Kaczyński stworzył nie tekturowe państwo, ale gówniane

Bardzo często gołym okiem widać, że PiS prowadzi podwójną grę. Ona jest dosyć prosta i zrozumiała, ale nie dla wyznawcy PiS i odbiorcy telewizji Kurskiego. Wszak nie przypadkowo Kurski zauważył, że ciemny lud to kupi: no i regularnie prezes sprzedaje, a lud kupuje.

Przykładów wciskania kitu jest moc. Przez cztery ostatnie lata politycy PiS podgrzewali temat reparacji wojennych, jakie obiecali Polakom otrzymać od Berlina. Ostatnio ze wzmożoną siłą i Morawiecki i Kaczyński wykorzystywali niezabliźnione rany po II wojnie światowej, by zaprezentować się Polakom jako obrońcy narodowych interesów. Tymczasem w rzeczywistości nic w tych sprawach nie zrobili. Ale się do tego nie przyznawali.

Aż tu jeden funkcjonariusz Jacek Sasin coś przebąknął, jakby miał zadanie przygotować lud, że te reparacje wojenne od Niemców to był tylko żart.

Taki wniosek można wysnuć po lekturze wywiadu Sasina dla Rzeczpospolitej. Polityk pytany jak wyglądają rozmowy ze stroną niemiecką o reparacjach mówi wprost – „Formalnie takich rozmów w tej chwili nie ma. (…) Podnosimy ten temat w sferze publicznej, ale nie jest to temat, który funkcjonuje w oficjalnym obiegu relacji polsko-niemieckich” – opisuje stan gry na dzień 20 września 2019 roku.

Czyli wystąpienia Morawieckiego i Kaczyńskiego to świadomy blef stworzony na krajowe podwórko?

Niestety tak, dzisiaj wiemy, że rząd nie wysłał nawet żadnego oficjalnego pisma do Berlina, ani nie poruszano tej sprawy podczas licznych spotkań ze stroną niemiecką. Chociaż, dwa tygodnie temu pojawiły się w prasie przecieki, że Warszawa może oczekiwać od rządu niemieckiego w ramach odszkodowań budowy sieci szpitali, metra lub domów opieki nad seniorami, to niestety jest pewne, że Angela Merkel nic na ten temat nie wie.

Tymczasem podwójna gra toczy się dalej. Po latach opowiadania historyjek o potrzebie osłabienia wpływów niemieckich w UE, PiS te wpływy wzmocnił. Dziś, mimo głoszenia propagandowych historyjek, widać, że ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego wchodzi w jakieś personalne układziki ze stroną niemiecką, a poparcie Ursuli von der Leyen na przewodniczącą Komisji Europejskiej jest tego namacalnym przykładem. Jednak do suwerena nie docierają te informacje. PiS bardzo zgrabnie akceptację dla von der Leyen przykrył Fransem Timmermansem.

Ciemnemu ludowi można wcisnąć wszystko, a opowiadanie bajek i mitów to specjalność partii rządzącej.

Pogram Koalicji Obywatelskiej – tutaj >>>

Andrzej i Agata Dudowie postanowili posprzątać las. Zaopatrzyli się w czarne worki, założyli rękawiczki i ruszyli… w otoczeniu gromady ochroniarzy szukać śmieci. Nie zapomnieli zawiadomić mediów, żeby uwieczniły te „heroiczne” wyczyny.

Na swoim profilu na Twitterze też się pochwalił: – „W ramach „Sprzątania Świata”, wraz z Leśnikami, Harcerzami, Uczniami, Studentami i Żołnierzami „SprzątaMY” śmieci w lasach Nadleśnictwa Ostrów Mazowiecka. Zachęcam Was wszystkich do spaceru przez las z workiem na śmieci. Niech po waszym spacerze las będzie piękniejszy” – napisał Duda.

– „Kilkadziesiąt ludzi, a tylko 2 osoby sprzątają. Wszyscy samochodami tam przyjechali… Czyli spaliny. Wszystko tylko dla paru zdjęć. Więcej szkody niż zysku. Ciekawe, czy śmieci zostały podrzucone, aby było co sprzątać…”; – „Żenująca pokazówka”; – „Te śmieci wyglądają jakby ktoś celowo podrzucił. W środku lasu rzadko śmieci są… Jak leżą to przy drogach…”; – „Swoją drogą, to jest tak głupie. Andrzej i Agatka ładują po lesie z workami, a obok gromada ochroniarzy pilnuje sprzątających. Zapewne jakiegoś dorodnego promocyjnego śmiecia przyniesiono, żeby go wrzucić przed kamerę”.

Komentarze dotyczyły także wycinania drzew w Puszczy Białowieskiej za czasów ministra Jana Szyszki. – „To ciekawe. Do tej pory PiS rozwiązywał ten problem wycinając las”; – „O, pan prezydent łaskawie sprząta to, czego PiS (jeszcze) nie wycięło? Urocze…”; – „Panie prezydencie, szkoda, że nie pojechał Pan do Białowieży, kiedy szaleńcy z PiSu Puszczę masakrowali. Bieganie po lesie z ochroniarzami i uśmiechanie się do kamery jest żenujące”.  

– „W czarnym worku na śmieci, z którym chodzi po lesie Andrzej Duda, powinny wylądować wszystkie podpisane przez niego nielegalne ustawy” – podsumował Tomasz Lis z „Newsweeka”.

Budżet Polski to nie worek bez dna – za obietnice wyborcze partii rządzącej zapłacimy wszyscy.

Odnoszę wrażenie, że ta kampania wyborcza przejdzie do historii jako symbol szczytowego populizmu. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by społeczeństwo było tak ładowane obietnicami, tak łudzone dobrobytem i potęgą jak właśnie teraz.

No to popatrzmy, czym karmi nas PiS, wierząc, że już jesteśmy kupieni. Kontynuacja 500 Plus na każde dziecko, PIT 37 – 0% do 26 roku życia, Trzynastka dla seniorów, obniżka PIT-u z 18 do 17%, przywrócenie połączeń autobusowych, program 300 Plus jako wsparcie dla uczących się do 24 roku życia, podwyżka pensji minimalnej do 2600 zł w styczniu 2020, do 3 tys. zł  i do 4 tys. zł na koniec 2023 roku, dwie Trzynastki w 2021 roku, zniesienie immunitetu sędziów, prokuratorów i posłów, wzrost poziomu życia, 19 tys. nowych punktów z bezpłatnym WiFi, wprowadzenie ustawy o zawodzie dziennikarza, która ugotuje tych niepokornych, karty pracy dla aktorów, kontynuacja Mieszkania Plus i na Start, dopłaty do hektara dla rolników, stworzenie funduszu modernizacji placówek służby zdrowia, fundusz inwestycji w obwodnice, fundusz inwestycji w edukację. Do tego w pakiecie prezes dorzuca jeszcze walkę o wolność Polski, obronę wolności słowa i wolności mediów.

Trzeba przyznać, że tym sposobem PiS postawił partie opozycyjne pod ścianą. Teraz i one ścigają się w licytacji, kto da więcej, kto lepiej zaspokoi obywateli i tak zrobiły nam się niezłe igrzyska. Naród tylko przeciera oczy z niedowierzaniem i tupiąc niecierpliwie nóżkami oczekuje na dalsze propozycje, bo to, co już zapowiedziane, to wciąż mało, mało, mało…

Mnie marzyłaby się jeszcze dopłata do wyjazdów wakacyjnych dla seniorów, usługi domowe lekarzy w przypadku, gdy nie chce mi się iść do przychodni, bo np. boli mnie noga lub po prostu leniwa jestem. Darmowe leki wspomagające chęć rzucenia palenia, dofinansowanie tzw. zakupów eko, ze 4 przejazdy taksówką w miesiącu na koszt państwa, opłacenie kursów dla rodziców, którzy chcą wychować potomstwo na wartościach chrześcijańskich, ale ich za dobrze nie znają, miesięczne utrzymanie finansowe osobistego doradcy prawnego  nawet, gdy jest on tylko w stanie gotowości, leki na telefon, talony na ciuchy dobrych firm, kasa na kieszonkowe dla dzieciaczków. Nie zapominam też o ulgach i formach finansowego dopieszczenia tych, którzy do tej pory nic od państwa nie dostają, a przecież zasuwają jak mrówki i swoimi podatkami finansują realizowane już obietnice PiS. Czy i oni nie powinni załapać się na jakieś ulgi mieszkaniowe, korzystne kredyty itp.? Są młodzi, mają po 30 lat i nieco więcej i im też się coś należy, prawda?

Ech, mogłabym tak jeszcze długo i dużo, bo nie odbiegam od statystycznego Polaka i ułańska fantazja ma się we mnie świetnie. Jednak, mimo że zawsze warto się pośmiać, podejdźmy jednak do sprawy poważnie. Problemem bowiem nie są obietnice same w sobie, ale odpowiedź na pytanie, skąd wziąć na to wszystko kasę. Skąd, jeśli ponoć to rozdawnictwo nie będzie skutkowało podwyższeniem podatków, opłat za rachunki, pogorszeniem jakości życia? No właśnie, odpowiedź nasuwa się sama.

Budżet Polski to nie worek bez dna. Nie da się tylko rozdawać kasy, trzeba ją też umiejętnie gromadzić, a część oszczędzać na czasy, gdyby rąbnęła nas jakaś duża katastrofa czy kryzys gospodarczy. Tylko ktoś bardzo naiwny, nie mający podstawowej wiedzy, może uwierzyć, że pieniędzy na wszystko wystarczy i my jako naród nawet nie odczujemy, że one tak sobie lekką ręką są rozdawane. Tylko naiwny uwierzy, że wystarczy ściągać to, co się fiskusowi i tak należy i będzie super. Nic bardziej mylnego.

Popatrzmy, złożone przez PiS obietnice to koszt ok. 40 mld zł, a te wyliczenia nie obejmują tych, co to dopiero się pojawiły w ostatnim miesiącu. Wiele z nich nie znalazło się w projekcie budżetu na 2020 rok. PiS liczy, że wystarczy kasa z uszczelnionego systemu podatkowego, dobra koniunktura gospodarcza, wzrost inwestycji, zachęta do rozwoju przedsiębiorstw i będzie dobrze. Nie jestem ekonomistą, nie znam się na tym, ale prowadząc od lat gospodarstwo domowe wiem, że to jak liczenie gruszek na wierzbie. Wiem, że nie można rozdysponować pieniędzy na różne cele opierając się tylko na tym, że coś mi skapnie, więc się uda. Podobnie jest i w przypadku budżetu państwa. Liczyć na to, co spłynie ewentualnie do kasy to pewien rodzaj naiwności.

Wszystko więc wskazuje na to, że takie gadanie, iż PiS nam da, jednocześnie nie odbierając, to wielki pic. Już dzisiaj dowala nam drożyzna w sklepach, przedsiębiorcy ledwo dyszą, krążą plotki o podwyżce opłat za prąd, co pociągnie za sobą kolejne podwyżki. Mówi się o większej akcyzie za papierosy, obłożenie większym podatkiem cukru i napojów słodzących, niby to w trosce o zdrowe społeczeństwo, ale pewna jestem, że chodzi tu o wyciągnięcie z nas większej kasy. Wprowadza nowe rozwiązania emerytalne w postaci PPK, ale wiedząc, że PiS posiada niezwykłą lekkość w dostosowywaniu istniejącego prawa do potrzeby chwili, czy możemy ufać, że nagle jakąś nocą wypracowaną ustawą nie zmieni zasad i nie położy łapy na naszych pieniądzach? Słyszymy o zniesieniu limitu 30-krotności składek na ZUS i jestem przekonana, że to nie koniec.

Nie dajmy się nabrać. Obietnice obietnicami, ale nieźle za nie zapłacimy. Wszyscy.

4 myśli na temat “Kaczyński stworzył nie tekturowe państwo, ale gówniane”

Dodaj komentarz