PiS prowadzi Polskę do Moskwy. Towarzyszy faszyzm

Po co PiS właściwie wprowadził przepisy o odpowiedzialności dyscyplinarnej i dlaczego istnieje niewielka szansa, by się z nich wycofał? Jest to instrument politycznego wpływania na sędziów, co już widać, ale być może sprawa jest poważniejsza i PiS potrzebuje izby dyscyplinarnej, by przykładowo ograniczyć do niej tylko kompetencje Sądu Najwyższego do uznawania wyborów w kraju za legalne i ważne. To bardzo niebezpieczny instrument i dlatego działania Komisji Europejskiej uważam za w pełni uzasadnione – mówi europeistka prof. Renata Mieńkowska-Norkiene z Instytutu Nauk Politycznych UW. – KE dała 2 miesiące na wycofanie się z przepisów dotyczących systemu dyscyplinowania sędziów. Niezastosowanie się do tego zalecenia KE prawdopodobnie będzie wiązało się ze skierowaniem sprawy do TSUE – dodaje

JUSTYNA KOĆ: KE rozpoczęła drugi etap postępowania o naruszenie prawa unijnego wobec Polski w sprawie nowego systemu dyscyplinarnego dla sędziów. Co to oznacza, z czym się wiąże i kiedy możemy odczuć konsekwencje?

PROF. RENATA MIENKOWSKA-NORKIENE: Komisja Europejska jest strażniczką europejskiego prawa, m.in. w tym sensie, że widząc jego naruszenie, może wnioskować do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, by wszczął postępowanie przeciwko państwu lub instytucji, która takiego naruszenia się dopuszcza. Zanim to jednak nastąpi KE w pierwszym etapie wnioskuje o wyjaśnienia i ewentualne zlikwidowanie przepisów lub praktyki naruszającej europejskie prawo, w drugim daje natomiast konkretny czas na wycofanie się z naruszenia. W przypadku Polski KE dała 2 miesiące na wycofanie się z przepisów dotyczących systemu dyscyplinowania sędziów. Niezastosowanie się do tego zalecenia KE prawdopodobnie będzie wiązało się ze skierowaniem sprawy do TSUE. Jeśli tak się stanie,

TSUE MOŻE WYDAĆ WYROK SKAZUJĄCY POLSKĘ, CO Z KOLEI BĘDZIE OZNACZAŁO KONIECZNOŚĆ ZMIANY PRZEPISÓW PRZEZ POLSKIE WŁADZE, A BYĆ MOŻE TAKŻE KONSEKWENCJE FINANSOWE, JEŚLI OBECNE REGULACJE DOPROWADZĄ DO ZMIAN, KTÓRE NARUSZĄ CZYJEŚ DOBRA ALBO DOPROWADZĄ DO STRAT.

Proszę pamiętać, że na mocy art. 19 Traktatu o Unii Europejskiej sądy państw członkowskich także przyczyniają się do właściwego stosowania prawa UE, dlatego powinny być niezawisłe. Niezawisłość sądownictwa to także jedna z gwarancji realizacji zasady praworządności, a przecież Polska podlega właśnie procedurze ochrony praworządności, ponieważ istnieje podejrzenie, że polskie władze ją naruszają. Praworządność z kolei to jedno z kryteriów członkostwa w UE – bez jego spełnienia kraj w istocie nie jest demokratyczny. Zatem można się także spodziewać, iż nie wycofawszy się z przepisów o odpowiedzialności dyscyplinarnej wobec sędziów w Polsce, PiS naraża się także na dalsze etapy procedury ochrony praworządności wobec Polski, to zaś może się skończyć sankcjami przewidzianymi w ramach tej procedury, włącznie z pozbawieniem Polski prawa głosu.

ISTNIEJE TEŻ SPORA PRESJA W INSTYTUCJACH UE NA POWIĄZANIE PRZESTRZEGANIA PRAWORZĄDNOŚCI Z ALOKACJĄ FUNDUSZY UNIJNYCH, CO MOŻE BYĆ JUŻ ZAGROŻENIEM KONSEKWENCJAMI FINANSOWYMI WOBEC POLSKI.

Ostatnią kwestią jest to, po co PiS właściwie wprowadził przepisy o odpowiedzialności dyscyplinarnej i dlaczego istnieje niewielka szansa, by się z nich wycofał – jest to instrument politycznego wpływania na sędziów, co już widać, ale być może sprawa jest poważniejsza i PiS potrzebuje izby dyscyplinarnej, by przykładowo ograniczyć do niej tylko kompetencje Sądu Najwyższego do uznawania wyborów w kraju za legalne i ważne. To bardzo niebezpieczny instrument i dlatego działania Komisji Europejskiej uważam za w pełni uzasadnione.

Beata Szydło dwa razy przegrała głosowanie na szefa komisji do spraw zatrudnienia PE. Gdzie widzi pani przyczynę?
To ciekawe, drugie głosowanie było zresztą z dużo gorszym wynikiem dla pani byłej premier. PiS musiał sondować sytuację przed drugim głosowaniem, zatem albo wprowadzono ich w błąd, albo była już tak duża wola, aby pokazać, że ta kandydatka się nie podoba przy jednoczesnej uporczywości PiS, by forsować własny pomysł na tę kandydaturę. PiS nie działał tu być może w pełni racjonalnie –

INSTYTUCJE UE DZIAŁAJĄ JEDNAK INACZEJ.

Czy Bruksela pamięta, że Beata Szydło, gdy jeszcze była premierem, łamała konstytucję?
Nie przeceniałabym tu roli pani Beaty Szydło. Z tego, co mówi się w brukselskich korytarzach, a chodzi o głosy z samej EKR, ale także komisji ds. zatrudnienia i spraw socjalnych, każdy kandydat PiS-u zostałby odrzucony. Zresztą początkowo miała na to stanowisko kandydować pani Rafalska. Myślę, że PiS wyszedł z założenia, że skoro Beata Szydło zdobyła pół miliona głosów i ma tak silny mandat demokratyczny, to może to zostanie docenione w PE. Tylko pamiętajmy, że w sytuacji, kiedy PiS walczy o to, aby najważniejsze decyzje były jednak podejmowane międzyrządowo, czyli aby państwa miały jak największy wpływ na to, co dzieje się w UE, a drugiej strony myśli, że mandat demokratyczny wszystko załatwia, to postępuje w myśl zasady „Kali ukraść krowę – dobrze, Kalemu ukraść krowę – źle”.

PANI PREMIER SZYDŁO NA PEWNO TEŻ JEST ZAPAMIĘTANA Z RÓŻNYCH POWODÓW, CHOCIAŻBY Z GŁOSOWANIA PRZECIWKO DONALDOWI TUSKOWI, KIEDY POLSKA JAKO JEDYNY KRAJ GŁOSOWAŁA W TEN SPOSÓB.

Po Internecie krążą jej różne wypowiedzi, gdzie wykazuje się daleko idącą ignorancją w obszarze integracji europejskiej. Wyprowadziła flagę UE. Z całą pewnością jest też bezpośrednio utożsamiana z PiS-em i z Jarosławem Kaczyńskim i z tym, że jest jego marionetką bez żadnej samodzielności.

Mamy tu też dużo poważniejszą kwestię. Komisja ds. zatrudnienia i spraw społecznych to jest komisja, która decyduje w bardzo istotnych w ostatnim czasie dla UE sprawach; chociażby o dyrektywie dot. pracowników delegowanych. Są to ważne kwestie także dla Francji czy Niemiec, a więc dużych państw. Oddawanie przewodnictwa tej komisji przedstawicielce PiS-u, osobie niesamodzielnie podejmującej decyzje (dodatkowo wiadomo, jakie Polska miała zazwyczaj stanowisko – wbrew Francji czy Niemiec) byłoby nieporozumieniem. Moim zdaniem

ANI BEATA SZYDŁO, ANI INNY KANDYDAT Z PIS-U NIE MIAŁ SZANS NA TO STANOWISKO.

Przewodniczący komisji decyduje o ważnych kwestiach, jak np., co i kiedy staje na agendzie, co z kolei może mieć wpływ na krajowe wybory.

Lucia Durisz Nicholsonova z EKR została nową przewodniczącą komisji. Czyli jednak Beata Szydło nie była po raz trzeci kandydatką. EKR poszedł po rozum do głowy?
Zapewne tak, EKR to jednak pewna siła w PE – chociaż wybór Słowaczki to jednak kolejny cios w PiS i Beatę Szydło, ponieważ pokazuje, iż nie chodziło tylko o ostracyzm wobec państw Europy Środkowej i Wschodniej. Takie głosy ze strony PiS pojawiały się po porażce pani Szydło – sugerowano, iż wygrały interesy wyłącznie Francji czy Niemiec. Tymczasem chodziło po prostu o słabość polskiej kandydatury i sprzeciw wobec działania PiS-u, czyli wystawiania dwukrotnie osoby, wobec której wyrażono sprzeciw.

NAD SŁOWACZKĄ NIE CIĄŻYŁO TAKŻE ODIUM ZNIEWAŻANIA UNIJNEJ FLAGI, GŁOSOWANIA PRZECIWKO WŁASNEMU PRZEDSTAWICIELOWI JAKO KANDYDATOWI NA SZEFA RE, BRAKU KOMPETENCJI W OBSZARZE INTEGRACJI EUROPEJSKIEJ.

Premier Morawiecki powiedział, że przy wyborze nowej szefowej KE głosy PiS-u były „języczkiem u wagi”. Na oficjalnej stronie EKR z kolei można przeczytać, że frakcja była przeciwna kandydaturze Ursuli von der Leyen. To przejaw megalomanii premiera?
Pamiętajmy, że nie ma dyscypliny w żadnej frakcji w PE, jeżeli już, to pojawia się ona bardzo rzadko i jest nieformalna. To logiczne, bo kraje członkowskie nawet w ramach jednej grupy mają inne interesy.

EKR to nie jest frakcja, która ma gigantyczny wpływ na to, jakie są wyniki głosowań w PE, bo to frakcja nieduża. Co do wyboru Ursuli von der Leyen, to oczywiste, że miała poparcie EPP, miała też poparcie większości socjalistów i liberałów. Pojawiła się kwestia Zielonych, którzy zastanawiali się, czy ta kandydatka będzie dobrze reprezentować ich interesy.

URSULA VON DER LEYEN W PLENARNYM WYSTĄPIENIU 16 LIPCA POKAZAŁA, ŻE MYŚLI POSTĘPOWO.

To było wystąpienie zorientowane za realizację pakietu klimatycznego, zorientowane na realizację kluczowych obszarów, gdzie UE staje przed największymi wyzwaniami. Oczywiście można się zastanawiać, czy to nie była próba zadowolenia wszystkich, ale moim zdaniem to było bardzo dobre, wręcz wzorcowe wystąpienie, które zadecydowało o wyborze.

Wybór Niemki pokazał, że procedura szpic kandydatów okazała się fiaskiem. Co to oznacza?
Prawdą jest, że Ursula von der Leyen została wybrana wbrew tej procedurze. EPP wystawiając na szpic kandydata Webera samo postawiło się w nieciekawej sytuacji, bo wiadomo było od samego początku, że nie dostanie on poparcia. Z Timmermansem nie było takiej pewności, choć wiadomo było, że to kandydatura trudna do zaakceptowania przed państwa członkowskie Europy Środkowej.

Odejście od tej procedury sprawiło, że PE sam znalazł się w pułapce i odrzucenie kandydatury Ursuli von der Leyen oznaczałoby, że trzeba wrócić ponownie do procedury na pewnym etapie wyboru, do jakiego – nie wiadomo. Dodatkowo część układanki już się dokonała, czyli Lagarde jako szefowa Banku Centralnego, David Sassoli jako szef PE. W zasadzie wszystkie ważne stanowiska zostały już rozdane poza Europą Środkową i Wschodnią.

PE MÓGŁ ZAGŁOSOWAĆ PRZECIWKO NIEMIECKIEJ KANDYDATCE, GDYBY MIAŁ KONKRETNĄ OSOBĘ NA JEJ MIEJSCE, A TEGO NIE BYŁO, NAWET W FORMIE POMYSŁU.

Wracając do wypowiedzi premiera, to PiS musiał poprzeć kandydaturę Ursuli von der Leyen, bo od samego początku jego przedstawiciele krzyczeli, że to ich sukces i realizacja ich wielkiego celu, jakim było ukrócenie kandydatury Timmermansa.

Prof. Krasnodębski powiedział, że ktoś z Polski otrzyma ważną tekę w Komisji pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen. Wymienił trzy nazwiska: Szymański, Kwieciński, Emilewicz. Czy Polska rzeczywiście ma szanse na ważną tekę?
Po pierwsze, co to znaczy „ważna teka”? Oczywiście, są portfolio istotniejsze politycznie i bardziej techniczne, ale to nie tak, że komisarze sami decydują, co się w danym obszarze dzieje. Po drugie, te trzy nazwiska nie są sobie równe. Pani Emilewicz na pewno odstaje w tej trójce, bo dwaj panowie jest z całą pewnością bardziej spolegliwi w stosunku do PiS-u.

PAN SZYMAŃSKI, KTÓREGO SAMA KIEDYŚ UWAŻAŁAM ZA SENSOWNEGO POLITYKA, ZWŁASZCZA W KONTEKŚCIE KULUARÓW KRAJOWYCH, ALE W OBSZARZE EUROPEJSKIM, OBAWIAM SIĘ, ŻE JEST ZBYT ULEGŁY PARTII. W EKIPIE PIS-U NIE MA SZANS NA JAKĄKOLWIEK NIESUBORDYNACJĘ, ZATEM STAŁ SIĘ STRASZNIE OPORTUNISTYCZNY.

Pani Emilewicz na pewno miałaby wiedzę z zakresu energetyki i PiS być może w tym kontekście o niej myśli. Natomiast to mało prawdopodobne. Rozmawiałam niedawno z dobrze zorientowaną osobą z Brukseli, która mówiła, że w przypadku tej teki można zapomnieć o takich mrzonkach, bo nikt nie chce oddać Polsce kwestii energetyczno-klimatycznych. Wiadomo, że Polski rząd jest nawet nie w ogonie, ale absolutnie ostatnim krajem, o którym można by powiedzieć, że wpisuje się europejskie cele w tym zakresie. Polski rząd idzie w dokładnie odwrotnym kierunku niż UE.

Pani Emilewicz jest jednym z najbardziej sensownych polityków ze Zjednoczonej Prawicy, kiedyś była jeszcze minister finansów, ale jak wiadomo, już jej nie ma. Dodatkowo nie jest tak podległa partii rządzącej i być może byłaby najłatwiejszym kandydatem do przełknięcia przez Brukselę, ale są pewne odgórne wymagania, których może nie być w stanie przeskoczyć. Moim zdaniem ma jakieś 30 proc. szans.

Pan Szymański ma szanse ze względu na kompetencje, natomiast pytanie, na ile jest w stanie się wyemancypować.

ZWAŻYWSZY NA DZISIEJSZE SONDAŻE PIS-U, KTÓRE DAJĄ TEJ PARTII ZWYCIĘSTWO W JESIENNYCH WYBORACH, WIDZĘ MAŁE SZANSE NA USAMODZIELNIENIE SIĘ PANA SZYMAŃSKIEGO, BO BĘDZIE CHCIAŁ BYĆ BLISKO Z WŁADZĄ.

Pani Emilewicz nie jest tak zależna od polityki i polityków. Ona może wrócić do sektora prywatnego, bo ma bardzo specyficzne kompetencje, z panem Szymańskim jest trudniej, bo on jest po prostu urzędnikiem państwowym.

Odbywający się w sobotę Marsz Równości w Białymstoku został zaatakowany przez chuliganów określających siebie jako narodowców/prawicę.

Ten Marsz Równości w Białymstoku był bardzo inny. Pieśń umierała na ustach, taniec zastygał w pół kroku.To był popis brunatnego terroru w centrum Europy. Podpalono tęczową flagę na ludzkich plecach, z nieba leciały plwociny, worki z wodą, płonące race, kamienie, jajka, donice i gaz. Hordy łysych przez megafony wrzeszczały swoją religijno-patriotyczną mantrę:

wypierdalać! bóg! zboczeńcy! honor! lesby!ojczyzna!sodomici! kurwy! pedały! zajebać! rodzina! do gazu! tradycja!

amen

W tym marszu szły nasze polskie dzieci i młodzież. Szli katolicy, polskie rodziny, polscy obywatele. Policja w pełnym bojowym rynsztunku oddzielała ich od łysych i brunatnych skandujących unisono:

wypierdalać! bóg! zboczeńcy! ojczyzna!sodomici! kurwy! honor! pedały! zajebać! rodzina! do gazu! tradycja!

amen

Policja, która aresztowała aktywistkę za nalepkę z tęczową madonną pokornie uchylała głowy w kaskach, gdy leciały race, butelki i kamienie. Nie chciała drażnić łysych władców naszej odnowionej ojczyzny, którzy głośno modlili się przez megafony:

wypierdalać! bóg! zboczeńcy! ojczyzna!sodomici! kurwy! honor! pedały! zajebać! rodzina! do gazu! tradycja!

amen

Ten marsz w Białymstoku pachniał krwią i nie było w nim zwykłej tęczowej radości. Lecz szedł, szedł na przekór, niezłomnie. Szedł w brunatnym cieniu polskiego faszyzmu i oniemiałym zdziwieniu splugawionych ofiar tamtej wojny. Ich życie i walka i smierć straciły dziś sens. Na ołtarzu faszyzmu paliły się race, a modlitwę wrzeszczał tłum podniecony żądzą krwi:

wypierdalać! bóg! zboczeńcy! ojczyzna!sodomici! kurwy! honor! pedały! zajebać! rodzina! do gazu! tradycja!

Ten marsz przejdzie do historii jako pierwszy lub ostatni. Przed nami brunatna ściana, od której odbija się echo tej modlitwy słyszanej w całej Europie:

wypierdalać! bóg! zboczeńcy! ojczyzna!sodomici! kurwy! honor! pedały! zajebać! rodzina! do gazu! tradycja! Polska katolicka!zajebać! kurwy! pedały! lesby! do gazu!

amen

Te usta w niedzielę przyjmą ciało i krew Chrystusa. Te dłonie z kamieniami wrzucą jesienią swoje głosy do urny i ten kraj do przepaści, z której nie wraca się już żadnym marszem lecz apelem poległych.

amen

Ten marsz wstrząsnął naszym jestestwem, wstrząsnął nami do kości. Już nikt w Polsce nie powinien kłaść się spać spokojnie. Nasz dom zabrali faszyści.

Osamotnieni

Ostatnie klęski personalne PiS w relacjach międzynarodowych powinny nam odsłonić brutalną prawdę. Po czterech latach rządów Jarosława Kaczyńskiego Polska jest osamotniona bardziej niż w 1939.

Nie szanuje polskiego rządu nikt. Więcej. Wiele krajów, organizacji oraz poszczególnych wpływowych osób jest w stanie zrobić wiele, aby pokazać swoją odrazę do prymitywnych, tępych, ale za to butnych przedstawicieli naszego rządu.

Upokorzenie Krasnodębskiego i Szydło na forum PE zostało dokonane z premedytacją. Porażka Szczerskiego i wcześniejsze kompromitująca klęska. Konferencji o Bliskim Wschodzie, która miała miejsce w Warszawie pokazują, że USA traktują nas jako ledwo tolerowanego pariasa, od którego można wziąć pieniądze za broń, ale w żadnym wypadku nie dopuścić do tajemnic NATO, czy partnerstwa międzynarodowego. Sytuacja stojącego Dudy i siedzącego Trumpa jest najlepszą egzemplifikacją tej relacji.

Brutalne łamanie własnej Konstytucji, próby wprowadzenia zamordyzmu, ostentacyjne pouczanie innych z przeświadczeniem własnej wyższości, prymitywny nacjonalizm i pogarda do obcych oraz powiązania prominentnych polityków obozu władzy z Rosją i jawne wysługiwanie się Putinowi tworzą atmosferę, w której nasz kraj staje się chorym człowiekiem świata zachodniego.

Już Węgry ze swoim Orbanem są łatwiejsze do strawienia, gdyż nie tak zadufane i nie tak koszmarnie głupie. Orban to wykształcony człowiek. Znam zarówno Kaczyńskiego jak i Orbana. Różnica klas, poziomu, a przede wszystkim realizmu w ocenie sytuacji międzynarodowej jest niebotyczna.

Każdy patriota, który kocha Polskę powinien zrobić wszystko, aby obecny rząd odsunąć od władzy. Zagrożona jest istota naszej państwowości, gdyż w dzisiejszym świecie kraje o takiej reputacji jak obecnie ma polski rząd, szybko kończą tak jak Wenezuela.

Przed nami wybory. To nasza wielka szansa.

Merkel rozmawiała z Morawieckim o Szydło, ale nieco inaczej niż przebieg rozmowy przedstawia Kaczyński

Angela Merkel przedstawiła swoją wersję rozmowy telefonicznej, którą odbyła z premierem Mateuszem Morawieckim po odrzuceniu w Parlamencie Europejskim kandydatury Beaty Szydło na przewodniczącą Komisji Spraw Socjalnych.

Pytana przez dziennikarza Deutsche Welle Merkel potwierdziła, że rozmowa rzeczywiście się odbyła. Ale niemiecka kanclerz przedstawia jej przebieg nieco inaczej niż szef PiS Jarosław Kaczyński.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości mówił na początku tygodnia, że po przegranym dla Beaty Szydło głosowaniu Merkel zadzwoniła do Morawieckiego „z przeprosinami, wyrazami zdumienia i szoku po tym, co się stało”. Jarosław Kaczyński dodawał, że wynik głosowania w Komisji był zaskoczeniem, bo „mieliśmy zawarte pewne porozumienia na najwyższym szczeblu”.

Na dorocznej letniej konferencji prasowej w Berlinie Angela Merkel powiedziała w piątek, że w związku z drugim odrzuceniem kandydatury Szydło faktycznie odbyła się rozmowa z premierem Morawieckim. – Oceniając całą sytuację niemieckimi standardami parlamentarnymi wyraziłam podczas rozmowy moje niezrozumienie dla tego, co zaszło – powiedziała.

Kanclerz podkreśliła, że w niemieckim parlamencie istnieją jasne procedury wyboru przewodniczących poszczególnych komisji, które przypadają politykom zarówno z opozycji, jak i rządu. – To dobra parlamentarna praktyka. Próby odrzucenia za wszelką cenę jakiegoś polityka, bo jest z partii, której się nie lubi, są, patrząc przez pryzmat doświadczenia w Bundestagu, czymś nietypowym. I to dałam do zrozumienie podczas rozmowy z premierem Morawieckim – powiedziała Merkel.

Rozmowa także o szefowej KE

Szefowa niemieckiego rządu przyznała, że rozmawiała z polskim premierem także przed głosowaniem w sprawie wyboru Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej. Zresztą nie tylko z Mateuszem Morawieckim, ale także z wieloma innymi szefami europejskich rządów. Merkel przypomniała, że kandydatura von der Leyen została wcześniej zaakceptowana przez europejskich przywódców w Radzie Europejskiej. – Myślę, że to sensowe, żeby rozmawiać z szefami rządów, o tym, co przedstawiciele ich krajów w PE mogą zrobić, żeby życzenie wyrażone przez przywódców się zrealizowało – stwierdziła.

Merkel nie odpowiedziała wprost na pytanie, czy sekretarz generalny CDU Paul Ziemiak faktycznie spotkał się w Polsce z Jarosławem Kaczyńskim, aby omówić sprawę ewentualnego polskiego poparcia dla Ursuli von der Leyen. Powiedziała jednak, że to normalne, iż dochodzi do kontaktów między różnymi europejskimi partiami. – Nie uważam, żeby było to jakąś niedorzecznością – oceniła.

Ursula von der Leyen została we wtorek wybrana na przewodniczącą Komisji Europejskiej. Uzyskała jednak tylko 383 głosy, czyli zaledwie o dziewięć więcej od wymaganej większości. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość nie poparło Niemki w głosowaniu, jej kandydatura prawdopodobnie by przepadła.

Niemieckie media zastanawiają się, jaką cenę za to poparcie przyjdzie zapłacić Ursuli von der Leyen. W wywiadzie udzielonym piątkowej „Sueddeutsche Zeitung” nowa szefowa Komisji obrała dość koncyliacyjny ton wobec krajów na wschodzie Europy mających problemy z praworządnością. „Musimy nauczyć się, że pełna praworządność jest naszym celem, ale nikt nie jest doskonały” – powiedziała.

Zamiast jednej będą trzy koalicje. Którą ma poprzeć przeciwnik PiS, by nie zmarnować głosu?

Antypisowscy wyborcy nagle obudzili się w nowej rzeczywistości. Po wyborach europejskich sądzili, że także tym razem partie polityczne zapewnią im komfortowe warunki i uwolnią od dylematu, na którego z przeciwników Jarosława Kaczyńskiego oddać głos. Okazuje się jednak, że nie ma lekko. Znów trzeba ważyć za i przeciw, zastanawiać się, która opcja lepsza i przede wszystkim – mniej ryzykowna. Perspektywa zmarnowania głosu i pośredniego wsparcia PiS znów staje się groźbą realną i wymagającą uwzględnienia w kalkulacjach.

Centrowy mainstream to opcja bezpieczna

Stosunkowo najłatwiej mają ci, którzy zamierzali głosować na umiarkowane i liberalne centrum, reprezentowane przez główny nurt PO i Nowoczesną. Sondaże pozwalają wierzyć, że w ich przypadku nie ma ryzyka znalezienia się pod progiem (5 proc. dla partii, 8 proc. dla koalicji). Jest wysoce prawdopodobne, że wynik tego obozu przekroczy 20 procent, a może nawet zbliży się do 30 proc.

Czy ewolucja komitetu wyborczego partii politycznej PO w pospolite ruszenie z udziałem działaczy samorządowych, aktywistów opozycji ulicznej i sektora NGO-sów okaże się impulsem nadającym głównemu nurtowi opozycji nowy impet? Za wcześnie, by o tym przesądzać, zwłaszcza że nie wiemy jeszcze, czy nie czekają nas kolejne odejścia. Czy środowisko Barbary Nowackiej zostanie w Koalicji Europejskiej, czy odejdzie do powstającego komitetu wyborczego lewicy? Czy przynajmniej niektórzy katoliccy i konserwatywni politycy PO nie zdecydują się przejść do koalicji tworzonej wokół PSL? Można jedynie trzymać kciuki za to, by polityczny upływ krwi został jak najszybciej zatamowany.

Lewica bardziej ryzykowna, ale ma szansę

W gorszej sytuacji są ci wyborcy opozycji, których poglądy i sympatie polityczne lokują się na lewo od centrum. Liderzy powstającej koalicji lewicowej buńczucznie zapowiadają, że osiągną wynik dwucyfrowy, ale zapewne w skrytości ducha modlą się o to, by udało się im przeczołgać się nad 8-procentowym progiem. W przypadku wyboru tej formacji perspektywa zmarnowania głosu jest groźbą realną i zapewne część wyborców stanie przed dylematem, gdzie postawić krzyżyk na kartce.

Tych wątpliwości nie mają oczywiście skupieni wokół Adriana Zandberga ideowi miłośnicy wysokich podatków, wrogowie rynku i kapitalizmu, wyznawcy tezy, że państwo powinno być skrzyżowaniem niańki ze świętym Mikołajem – ci wszyscy symetryści, dla których PO i PiS to „duopol” dwóch niemal takich samych „plemion”. Jednak zwolennicy rozsądniejszej i bardziej umiarkowanej lewicy, dla których obrona wolności i konstytucyjnych fundamentów III RP jest celem nadrzędnym, będą mieć poważny zgryz. Ryzykować zmarnowanie głosu czy wybrać wariant bezpieczny, choć nie do końca zgodny z własnymi sympatiami ideowymi?

Warto przy tym pamiętać, że promująca silnych i karząca słabych ordynacja d’Hondta sprawia, iż nawet przekroczenie progu 8 proc. nie daje proporcjonalnej liczby mandatów w Sejmie. Fachowcy szacują, że dopiero przy 10-11 proc. głosów ugrupowanie może liczyć na adekwatną reprezentację parlamentarną.

Prawicowa koalicja PSL to niemal gwarancja zmarnowania głosu

W najgorszej jednak sytuacji będą ci wyborcy opozycji, których poglądy sytuują się na prawo od centrum. Teoretycznie rzecz biorąc, oferta koalicji wokół PSL jest adresowana do nich, jednak tu perspektywa zmarnowania głosu jest nie tylko prawdopodobna, ale wręcz graniczy z pewnością.

W zasadzie PSL jest dziś partią wąskiej grupki aparatczyków, pozbawioną elektoratu. Jej dawnych wyborców przejął PiS, a w wyborach europejskich w znacznym stopniu głosowali na nią wielkomiejscy konserwatyści i umiarkowani zwolennicy demokratycznej narodowej prawicy. Mogli oddać głos na ugrupowanie Kosiniaka-Kamysza, bo wiedzieli, że w ten sposób wspierają prawe skrzydło zjednoczonej opozycji antypisowskiej. Jest wysoce wątpliwe, by w zmienionej sytuacji – gdy PSL idzie do wyborów oddzielnie – dokonali takiego samego wyboru.

Co gorsza, nawet gdyby ludowcy jakimś cudem przekroczyli próg wyborczy, ich wyborcy wcale nie mogą mieć pewności, jak PSL zachowa się po wyborach. Czy przypadkiem nie stanie się koalicjantem PiS? Wprawdzie o partii Kosiniaka-Kamysza ciepło wypowiadają się tacy demokratyczni politycy prawicy jak np. Aleksander Hall i niektórzy z nich mogą zasilić szeregi koalicji prawicowej, ale kto da gwarancję, że głos decydujący będzie po wyborach należeć do nich, a nie do Eugeniusza Kłopotka i Waldemara Pawlaka?

Wszystko to razem sprawia, że dla wielu przeciwników PiS jesienne wybory będą ciężką łamigłówką. Politycy wyborcom zgotowali ten los.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien się nabrać na zapewnienia prezesa PiS, „abyśmy się wszyscy porozumieli”, bo jego partia  „nie chce wojny w Polsce”.

Więcej >>>

4 myśli na temat “PiS prowadzi Polskę do Moskwy. Towarzyszy faszyzm”

Dodaj komentarz