Goebbels Jacek Kurski, fuererek Kaczyński i fasada demokracji

– „Jesteście obrzydliwi. Tak, do was z TVP mówię. Po ludzku jesteście po prostu zerami” – ostro skomentował na Twitterze Kamil Dziubka z onet.pl tzw. pasek w TVP Info. Dołączył do wpisu zdjęcie, na którym widać napis: „Prof. Szyszko źle znosił ataki na jego osobę”, a na jego tle widać relację reporterki TVN 24.

Na Twitterze pojawiły się komentarze innych dziennikarzy. – „Z zasady nie komentuję śmierci i reakcji na nią. Ale to co zrobiła TVP Info, jest po prostu hańbą. Pracujący obecnie w TVP ludzie powinni kiedyś odpowiedzieć za to, co robią za publiczne pieniądze, podszywając się pod dziennikarstwo” – Mariusz Kowalczyk z „Press”.

– „Każdy, kto wykorzystuje śmierć do partyjnych rozgrywek wyborczych, powinien być bezwzględnie potępiony. Ci, którzy starają się zbić kapitał polityczny na graniu tragedią i nie szanują żałoby, stawiają się poza polską tradycją i kulturą” – Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej”. – „W związku z pojawiającymi się w domenie publicznej sugestiami, oświadczam, że łączenie śmierci prof. Jana Szyszki z pracą dziennikarzy jest niegodziwym wykorzystywaniem śmierci do bieżącej polityki” – redaktor naczelny TVN24 Adam Pieczyński.

– „Ludzie z TVP Info wielokrotnie pokazali, że zrobią wszystko w ramach misji, jaką im zlecił im Jacek Kurski, a jemu Kaczyński. Nadgorliwość z jaką to robią jest proporcjonalna do strachu przed życiem bez PiS. Propagandyści Stalina i Hitlera czuliby onieśmielenie, patrząc na tych z TVP”;

– „TVP straciła moralne prawo do przedstawienia jakichkolwiek informacji”; – „Szkoda, że wrażliwość członków PIS i ich zwolenników kończy się, gdy przychodzi obrzucać błotem innych. Wtedy jakoś i błoto nie brudzi ich rąk i sumienie wyrzutem nieskalane. Fenomen jakiś” – komentowali internauci.

Do pełni obrazu dodajmy dzisiejszą wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o Janie Szyszce. – „Odszedł przedwcześnie i odszedł w szczególnych okolicznościach. Majestat śmierci nie pozwala mi dzisiaj o tym mówić, ale trzeba będzie o tym powiedzieć, bo to nie był przypadek, że akurat dzisiaj, że akurat teraz” – powiedział prezes PiS na konwencji w Kielcach. Zostawiamy bez komentarza…

– „Miałem nadzieje, że kampanię uda mi się zakończyć bez sądu, ale nie da się. Na kłamstwa pana Gróbarczyka muszę zareagować. Złożyłem do szczecińskiego sądu wniosek o wydanie orzeczenia w trybie wyborczym. Ministrowi nie wypada tak kłamać” – poinformował na Twitterze Sławomir Nitras z PO. Pisowski minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej powiedział bowiem, że politycy PO zlikwidowali Stocznię Szczecińską.

Gróbarczyk w wywiadzie dla Radia Szczecin stwierdził: – „Poseł Nitras ze swoimi kolegami po prostu zdemontował stocznię”. Na antenie regionalnej rozgłośni zapewniał, że PiS ją „odbudowuje”.

Politycy PO przypomnieli więc „pasmo sukcesów” ministra Gróbarczyka, na czele z budową promu. – „Projekt o nazwie „Batory” miał być wielką chlubą ministra Gróbarczyka. Miał uratować przemysł stoczniowy. Były to tylko huczne i puste zapowiedzi. To, co mówił pan Gróbarczyk wielokrotnie okazało się nieprawdą” – powiedział poseł PO Arkadiusz Marchewka

Nitras stwierdził, że Stocznia Szczecińska upadła w roku 2002. – „Później rządy SLD i PiS utrzymywały ją tylko na kroplówce państwowej, kiedy ona była ani nie rentowna, ani nigdy nie osiągnęła zdolności do tego, żeby samodzielnie funkcjonować. Myśmy po prostu przecięli ten żenujący spektakl i dali szansę prywatnym firmom, z którymi dzisiaj oni walczą w stoczni” – stwierdził poseł PO.

Podczas procesu zeznawać będzie minister gospodarki morskiej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. – „On dokładnie wie, jaka była polityka rządu Jarosława Kaczyńskiego w kwestii m.in. stoczni w Szczecinie i Gdańsku” – dodał Nitras. Chodzi o Rafała Wiecheckiego, ministra w latach 2006-2007.

Marek Gróbarczyk jest „jedynką” listy PiS w okręgu szczecińskim. Sławomir Nitras w tym samym okręgu otwiera listę Koalicji Obywatelskiej.

Małgorzata Kidawa-Błońska – więcej >>>

Odtwórczyni roli Idy Lebenstein w nagrodzonym Oscarem filmie Ida, Agata Trzebuchowska została wezwana na komendę policji ws. antysemickich wpisów w internecie. Okazało się, że kadr z filmu przedstawiający Trzebuchowską został umieszczony w miejscu zdjęcia profilowego na stronie „Cały świat przeprasza polską prawicę za Oscara dla Idy”. Strona ta  opublikowała zdjęcie plakatu na którym – zdaniem Policji –  obecne były antysemickie treści.

Strona „Cały świat przeprasza polską prawicę za Oscara dla Idy” umieściła w internecie wpis ze zdjęciami przedstawiającymi ksenofobiczne plakaty, które rozklejono na warszawskich przystankach autobusowych. „Uwaga, pasożydy. Stop mafii roszczeniowej, stop żydowskiej okupacji. Nigdy więcej przepraszania, nigdy więcej syjonizmu” – napisano na neofaszystowskich materiałach. Informacja na ten temat zostały potem zamieszczone na jednym ze skrajnie prawicowych portali.

Profil „Cały świat przeprasza polską prawicę za Oscara dla Idy” nie miał na celu propagowania antysemickich treści. Chciał jedynie zaprotestować przeciwko antysemityzmowi i pokazać skalę tego zjawiska w kraju. Cała sytuacja przypomina więc ponury żart. „Celem umieszczenia plakatu przez wspomnianą stronę nie jest propagowanie zawartych na nim nienawistnych treści, tylko poinformowanie o haniebnym incydencie i nagłośnienie sprawy” – wytłumaczyła potem aktorka.

Pomimo tego Trzebuchowska została wezwana na komisariat, gdzie musiała składać wyjaśnienia. Dwie godziny spędziłam, tłumacząc, swoją drogą bardzo uprzejmej i chyba równie co ja skonsternowanej całą sytuacją policjantce, następujący fakt: Umieszczenie kadru z filmu “Ida”, w którym zagrałam tytułową rolę, w miejscu zdjęcia profilowego strony “Cały świat przeprasza polską prawicę za Oscara…” nie czyni ze mnie jej administratorki ani innej osoby mającej wpływ na publikowane treści.”

Nie wiadomo więc, jak sprawa potoczy się dalej. Znając absurdy polskiego państwa do „wyjaśnienia” sytuacji, może nie dojść zbyt szybko. Oburzenia nie kryją liberalni i postępowi internauci, którzy są po prostu zaszokowani sposobem, w jaki postępują organy ścigania.

Niektórzy z użytkowników sieci wiążą sytuację z wpływami partii rządzącej i Kościoła katolickiego, który – jak wiadomo – nie od dziś propaguje radykalnie prawicowe treści. „Podziękujmy Kościołowi katolickiemu i prezespanu wraz z całym jego dworem. Niestety polski kołtun – plica polonica – ma się wyjątkowo dobrze. Straszno i nieśmieszno”, „O k…wa. czytam i nie wierzę własnym oczom. Przecież to Orwell w pigułce” – to tylko przykładowe opinie czytelników „Wysokich Obcasów”, gdzie opublikowano artykuł o tej nietypowej sytuacji.

Nie ma już „zagrożenia” zmiany ustroju. Zmiana została dokonana za pomocą zwykłych ustaw. Żywioł polityczny doprowadził do klęski demokratycznego państwa prawnego i rządów prawa

Kiedy w lipcu 2017 roku, pośród obywatelskich protestów przeciwko ustawom sądowym PiS, organizowaliśmy Archiwum Osiatyńskiego, prof. Mirosław Wyrzykowski przestrzegał, że większość rządząca, choć brakło jej większości konstytucyjnej, zwykłymi ustawami ekspresowo zmieni porządek ustrojowy w Polsce.

„Od listopada 2015 roku mamy do czynienia z sytuacją, w której formalnie obowiązuje Konstytucja RP, faktycznie jednak następuje zmiana porządku konstytucyjnego przy pomocy zwykłych ustaw” – mówił wtedy prof. Wyrzykowski, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, profesor nadzwyczajny i były dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk (2011-2015), a także członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego.

Od 2015 roku trwał kryzys w Trybunale Konstytucyjnym, którym od końca 2016 roku kierowała już Julia Przyłębska.

Lipcowe protesty w 2017 roku w obronie niezależności sądownictwa przyniosły efekt – dwa weta Prezydenta Andrzeja Dudy wobec parlamentarnego projektu zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Prezydent podpisał jednak ustawę o sądach powszechnych. Próbował też narzucić dyskusję o zmianie Konstytucji (przypomnijmy: ostatecznie z planowanego na 11 listopada 2018 roku referendum konsultacyjnego o ewentualnej potrzebie zmian Konstytucji nic nie wyszło; ambicji Dudy nie poparł obóz rządzący).

W sierpniu 2017 Prezydent Duda zaproponował projekty ustaw, wprowadzające niezgodne z Konstytucją zmiany w SN i KRS.

Wówczas prof. Wyrzykowski przypominał, że „porządek konstytucyjny to nie tylko przepisy ustawy zasadniczej. To także orzecznictwo sądów i trybunałów, jak również elementy porządku prawa międzynarodowego. Elementem porządku konstytucyjnego jest również sposób działania parlamentu, przestrzeganie zasad procesu legislacyjnego. Tymczasem te zasady są naruszane i naginane”.

Prezydenckie projekty, po poprawkach, zostały przyjęte przez parlament. Prezydent, mimo zastrzeżeń gremiów prawniczych, podpisał ustawy o SN i KRS w grudniu 2017 roku.

Od tej pory zaszły dalsze zmiany w funkcjonowaniu i obsadzeniu Trybunału Konstytucyjnego; nastąpiła wymiana sędziów w Sądzie Najwyższym – jedynie częściowo zastopowana przez Trybunał Sprawiedliwości UE, a w SN utworzono nowe izby; w sposób niezgodny z Konstytucją i nietransparentny powołano nową Krajową Radę Sądownictwa, która wzięła udział w procesie powoływania sędziów do SN i sądów powszechnych. Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny w jednej osobie w arbitralny sposób wymienił prezesów sądów. Zaszły zmiany w funkcjonowaniu Prokuratury. Nasiliły się represje i szykany wobec sędziów i prokuratorów.

Na koniec VIII kadencji Sejmu poprosiliśmy prof. Mirosława Wyrzykowskiego o ocenę, na jakim etapie zmian ustrojowych się znajdujemy. Jego diagnoza jest jednoznaczna:

Nie możemy już mówić o „zagrożeniu” porządku konstytucyjnego. Zmiana stała się faktem. Odpowiedzialne są za nią konstytucyjne organy państwa (Prezydent, Sejm i Senat, Trybunał Konstytucyjny, Krajowa Rada Sądownictwa). Te organy nie pełnią swoich konstytucyjnych powinności. Konstytucji Rzeczpospolitej w ich miejsce bronią sędziowie Sądu Najwyższego, RPO, obywatele, Trybunał Sprawiedliwości UE i Europejski Trybunał Praw Człowieka.

Nastąpiła zmiana porządku konstytucyjnego

W październiku 2019 roku jesteśmy w sytuacji paradoksalnej z punktu widzenia konstytucyjnego.

Dlatego, że na ulicach nie ma czołgów, nie ma uzbrojonych jednostek wojskowych.

Ale przecież z perspektywy konstytucyjnej znajdujemy się w stanie nadzwyczajnym.

Bo jakie mamy stany nadzwyczajne? Stan klęski żywiołowej. To obserwujemy od trzech lat.

Żywioł polityczny doprowadził do klęski demokratycznego państwa prawnego i rządów prawa.

Mamy stan wojny. I wiemy, z analizy dokonanej przez wybitnego specjalistę prof. Włodzimierza Wróbla, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego jest sądem szczególnym, a sądy szczególne są dopuszczalne jedynie w stanie wojny.

Mamy stan nadzwyczajny, który może być wprowadzony tylko wtedy, kiedy jest zagrożony konstytucyjny ustrój państwa.

Otóż wielokrotne działania konstytucyjnych organów państwa, łamiące Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej, doprowadziły do sytuacji, w której już nie ma zagrożenia porządku konstytucyjnego w państwie. Mamy fakty dokonane. Ich efektem jest zmiana porządku konstytucyjnego.

Dotyczy to, przykładowo jedynie, Krajowej Rady Sądownictwa z działaniami, których elementem podstawowym było przerwanie kadencji sędziów będących członkami Krajowej Rady oraz wybór członków Krajowej Rady przez Sejm, a nie przez sędziów.

Przykładem takiej zmiany jest też ustawa o Sądzie Najwyższym, która w założeniu miała na celu pełną wymianę kadry sędziów SN. Koniec końców, w wyniku działania Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, mamy zastopowanie czystki w SN.

Nie ma służby cywilnej, ponieważ ustawa o służbie cywilnej doprowadziła do dramatycznej degradacji warunków i przesłanek uczestniczenia w procesie dochodzenia do służby cywilnej, bo nie ma konkursów, nie trzeba wykazywać się merytorycznymi umiejętnościami, nie trzeba znać języków obcych. Nie ma, co ważne, gwarancji stabilności pracy w służbie cywilnej.

Dalej, mamy problem z tym co nazywam od ponad trzech lat bypassem konstytucyjnym. Mamy Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, konstytucyjny organ stojący na straży wolności słowa oraz Radę Mediów Narodowych – organ, który został powołany na mocy ustawy i nastąpiło przeniesienie kompetencji z konstytucyjnego organu państwa na organ utworzony na mocy ustawy po to, żeby obsadzić nowy organ przez ludzi, którzy są lojalni wobec władzy politycznej i aby zrealizować cele, których nie można byłoby zrealizować, gdyby rzetelnie funkcjonował konstytucyjny organ państwa, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.

Mamy też wiele przykładów, które pokazują, w jaki sposób przy pomocy ustawodawstwa zwykłego zmienia się konstytucyjny charakter państwa.

Strażnikiem Konstytucji są sędziowie Sądu Najwyższego, RPO, obywatele, Trybunał Sprawiedliwości UE, Europejski Trybunał Praw Człowieka

Powstaje pytanie: kto jest strażnikiem Konstytucji?

Myślę, że dziś strażnikiem Konstytucji jest po pierwsze, stary skład Sądu Najwyższego. Czyli te Izby Sądu Najwyższego, które pozostały i sędziowie, którzy zostali mianowani sędziami SN w konstytucyjnym porządku prawny.

Obrońcą i strażnikiem Konstytucji jest Rzecznik Praw Obywatelskich.

Następnie, obrońcą i strażnikiem Konstytucji są obywatele. Ci, którzy mają świadomość szkód i dramatycznych zmian, które wynikają z łamania Konstytucji. Wyjście na ulice, czy na place jest prawem obywatela, świadomego tego, co się dzieje w państwie. I milczenie, które krzyczy, albo krzyk, który jest tłumiony „KonsTYtucJA to my” jest wyrazem obywatelskiej troski, obywatelskiej postawy – kobiet, mężczyzn, młodych, w średnim wieku, w wieku zaawansowanym.

Wreszcie, obrońcą i strażnikiem konstytucji, jak się wydaje, najbardziej skutecznym, jest mechanizm międzynarodowy, przede wszystkim w postaci Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

I co się okazuje?

Że te bezpieczniki, które miały na celu niedopuszczenie do włamania się do Konstytucji, okazały się słabe. I okazuje się, koniec końców, że nie to, co było bezpośrednio zapisane w Konstytucji, ale to, co wynika z  miejsca Polski w środowisku międzynarodowym, zwłaszcza w Unii Europejskiej, jest w tej chwili gwarancją suwerenności państwa. Bo nie jest suwerennym państwo, w którym naruszana jest świadomie i celowo Konstytucja, przez konstytucyjne organy państwa.

Jak wiadomo, suwerenowi nie wolno wszystkiego. Bo jest ograniczony międzynarodowymi zobowiązaniami, klauzulami wieczności takimi jak demokracja, rządy prawa, prawa i wolności obywatelskie. A skoro suwerenowi nie wolno wszystkiego, to jeszcze mniej wolno reprezentantom suwerena.

Za chwilę będziemy wybierali reprezentantów suwerena.

„Nie wolno nam się poddawać, piłka jest w grze” – mówi OKO.press Franciszek Sterczewski, który kandyduje z listy Koalicji Obywatelskiej w Poznaniu. „Chcę dostać się do Sejmu i wprowadzić tematy, którymi inni politycy się nie zajmują lub zajmują się powierzchownie, chcę uświadamiać ludziom ich siłę, łączyć ponadpartyjnie”

„Nie grozi nam bieda, tylko feudalizacja państwa. Są sprawy takie jak czyste powietrze, klimat, edukacja, niezawisłość sądów, służba zdrowia, które bolą wszystkich Polaków, niezależnie od tego, na kogo głosują i jaki mają numer buta, kołnierzyka, z jakiego miasta pochodzą. Chcę szukać wspólnych mianowników i próbować zmienić Polskę”.

Franciszek (Franek) Sterczewski organizował w Poznaniu wielotysięczne „łańcuchy światła” w obronie praworządności, w tym ten najsłynniejszy – ułożony z ludzi i świateł napis „VETO”. Podczas strajku nauczycieli znów zwołał ludzi na „łańcuch światła z wykrzyknikiem”. Jest radnym dzielnicowym, a z zawodu architektem i urbanistą. Mówi OKO.press:

  • Klasa polityczna, nie tylko w Polsce – wszędzie na świecie – straciła łączność ze społeczeństwem. Polityka odkleiła się od ludzi, od prawdziwych problemów, a sukces osiągają ci, którzy tą łączność próbują nawiązać.
  • Na Węgrzech ludzie nie głodują, dobrze zarabiają, ale nie ma też wolności słowa. Jeśli ktoś nie jest z partii Orbána, a chciałby robić karierę w polityce, w mediach, w jakimkolwiek sektorze, to w zasadzie może emigrować. Nam to również grozi. Jeśli ktoś nie będzie z PiS, będzie mógł rozwijać się za granicą. A ja bym chciał, żeby Polacy mogli rozwijać się w Polsce.
  • Denerwuje mnie narracja pogardliwa wobec ludzi, którzy głosują na PiS, uważam, że ci ludzie zasługują na lepszą ofertę i ja chcę im lepszą ofertę dostarczyć.
  • Powinniśmy rozmawiać o mieszkaniach. Jednym ze sztandarowych projektów PiS było mieszkanie plus, miał być 100 tys. mieszkań, powstało około tysiąca. To skandal. Opozycja za mało podkreśla ten fakt. Chciałbym stworzyć program mieszkaniowy, bazując na doświadczeniach poznańskich.
  • Samochód to wolność dla niektórych, a mi zależy na tym, żeby wolność i swoboda transportu dotyczyła wszystkich obywateli. Trzeba wrócić do kolei, do komunikacji zbiorowej, przywracać połączenia.

Rozmowa z Frankiem Sterczewskim jest kolejną w naszym przedwyborczym cyklu rozmów politycznych.

Wkrótce rozmowy z Tomaszem Leśniakiem (Lewica, Kraków), Jolantą Banach (Lewica, Gdańsk), Moniką Mamulską (Koalicja Obywatelska, Łódź), Myroslavą Keryk (Koalicja Obywatelska, Warszawa), Dorotą Łobodą (Koalicja Obywatelska, Warszawa).

Agata Szczęśniak, OKO.press: Po co kandydujesz?

Franciszek Sterczewski, kandydat z 20. miejsca Koalicji Obywatelskiej w Poznaniu: Bardzo przejmuję się tym, co się dzieje w Polsce w ostatnich latach. Od prawie 10 lat działam społecznie, współpracowałem z festiwalami kulturalnymi, organizowałem łańcuchy światła w obronie niezawisłości sądów. Aż poczułem, że samo protestowanie nie wystarcza. Żeby móc uratować prawo obywateli do niezawisłego sądu, żeby uratować dobre rzeczy, które są w Polsce, a które są zagrożone, trzeba się zaangażować inaczej.

Chcesz być ratownikiem Polski?

Po eurowyborach, poczułem że jesteśmy na dziejowym zakręcie i być może to ostatnia chwila, żeby uratować Polskę od autorytaryzmu, od węgierskiego kierunku. Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby było lepiej. Podczas kampanii do PE zobaczyłem, że opozycja potrzebuje nowego ducha. Nie spodziewałem się, że te wybory będą przegrane.

Dlaczego opozycja przegrała?

Wygrały takie osoby, jak Bartosz Arłukowicz w Szczecinie czy Elżbieta Łukacijewska na Podkarpaciu. Biegali od drzwi do drzwi, po ryneczkach, po ulicach, rozmawiali z ludźmi, budując na nowo relacje. W ten sposób można zwyciężyć. Poczułem, że to ostatni moment, żeby pokazać na własnym przykładzie, jak taka kampania wyglądać powinna i zawalczyć o jak najlepszy wynik.

Tacy aktywiści jak ja, w całej Polsce, w małych, dużych miasteczkach mogli zajmować się festiwalami, kinami plenerowymi, mogli budować lokalne wspólnoty, ale będziemy mogli to robić tylko pod warunkiem, że będziemy żyli w praworządnym, demokratycznym kraju, wspierającym kulturę.

To główny błąd opozycji: że nie umie rozmawiać z ludźmi?

Tych błędów i wyzwań jest sporo. Podstawowym problemem jest utrata łączności nie tylko ze swoimi wyborcami, ale po prostu ze społeczeństwem. To nie dotyczy tylko opozycji, to problem całej klasy politycznej, i nie tylko w Polsce – wszędzie na świecie. Polityka odkleiła się od ludzi, od prawdziwych problemów, a sukces osiągają ci, którzy tą łączność próbują nawiązać.

Węgry w Polsce

Jak Donald Trump i Jarosław Kaczyński?

To, co oni robią, to iluzja kontaktu z ludźmi. Udaje im się wygrywać wybory dzięki sprawnemu PR. Prowadzą badania i w oparciu o nie szykują ofertę dla wyborców. Traktują politykę marketingowo, mają sprawne kampanie, ale przemycają niedemokratyczne rozwiązania, które szkodzą obywatelom. Zawłaszczanie sądów, ograniczanie praw człowieka, próba izolacji swoich krajów.

Na czym polega ten zwrot dziejowy, o którym mówisz? Dlaczego moment, w którym jesteśmy, jest taki szczególny i ważny?

Od wyników tych wyborów będzie zależało, czy kolejne będą wolne. PiS dąży do tego, żeby zaprowadzić w Polsce podobne rządy, jak na Węgrzech czy w Rosji. Tam nie ma mowy o wolnych mediach, o wolnych wyborach czy prawdziwej demokracji, jest atrapa państwa. Państwo feudalne, które działa pod dyktando jednej partii, a w zasadzie pierwszego sekretarza partii. Znamy to z historii.

To ostatnia chwila, żeby się zjednoczyć, zmobilizować i zastanowić się, co zrobić, żeby naprawiać demokrację, a nie zastępować ją autorytaryzmem. Na Węgrzech ludzie nie głodują, dobrze zarabiają, mają piękne samochody, nie ma problemów ekonomicznych, ale nie ma też wolności słowa, wolnych mediów, nie ma otwartej dyskusji politycznej. Jeśli ktoś nie jest z partii Orbána, a chciałby robić karierę w polityce, w mediach, w jakimkolwiek sektorze, to w zasadzie może emigrować. Nam to również grozi. Jeśli ktoś nie będzie z PiS, będzie mógł rozwijać się za granicą. A ja bym chciał, żeby Polacy mogli rozwijać się w Polsce, żeby nie było ważne, czy ktoś ma poglądy konserwatywne czy lewicowe, żeby Polska dawała szanse wszystkim, niezależnie, kto do jakiej partii należy.

Prowadzisz imponującą kampanię. I jej trakcie rozmawiasz z ludźmi o Rosji i Węgier?

Mówią o tym osoby najbardziej zaangażowane, mniejszość, ale to ważne, opiniotwórcze osoby. Mijają właśnie dwa miesiące od kiedy prowadzę swoją kampanię, najpierw zbierając podpisy, a od początku września chodząc od drzwi do drzwi po całym okręgu — powiecie poznańskim. Razem z „załogą Franka” rozmawiamy z setką osób codziennie, myślę, że rozmawiałem już z ok 3 tys. osób. To skala badań socjologicznych.

Drzewa, pociągi i cena ziemniaków

I co z tych Twoich badań wynika?

Jest masa tematów, które naprawdę ludzi interesują. Problemem jest smog. Szczególnie w zabytkowych kamienicach w Poznaniu, ale też na przedmieściach z domkami jednorodzinnymi. Problemem jest kryzys klimatyczny. To martwi mnóstwo ludzi, nie tylko młodych. Brakuje drzew, w wielu małych miasteczkach w całej Polsce, kiedy remontowane były place, rynki, wszystko zostało wybetonowane, za mało było starań, żeby w takim miejscu posadzić wysoką zieleń, która może czyścić powietrze ze smogu.

Dzwonisz do drzwi i nie słyszysz: „Panie Sterczewski, czynsz jest za wysoki, a w pracy mnie mobbingują”, tylko: „Przejmuje mnie katastrofa klimatyczna”?

To się nie wyklucza. Ludzi interesuje wiele rzeczy na raz, ale każdy ma inną hierarchię wartości. Dla większości osób najważniejsze jest wynagrodzenie i mieszkanie, ale świadomość społeczna rośnie i coraz bardziej rozumiemy wagę zieleni w mieście.

Wielkopolska pustynnieje, Warta w tym roku miała tak niski stan wody, że przez dużą część lata nie można było żeglować, co jest katastrofą. W Wielkopolsce mieliśmy najbardziej suche lato od 13 lat, to powoduje suszę i wpływa na uprawy. Rolnicy muszą włożyć więcej wysiłku w to, żeby nawadniać uprawy. Rośnie cena ich pracy, a za tym i cena warzyw, ziemniaków.

Ocieplenie klimatu przekłada się na ceny tego, co znajdujemy potem na półkach. Coraz więcej osób rozumie tą zależność. Kwestie klimatyczne, ekologia, zieleń w mieście, retencja wody, zbieranie deszczówki — to interesuje ludzi zarówno z lewej, jak i z prawej strony sceny politycznej. Podobnie jest z edukacją, z wymiarem sprawiedliwości. Są wartości, które należą się wszystkim obywatelom.

Rozmawiasz też z wyborcami PiS?

Oczywiście. Codziennie ich spotykam. To trudne rozmowy, ale słucham, co mówią. Często narzekają, że transport w małych miejscowościach został zlikwidowany. 30 lat temu w Polsce było prawie miliard pasażerów kolei rocznie. Teraz ta liczba oscyluje w okolicach 300 mln pasażerów na rok. 30 lat temu mieliśmy ok. 26 tys. km linii kolejowych, teraz mamy około 18 tys., przez to, że w bezsensowny sposób były likwidowane połączenia, dworce. To miało związek z likwidacją przemysłu, ale to oznacza odcięcie ludzi na prowincji, w małych miasteczkach od służby zdrowia, od edukacji, od miejsc pracy. Wiele osób musiało zainwestować w samochód. Transport został oparty o samochody, co generuje smog, korki, stres. Codziennie ludzie stoją w korkach zamiast szybko, sprawnie przemieścić się koleją podmiejską.

Co z tym zrobić?

Wrócić do kolei, do komunikacji zbiorowej. Inwestować w kolej, przywracać połączenia. Słuchać takich ekspertów, jak Karol Trammer, który właśnie wydał świetną książkę „Ostre cięcie”. Bardzo mnie wzruszyła i uświadomiła skalę tego zagadnienia.

Warto słuchać lokalnych ekspertów. W Poznaniu to stowarzyszenie „Inwestycje dla Poznania”, od 2011 roku walczy o dworzec w Poznaniu, który został zastąpiony chlebakiem, który nie spełnia swoich funkcji.

Jak pomoże poseł Sterczewski?

Poznański dworzec jest drugim dworcem w Polsce, jeśli chodzi o liczbę pasażerów. Co roku mamy prawie 20 mln pasażerów i najmniej funkcjonalny dworzec. To wstyd.

Jako poseł chcę zabrać wiedzę ekspertów, walczyć o ponad 2 mld złotych na odbudowę tego dworca. Chcę pilnować PKP i wszystkich jednostek zajmujących się tą sprawą i informować mieszkańców całej Wielkopolski o stanie prac nad dworcem. Ten dworzec jest sercem regionu. Gdyby dobrze funkcjonował, mógłby oferować połączenia z ościennymi gminami co 15 minut, jak we Frankfurcie. Wówczas wiele osób mogłoby się przesiąść z samochodów do pociągów. Powietrze byłoby czystsze. Pasażerowie zaoszczędziliby czas, mniej byłoby stresu, zamiast stać w korku mogliby czytać książkę.

Wielu Polaków mówi, że oszczędzają czas, jeżdżąc samochodami, bo pociągi się spóźniają. Poza tym cenią wolność, jaką daje samochód.

Samochód to wolność dla niektórych, a mi zależy na tym, żeby wolność i swoboda transportu dotyczyła wszystkich obywateli. Zależy mi na tym, żeby było mniej korków. Absurdem jest to, że jest sznur samochodów, w których siedzi jeden kierowca.

Karałbyś takich kierowców?

Nie należy nikogo karać, lecz zachęcać do transportu publicznego jego lepszą jakością. Bardzo lubię motoryzację, doceniam ten wynalazek, ale musimy przywrócić równowagę. Gdyby komunikacja publiczna była dobrej jakości, była sprawna sieć połączeń kolejowych, tramwajowych i autobusowych, wówczas część kierowców mogłoby się przesiąść do zbiorowej komunikacji, a na ulicach byłoby więcej miejsca dla pozostałych. Ci kierowcy, którzy nie mają wyboru, bo muszą coś przewieźć, albo w ich okolice nie dojeżdża żaden autobus, tramwaj, skorzystaliby na tym. To sprawy miejskie, które wymagają wsparcia centralnego. Potrzebujemy centralnych pieniędzy na dworzec w Poznaniu, na tego rodzaju inwestycje w całej Polsce.

Feudalne państwo przyszłości

Przez lata byłeś aktywistą, który de facto walczył z rządzącymi miastami politykami PO, teraz startujesz z KO.

W Poznaniu przez lata walczyłem z technokratyczną polityką poprzedniego prezydenta, Ryszarda Grobelnego, który nie był w PO, bliżej mu do PiS. Pięć lat temu aktywistom miejskim o bardzo różnych poglądach, w tym mnie, udało się przyczynić do zmiany prezydenta. Poznań jest wyjątkowym miastem. Wiele rzeczy może mi się nie podobać w Platformie Obywatelskiej na poziomie kraju, ale w Poznaniu postulaty ruchów miejskich realizuje lokalne PO. Szczególnie Mariusz Wiśniewski, wiceprezydent miasta.

Jak zostaniesz posłem, będziesz współpracował z Platformą na poziomie centralnym, a nie lokalnym.

Doceniam to, co się dzieje w dużych miastach, innowacyjną politykę, dotyczącą klimatu, praw człowieka, transportu prowadzą duże miasta zarządzane przez polityków związanych z PO.

Europosłowie PO głosowali przeciwko niemal wszystkim uchwałom Parlamentu Europejskiego, które popychały sprawy klimatu do przodu. Wiemy, jak głosowali w polskim parlamencie np. sprawie w aborcji.

Wielu aktywistów przede mną i wielu młodych polityków próbowało zakładać nowe partie, nowe ruchy, które miały startować w różnych wyborach. Przepadli. Trzeba sobie zdawać sprawę z okoliczności, w jakich się znajdujemy. Obserwujemy wielką polaryzację społeczną, która mnie osobiście martwi, ale niestety wpływa na wyniki wyborów. Ludzie czują strach przed autorytaryzmem. Zawłaszczona została telewizja, radiowa Trójka, zawłaszczane są instytucje kultury, Muzeum II Wojny, są próby wpływu na obsady dyrektorów, jak w Muzeum POLIN, próby cenzury sztuki, poznańskiego festiwalu Malta, odbierane są dotacje. Masa ludzi boi się tego, że zaraz będziemy w kraju podobnym do Węgier.

Nie grozi nam bieda, tylko feudalizacja państwa. Grozi nam z jednej strony powrót do systemu średniowiecznego, jeśli chodzi o prawa człowieka, hierarchię wartości z hegemonem na szczycie piramidy zależności, a z drugiej strony nowoczesnego, jeśli chodzi o technologie, czy architekturę…

Akurat z tą nowoczesnością PiS nie bardzo sobie radzi. Obiecanych samochodów elektrycznych nie ma.

To kwestia czasu. PiS będzie łączył średniowiecze z nowoczesnością. To bardzo groźne. Tu nie chodzi o żaden powrót do PRL-u. Zresztą, porównania do PRL-u dla wielu młodych ludzi to są niezrozumiałe, to tak jakby mówić o powrocie do Polski Piastów. Trzeba pokazywać przykłady, które są niedaleko nas, jak Węgry, Rosja, Turcja. Jeszcze niedawno ludzie mogli się tam cieszyć wolnością, a teraz opozycyjni dziennikarze, politycy, sędziowie są więzieni.

Twoje poglądy są w 90 procentach zgodne z poglądami polityków startującymi z list Lewicy, a nie KO — wynika z serwisu Mam Prawo Wiedzieć.

To prawda, mam poglądy prospołeczne. Jedną z moich idolek jest Alexandria Ocasio Cortez — ona nie startowała z lewicową partią, tylko z demokratami, takimi jak Hillary Clinton, którzy w pewnym sensie przypominają nasze PO. Dzięki temu teraz jest w Kongresie i ma wpływ na politykę, jej głos jest ważny. Chcę pójść w jej ślady, dostać się do Sejmu i wprowadzić tematy, którymi inni politycy się nie zajmują lub zajmują się powierzchownie, nawiązywać łączność ze społeczeństwem, uświadamiać ludziom ich siłę, chcę łączyć ludzi ponadpartyjnie.

Wydaje mi się, że tylko szukając współpracy i porozumień ponad podziałami, możemy wygrać z każdym wyzwaniem.

Jestem z Poznania, Poznań to jest pierwsze polskie miasto, w którym prezydent (Jacek Jaśkowiak) poszedł w Paradzie Równości. To jest pierwsze miasto, które stworzyło program wspierający in vitro. Poznań jest pionierem w wielu dziedzinach i to dzięki udanej współpracy ponad podziałami partyjnymi. Ja chcę być łącznikiem pomiędzy światami.

Między Koalicją Obywatelską a Lewicą?

Nie tylko. Są sprawy takie jak czyste powietrze, klimat, edukacja, niezawisłość sądów, służba zdrowia, które bolą wszystkich Polaków, niezależnie od tego, na kogo głosują i jaki mają numer buta, kołnierzyka, z jakiego miasta pochodzą. Chcę szukać wspólnych mianowników i próbować zmienić Polskę.

Wyborcy PiS widzą, że partia Kaczyńskiego niszczy niezawisłość sądów, ale mówią: trudno, zgadzamy się, bo robią wiele innych, dobrych rzeczy. To wynika z badań Sadury i Sierakowskiego.

Mnie osobiście to martwi. Ale jestem osobą w pewnym sensie uprzywilejowaną. Jestem chłopakiem z dużego miasta, wykształconym, pochodzę z rodziny prawników i rozumiem niebezpieczeństwa przejmowania wymiaru sprawiedliwości przez partię rządzącą. Ale zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie do końca rozumie te mechanizmy. Nie obrażam się na nich, bo to też pokazuje niewydolność naszego systemu edukacji. Z powodu braku świadomości ludzie są w stanie oddawać swoją władzę w zamian za rzeczy materialne.

Dla ludzi najważniejsze jest to, co się dzieje tu i teraz. Krótkowzroczność nie jest grzechem, tylko objawem, że ktoś potrzebuje okularów pokazujących szerszą perspektywę.

Zgadzasz się ze zdaniem, że PiS kupił Polaków?

Nie zgadzam się. To określenie obraźliwe wobec wyborców, którzy nie są klientami, nie da się ich kupić.

PiS przygotował ofertę, która spotkała się z pozytywną reakcją 30 proc. wyborców, ci ludzie mają do tego prawo. Denerwuje mnie narracja pogardliwa wobec ludzi, którzy głosują na PiS, uważam, że ci ludzie zasługują na lepszą ofertę i ja chcę im lepszą ofertę dostarczyć. Program 500 plus był potrzebny, ale to nie wszystko. Niestety PiS używa tego programu tylko w celach propagandowych. Procent skrajnego ubóstwa się powiększa. Należy się zastanowić, co zrobić, żeby programy społeczne realnie pomagały ludziom i wspierały polskie rodziny.

Powinniśmy też rozmawiać o mieszkaniach. Jednym ze sztandarowych projektów PiS było mieszkanie plus, miał być 100 tys. mieszkań, powstało około tysiąc. To skandal. Opozycja za mało podkreśla ten fakt. Chciałbym stworzyć program mieszkaniowy, bazując na doświadczeniach poznańskich, które dzieją się dzięki współpracy prezydenta Jaśkowiaka i Tomasza Lewandowskiego, wiceprezydenta w poprzedniej kadencji, aktualnie szefa zarządu lokali komunalnych, znowu udana współpraca ponadpartyjna. Dzięki temu mamy ciekawy program mieszkaniowy i na tych doświadczeniach trzeba budować prawdziwy program, który mógłby zwiększać ilość lokali na wynajem.

Dlaczego w krajach zachodnich cena mieszkań jest niska, niższa w porównaniu do zarobków od Polski?

Dlaczego?

Bo jest duży rynek mieszkań na wynajem. Jeśli chcemy, żeby mieszkania w Polsce były tańsze, powinniśmy w to inwestować. Państwo i samorządy powinny mieć dużo bardziej aktywną rolę. Jako poseł chcę wspierać samorządy i przyczynić się do tworzenia programów, które spowodują, że będą powstawały mieszkania, a ludzie będą mieli swoje cztery kąty i poczucie bezpieczeństwa.

Zagłosujesz za prawem do aborcji do 12. tygodnia?

Tak.

Będziesz w klubie KO w przyszłym Sejmie?

Staram się nie dzielić skóry na niedźwiedziu. Do wyborów zostało kilka dni. Skupiam się na tym, żeby cały blok opozycji miał jak najlepszy wynik, bo wierzę, że jesteśmy w stanie wspólnymi siłami przywrócić w Polsce praworządność. Być może PiS będzie miał więcej procent, ale mam nadzieję, że wszystkie partie opozycyjne w sumie zwyciężą.

Będzie rząd KO i Lewicy?

Jestem otwarty na takie rozwiązanie. Byłoby bardzo korzystne. Ale za wcześnie na takie rozmowy koalicyjne.

Niezależnie od wyników wyborów, ja będę walczył o sprawy dla miast, o prawa człowieka, o czyste powietrze, o ekologię, o drzewa w mieście, o lepszy transport. Będę walczył z kryzysem klimatycznym w każdej możliwej sytuacji. Nie ma sytuacji beznadziejnej, nawet, jeśli PiS wygra z dużą większością, to zrobię wszystko, żeby patrzeć mu na ręce, żeby walczyć o ważne sprawy, współpracować z każdą partią, z każdym posłem, niezależnie od tego, czy będzie w opozycji, czy będzie w rządzie, po to, żeby sprostać tym wyzwaniom, które przed nami stoją.

Koalicja ma szanse wygrać?

Uważam, że tak. Nie wolno nam się poddawać, piłka jest w grze. Dwa miesiące poświęciłem na kampanię, z masą cudownych ludzi walczymy o to, żeby wynik był najlepszy, nie tylko nasz w Poznaniu, ale w całej Polsce. Zachęcam do podobnej aktywności wszystkich, którym zależy nie tylko na wygranej, ale na realnych, pozytywnych zmianach w tym państwie.

W przedwyborczą środę mogę tylko powiedzieć, że wszystko już wiemy o wszystkich partiach i jakikolwiek będzie wynik wyborów, nie będziemy mogli narzekać, że coś przed nami ukryły.

Zróbmy szybki przegląd. Plan PiS jest jasny, ogłoszony niemal wprost: zrujnować do końca niezależne sądownictwo i całkowicie zlikwidować trójpodział władzy w Polsce, nie zważając na protesty Unii Europejskiej i Trybunału Sprawiedliwości. Podporządkować wymiar sprawiedliwości władzy. W tym celu wprowadzone zostaną przepisy ułatwiające zaaresztowanie posła i można się spodziewać, patrząc na to, jak PiS wygaszał prace Sejmu w tej kadencji i jak brutalnie traktował opozycję, że nie będzie to przepis martwy, a przeciwnie – intensywnie politycznie wykorzystywany.

Wiemy też, że powstanie, a raczej umocni się super resort spraw wewnętrznych, dający niewyobrażalną władzę jednemu człowiekowi – Mariuszowi Kamińskiemu, oskarżonemu już raz o nadużywanie uprawnień. Wszechwładzę ministra Ziobry już mamy, więc to akurat nie będzie żadnym newsem.

PiS „weźmie się” także za wolne media. Z pierwszych zapowiedzi wiemy, że może chodzić o reglamentowanie dostępu do zawodu dziennikarza, o którym decydowaliby medialni reprezentanci PiS w rodzaju braci Karnowskich.

Kobiety – do domu, do garnków i dzieci. Tę wizję przedstawił jasno zmarły nagle Jan Szyszko: chodzi o forsowanie jedynego według PiS normalnego modelu rodziny, czyli „siedzącej” w domu matki, wychowującej kilkoro dzieci, z mężczyzną w roli dostarczyciela pieniędzy. To plus całkowity zakaz aborcji i katolicko-narodowa dyktatura prawna i instytucjonalna równa się w praktyce ubezwłasnowolnieniu kobiet i pozbawieniu ich wpływu na życie publiczne.

Zacieśnienie więzów z Rosją – mentalnych i gospodarczych – bo wiele wskazuje na to, że PiS będzie kontynuował marsz na wschód.

Po stronie KO mamy umiarkowany konserwatyzm. Utrzymanie status quo w sprawach obyczajowych, np. aborcji, akt naprawczy RP, przywracający praworządność i porozumienie dla naprawy służby zdrowia, powściągliwość w sprawach LGBT i obecności Kościoła katolickiego w życiu publicznym, liberalizm gospodarczy i umiarkowany ton w większości spraw poruszających opinię publiczną. Ekologia i walka ze smogiem tak, ale nie na pierwszym planie. Umacnianie niezależności samorządów. Silny przekaz proeuropejski. Unia jako wartość, Polska jako mocna i wartościowa jej część. Plany naprawy zrujnowanej – zdaniem KO – dyplomacji.

No i wreszcie lewica. Wyrazistość. Opowiedzenie się po stronie zdecydowanego rozdziału Kościoła od państwa, przeciw zupełnie wolnej, liberalnej gospodarce. Prawa kobiet, liberalizacja aborcji, związki partnerskie. Idee dialogu społecznego.

PSL jak zawsze, pełni rolę języczka u wagi. Jaką odegra rolę, nie wiadomo. Bo poglądy miewa różne, w zależności od sytuacji.

Wszystkie ugrupowania opozycyjne łączy rzecz jasna mocna retoryka antypisowska, choć w praktyce partia Jarosława Kaczyńskiego flirtuje czasem delikatnie z PSL.

Ciekawe jest to, że pierwszy chyba raz do wyborów nie idą właściwie partie, ale koalicje: Zjednoczona Prawica, Koalicja Obywatelska, Lewica i Ludowcy z Kukiz 15.

Co z tego będzie, nie wiemy, ale wszystkim koalicjom oddaję sprawiedliwość: jak na standardy polityczne zachowują się bardzo przyzwoicie, w zasadzie mówiąc wyborcom prawdę, jeśli nie wprost, to swoimi czynami. Kto jest przytomny i uważny, nie będzie mógł powiedzieć, że nie wiedział, co wybiera.

I znów: Jerzy Janiszewski (autor logo Solidarności)

4 myśli na temat “Goebbels Jacek Kurski, fuererek Kaczyński i fasada demokracji”

Dodaj komentarz