkcjonowania państwa”. Dodatkowo wzmacnia to „tajemną wiedzą” z Nowogrodzkiej: w kierownictwie Zjednoczonej Prawicy „całkiem poważnie jest też analizowana kwestia posiadania partnera po opozycyjnej stronie, nawet gdyby nie było konieczności podzielenia się z nim władzą przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r.”.

„Dobra zmiana” zaostrzy kurs?

Te analizy pokazują, że lęk przed utratą władzy kieruje myśleniem taktycznym i strategicznym PiS. Stąd nadzieja na odzyskanie Senatu – jeśli nie od razu, to za jakiś czas – i jawne deklaracje polityków i publicystów obozu władzy, że może uda się przeciągnąć jednego czy dwóch senatorów na swoją stronę. Stąd składane protesty wyborcze, bo a nuż się gdzieś uda. Stąd wreszcie natychmiastowy remanent powyborczy, aby naprawić błędy i znaleźć pomysł nie tylko na kampanię prezydencką, ale też strategię na wybory 2023.

„Dobrozmianowi” publicyści już szukają nowego paliwa wyborczego: „Dla rządzącego obozu wydaje się całkiem jasne, że dotychczasowa polityka socjalna (wielomiliardowe transfery) praktycznie wyczerpała swoje możliwości. To, co rozpoczęto, musi być zrealizowane, ale poza polskim modelem państwa dobrobytu powinien być jeszcze tworzony i wzmacniany ideowy kościec tego państwa w ogóle” – pisze w „Sieciach” Stanisław Janecki. I wskazuje kierunek działań, przywołując wypowiedź Patryka Jakiego, który postawił parę dni po wyborach twarde pytanie: „Dlaczego mimo obiektywnych sukcesów (…) dalej większość osób wybiera partie opozycyjne? A wzmocniona lewica wraca do Sejmu?”. Jaki zna odpowiedź, dostrzega tego przyczynę w wartościach III RP, które trzeba wykarczować: „nie sięgamy do fundamentów III RP, np. tego, że trwa proces wrogiej socjalizacji społeczeństwa – zamiany flagi biało-czerwonej na »tęczową«, społeczeństwa wolnościowo-konserwatywnego na lewackie”.

A więc kierunek rządzenia, który ma wzmocnić władzę, to wypalenie „wrogiej socjalizacji”. Gdy to czytam, to ciarki chodzą mi po plecach, bo już widzę tę świętą wojnę prowadzoną przez państwo PiS.

Dlatego najwyższy czas, by opozycja przetrawiła swoje błędy i bez krwawych rozliczeń wypracowała swoją długotrwałą strategię działania w obronie państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. Ale dziś najważniejsze są wybory prezydenckie i porozumienie sił demokratycznych w sprawie mocnego kandydata. Bez tego zwycięstwa trudno będzie zatrzymać pisowski czołg – z powiewającą biało-czerwoną flagą – rozjeżdżający „wrogo zsocjalizowane społeczeństwo”.

Drżyj młodzieży, bo PiS z Kościołem tak was wyedukują seksualnie, że… klękajcie narody.

W dzisiejszej Polsce nie można się nudzić. Afera goni aferę. Prezes PiS nie będzie rozliczony za kopertę z łapówką, współpracownicy Banasia zamieszani w VAT-owską mafię, „rozlatany” Kuchciński, KNF pod lupą, zadłużenie, deficyt, ale… to wszystko nic.

Tematem numer jeden jest seks, a konkretnie to, co z tym seksem wyprawia partia rządząca i wspomagający ją Kościół. W ramach walki z pedofilią rządzący wraz z panami w sukienkach chcą przejąć całkowicie pieczę nad edukacją seksualną dzieci i młodzieży, by chronić niewinne dusze i wbić im do głowy, że seks nie ma być przyjemnością, ale służyć tylko prokreacji i być podwaliną rodziny, w której tatuś to władca, a mamusia ma zasuwać, by tatusiowi dogodzić.

Warto więc przyjrzeć się, jak za kilka lat młodzi ludzie będą wyedukowani seksualnie, z jaką wiedzą wkroczą w dorosłe życie.

Po pierwsze – seks. Uczeń ma wiedzieć, że „seks jest zły, bo nie rozwija człowieka, nie przynosi dobra, nie daje bliskości z drugą osobą. Seks powinien dotyczyć małżeństw. Łączyć się z miłością”. Mało tego, jeśli człowiek za bardzo skupia się na swojej cielesności to łatwo nim manipulować. Należy więc walczyć z tą nieszczęsną seksualnością, bo tu chodzi o przyszłość naszej cywilizacji (konia z rzędem temu, kto wyjaśni, co miał na myśli prezes Kaczyński, wrzucając taki tekst). Ten, kto myśli o seksie i obraca się w „brudach erotycznych” to idiota i matołek. Każdy, komu zamarzy się odrobina seksu musi wiedzieć, że „rozkosz erotyczna trwa krótko, lecz wprowadza nerwy w stan wysokiego napięcia, wskutek czego organizm wyczerpuje się szybko, a gruntownie. Przede wszystkim zużywa się rdzeń pacierzowy, najbardziej zainteresowany w przeżyciach erotycznych, wiotczeją mięśnie, umysł traci swą świeżość”. No i najważniejsze. Dziecko ma się uczyć ku chwale wodza i partii, a nie demoralizować się jakimś seksem. Fujjjj…

Po drugie – swoboda seksualna. Absolutnie nie wolno rozpoczynać współżycia zbyt wcześnie, to znaczy przed ślubem. To nic innego jak narażanie się na „negatywne skutki psychiczne i fizyczne, od rozczarowania, zawodu przez uzależniania, antykoncepcję (!) i aborcję po załamanie psychiczne, korzystanie z pomocy społecznej, niemożność stworzenia rodziny i zaburzone odróżnianie dobra od zła”. Jak twierdzi Władysław B. Skrzydlewski, u mężczyzny, który ulega żądzom, rozwija się niezaspokojenie, zanika ofiarność i drastycznie wzrasta egoizm, a rozwiązłe kobiety doznają wstrząsu i tracą zdolność oddania się całkowicie ukochanemu mężczyźnie, rozumienia innych oraz chęci pełnienia roli opiekuńczych, do których z racji płci są zobowiązane. W jednym z podręczników religii do klasy VII („Błogosławieni, którzy szukają Jezusa”) znajduje się niezwykle sugestywny przekaz, co się dzieje z młodym człowiekiem, gdy seks mu w głowie zakręci. Trzynastolatkowie dowiadują się z biblijnego cytatu, że „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe oko twe jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła”. Nie ma co, aż strach się bać.

Po trzecie – antykoncepcja, która jest złem sama w sobie. Prowadzi ona do depresji, chorób wątroby, nadmiernego owłosienia, nowotworów złośliwych, wylewów krwi, choroby wieńcowej, zawałów serca i nawet zgonów. Prezerwatywy nic nie dają, bo mają tzw. mikropory, przez które plemniki z łatwością się przedostają, podobnie jak i choroby zakaźne. Dziateczki muszą zapamiętać, że antykoncepcja prowadzi do aborcji, a to nic innego jak zwykłe morderstwo milionów wręcz tycich maluszków. Uczniowie muszą też wiedzieć, że jedynym dobrym i skutecznym środkiem antykoncepcyjnym jest metoda naturalna – objawowo-termiczna Rötzera.

Po czwarte – zapamiętanie, jaka jest rola dziewczynek, a jaka chłopców w dorosłym życiu. Od najmłodszych lat trzeba wbić dzieciaczkom do głów, że różnica miedzy kobietą i mężczyzną polega na tym, iż faceci umieją oddzielić myślenie od emocji, a kobiety nie. Tak więc dziewczynki nie muszą być mądre. Wystarczy, że są ładne. Jeśli wydarzy się coś, co można nazwać molestowaniem, a nawet gwałtem, to jest to wina właśnie dziewczynek, bo prowokują ubiorem i zachowaniem chłopców, którym czasami jest trudno zapanować nad pożądaniem bliźniej swojej i… nieszczęście gotowe. Dziewczynki muszą pamiętać, że ich rolą jest przede wszystkim rodzić. Jak tłumaczył ksiądz Marcin Różański w audycji w Radiu Maryja pt. „Jak być dobrą żoną w sypialni”, mają rodzić z uśmiechem, bo każde dziecko to dar boży. Mają też podporządkować się mężowi, a gdy ten dopuści się na niej gwałtu, to trzeba to zaakceptować, bo przecież „nie może on być przez żonę traktowany jak oprawca, gdyż powinnością kobiety jest udostępnianie swojego ciała mężczyźnie”. Oczywiście, kobieta może powiedzieć mężowi, że dzisiaj nie ma ochoty na seks, ale to będzie oznaczać, że „jest egoistką i myśli o własnym dyskomforcie, zamiast o potrzebach małżonka”.

Tak drodzy Państwo. To nie konfabulacja z mojej strony, ale fakty. Tak prezes ze swoimi kumplami z partii i Kościoła widzi edukację seksualną w szkołach. Edukację, która ma cofnąć dzieciaki w mroczne czasy średniowiecza, stojącą w całkowitej sprzeczności nie tylko z nauką XXI wieku, ale i z zupełnie inną rolą kobiet we współczesnym świecie. Kobiet, które kształcą się, pracują zawodowo, są coraz bardziej aktywną częścią życia publicznego. Jak widać, marzeniem sfrustrowanych facetów, niezaspokojonych seksualnie, jest sprowadzenie ich do roli darmowych gospodyń domowych, biegnących na każde skinienie swego pana i władcy.

Mało tego, ci szaleni panowie, wspierani przez nieliczne grono pań, mających wielki problem z oceną rzeczywistości, zapragnęli, by polska młodzież rosła w duchu czystości, takiej w ich rozumieniu, by ze wstrętem odwracała się od własnego ciała, była znerwicowana, depresyjna i pełna poczucia winy, jeśli tylko nieopatrznie uległaby tej strasznej „żądzy”, jaką jest seks. Młodzież bojąca się dotyku, odrzucająca wszelkie przejawy zbytniego zbliżenia. Młodzież rodząca gdzieś w krzakach niechciane dzieci, wyśmiewana i szykanowana z powodu przypadkowej ciąży. Młodzież popełniająca samobójstwa, przerażona tym, co się zadziało, próbująca na własną rękę usunąć owoc miłości fizycznej. Młodzież okaleczoną emocjonalnie przez te wbijane jej do głowy bzdury.

Jestem ciekawa, dlaczego prezes i całą reszta są głusi na słowa papieża Franciszka, który tak pięknie mówi, że „seks jest darem od Boga, nie potworem, miłość jest darem od Boga. Inną kwestią jest to, że niektórzy używają go, by zarabiać pieniądze i wykorzystywać innych. Ale musimy zapewnić rzeczową, nienacechowaną ideologicznie edukację seksualną. (…) Trzeba nauczać o seksie jako o darze od Boga. Wychowywać to nauczać tak, by wyciągać z ludzi to, co w nich najlepsze i po drodze im pomagać” i jednocześnie zwraca uwagę na dobór odpowiednich podręczników do edukacji seksualnej, bo przecież „są rzeczy, które pomagają dojrzeć, ale też takie, które szkodzą”?

4 myśli na temat “Głódź, Banaś, Senat – pisowsko-katolskie przekręty”

  1. Reblogged this on Xerofas i skomentował(a):
    Temat majątku Banasia musi zbadać komisja śledcza, bo powiazania tego kolesia są rozległe i związane z całą wierchuszką PiS, w tym z prezesem Kaczyńskim.

Dodaj komentarz